Ot, jeden z uroczych żarcików Waldemara Malickiego, na szczęście niedotyczący Opery Krakowskiej; w niej spektakle rozpoczynają się o 18.30. Tak też zaczął się wieczór „Czas na hity Malickiego i Kmity”, przygotowany na potrzeby telewizyjnej Dwójki w Centrum Kongresowym ICE w Krakowie.
Ono też było dla Malickiego powodem do żartu; komplementując wspaniały obiekt, zatem i drogi, dorzucił: „Widać, że Kraków, od kiedy pozbył się Festiwalu Beethovenowskiego pani Pendereckiej, stać na wszystko”.
Co to znaczy konsekwencja; ów wirtuoz fortepianu żartował z wielkiego kompozytora i jego żony jeszcze w czasach, gdy dawał solowe „Piano classic show”.
Dziś, gdy hasa po kraju i świecie ze swą Filharmonią Dowcipu, to już showman pełną gębą, mistrz dowcipu lekkiego, zwiewnego, rzucanego w pół słowa, choć, bywa, że jest ono całe, jak w sentencji o tym, że „Opinia jest jak dupa, każdy ma własną”. Już niegdyś pisałem o Malickim, że to Wasowski z Przyborą fortepianu, teraz co najwyżej Koftę bym dodał. Malickiego już dawno powinny wziąć na utrzymanie ministerstwa kultury i edukacji pospołu, on wszak swymi programami więcej czyni dla edukacji muzycznej Polaków niż Franciszek dla dobra całego Kościoła.
Właśnie tą bezpośredniością, tym docieraniem do ludzi dowcipem, autoironią, złośliwostką. U niego Beethoven, Mozart czy Szostakowicz zderzają się z hitami dla gawiedzi, żarty z sopranistki towarzyszą mimochodem rzucanym informacjom o skalach głosu i instrumentach, a Bach splata się z jazzowym evergreenem o świętych idących do nieba. Całość wieńczy, już na bis, piękna kompozycja Rodriga „Concierto de Aranjuez”.
Bo bis był, rzecz jasna, a i owacja na stojąco też. Jakże zasłużona po zabawie na poziomie muzycznej maestrii, bo taki prezentuje orkiestra (że o jej poziomie seksapilu nie wspomnę) pod batutą Bernarda Chmielarza, taki – soliści: Anita Rywalska (sopran), tenor Marcin Pomykała czy ognista skrzypaczka i wokalistka Marta Zalewska...
Ale oczywiście biliśmy brawo stojąc także Grupie Rafała Kmity. To był rewelacyjny pomysł, by zderzyć Filharmonię Dowcipu z tą krakowską formacją, również będącą fenomenem w sferze rozrywki, jakże zdominowanej przez tzw. kabarety, obrażające tak tradycję tego gatunku, jak i inteligencję odbiorców.
Fakt, że nie każdego da się obrazić, niczego nie zmienia. Formacja Kmity łączy profesjonalny, literacki tekst, zawodowe aktorstwo i muzykę, autorstwa wykształconego kompozytora, Bolesława Rawskiego. Czyli coś, czego od 20 lat, lekko licząc, na polskiej estradzie nie ma. Co jest – widać jak Polska długa i szeroka.
Nieważne, nad Bałtykiem, na Mazurach czy w górach – wszędzie dennie. A u Kmity żadni paranormalni, żadnych skeczów męczących, jeno błyski dowcipu słownego i sytuacyjnego. I zawsze stosownie spuentowanego.
Czerpał w tym programie Rafał Kmita z prezentowanych już w teatrach programów „DOŚĆ!… dobry wyrób kabaretopodobny” oraz „Jeszcze nie pora nam spać”, ale i dodał rzeczy premierowe, jak czwartą wersję „Radia”, czy powalający monolog syna, który przez telefon oznajmia mamie zamiar rzucenia się z dachu wieżowca. Stworzył Kmita perełkę, ale też znalazł do niej fantastycznego aktora, Karola Wolskiego, który w tym programie jest kimś na kształt antreprenera.
Teraz pewnie pogłowią się Rafał Kmita i Jacek Kęcik, scenarzysta i reżyser Filharmonii Dowcipu, jak przygotować z tego dwa odcinki, które telewizyjna „Dwójka” ma pokazać w czasie Wielkanocy. I niech od razu zamawia u Kęcika i Kmity kolejne.
To był wspaniały wieczór. Ledwo kwadransik przeleciał, przerwa, znów kwadransik... I koniec. A na zegarku 22.15.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?