– Z czterech najbardziej znanych małopolskich pięściarzy już trzech: Mariusz Wach, Andrzej Wawrzyk i Artur Szpilka przegrało swoje walki życia. Dlaczego z Panem ma być inaczej?
– Dlatego, że nie patrzę na innych, tylko robię swoje. Skupiam się na sobie. Mam wielkie marzenia, które chcę zrealizować. Mój charakter jest taki, że cele – które przed sobą stawiam, jeden po drugim chcę realizować. Do tej pory wszystko mi się udaje, więc dlaczego tym razem miałoby pójść coś nie tak? Uważam, że zwycięstwo, chociaż będzie o to bardzo, bardzo trudno, jest do osiągnięcia. Walka jest do wygrania. Mocno w to wierzę. Gdybym nie wierzył, nie byłoby przygotowań, czy tej rozmowy. Nigdy nie robię czegoś, do czego nie mam przekonania.
– 29 marca w Berlinie o pas federacji IBF zmierzy się Pan z Yoanem Pablo Harnan-dezem. Krzysztofa Włodar-czyka – prywatnie Pana przyjaciela, z tego porównania wykluczmy, ale jak Kubańczyk wypada na tle mistrzów pozostałych organizacji?
– Uważam go za najmocniejszego w tej wadze. Ludzie z magazynu „The Ring” znają się przecież na boksie, zjedli na tym sporcie zęby, właśnie Hernandeza uznali za najlepszego na świecie. Jest świetnym technikiem. Potrafi przyjąć mocny cios, a potem jeszcze wygrać. Dlatego jest mistrzem.
– Kubańczyk wybrał akurat Pana na rywala w dobrowolnej obronie tytułu. Przypadkiem nie lekceważy polskiego zawodnika?
– To pewny siebie pięściarz, ale też właśnie dlatego, że jest Kubańczykiem i taką kubańską dumę widać w jego zachowaniu. Czasami to jednak nie służy. On dobrze wiedział, że lada chwila i tak musiałby zmierzyć się ze mną. Zrobił taki krok na skróty, a ja się z tego bardzo cieszę, bo nie będę musiał czekać do jesieni. Z drugiej strony, w jakimś wywiadzie Hernandez stwierdził, że wybrał najsilniejszego rywala z pierwszej piętnastki rankingu IBF.
– Już pięć lat temu sparował Pan w Niemczech właśnie z najbliższym rywalem. Kubańczyk twierdzi, że tego w ogóle nie pamięta. A Pan?
– Pamiętam dokładnie. Wszystko: miejsce, moment kiedy wchodziłem między liny. Dwa razy z nim sparowałem. On był wtedy mistrzem świata amatorów. Był taką gwiazdą sezonu w stajni Sauerlanda.
– I jak szło?
– Nieźle. Nie będę mówić, wygrałem czy nie. Zobaczyłem jednak, jak się porusza. Na pewno z tych sparingów coś dla siebie wziąłem.
– Już wtedy pomyślał Pan sobie o nim: O, ten facet będzie mistrzem zawodowców?
– Tak. Już wtedy był bardzo dobry. Sparował też z Krzyśkiem Włodarczykiem i Tomkiem Hutkowskim. Każdy, kto się interesuje boksem, zna Yoana Pablo Hernandeza. To kawał solidnego pięściarza.
– Ze względu na chorobę Kubańczyka walka została przełożona o trzy tygodnie. To duży kłopot?
– Nie, gdyby takie przesunięcia były jeszcze jedno czy dwa, to wtedy kłopot by był. Teraz to nie jest jakaś większa przeszkoda.
– W głowie nie pojawiła się myśl, że Hernandez wcale nie jest chory, tylko po prostu chce dłużej potrenować, zanim wyjdzie z Panem do ringu?
– Myśl to się pojawiła, ale taka, żeby przypadkiem jakiejś kontuzji nie złapał. Miał uraz dłoni. W pierwszej chwili zmartwiłem się, czy coś się właśnie z nią nie stało. Nie wyobrażam sobie nawet, żeby do tej walki nie doszło. Jestem nastawiony mentalnie. Modlę się tylko, żebyśmy wyszli do ringu.
– Apropos, pech to akurat Pana nie omijał, patrząc na urazy w pańskiej karierze.
– Niestety tak. Kontuzje to przykra strona tego sportu. Czasami już będąc między linami, można przez uraz przegrać. Pęka łuk brwiowy i człowiek nie ma na to wpływu.
– W Pana grupie nie brakuje walczących w tej samej wadze kolegów. Pomagają w sparingach?
– Tak, ale z czasem coraz mniej, bo się przecież dobrze znamy.
– Wiem, że promotorzy ściągnęli dla Pana sparingpartnerów z byłego Związku Radzieckiego.
–Tak. Był taki ciekawy chłopak z Łotwy. Mańkut, który stylem przypomina Hernandeza. Teraz mamy umówionego wysokiego Anglika.
– Berlin oznacza, że Pana walkę z wysokości trybun może obejrzeć mnóstwo rodaków.
– Spodziewam się wielu kibiców. Wiem, że pojadą ludzie z Krynicy, Poznania. Bilety kupują osoby nawet z Ukrainy, Londynu. To dla mnie bardzo istotne. Walka odbędzie się na wyjeździe, więc wsparcie polskiej publiczności będzie ważne.
– Jest Pan pięściarzem, którego takie olbrzymie zainteresowania bardziej mobilizuje niż deprymuje?
– Taki jestem. Nigdy nie zapomnę, a w Krynicy walczyłem trzy razy, jak ludzie skandowali moje nazwisko. Krzyczeli: „mistrz, mistrz Kołodziej”. Właśnie między innymi dlatego chcę podziękować społeczności krynickiej i w moim mieście postanowiłem otworzyć gym. Ludzie z Krynicy byli ze mną w ważnych dla mnie chwilach, a ja teraz chcę zrobić coś dla nich.
– Otwarcie już 1 kwietnia. Ma się zjawić sam „Diablo” Włodar-czyk, czyli wtedy jeden z dwóch polskich mistrzów świata?
– (uśmiech) To mojej wielkie marzenie. Oby tak się stało.
– Po głowie chodzi Panu pomysł, żeby w Krynicy przed swoimi walkami pracowali koledzy z Pana grupy, czyli właśnie między innymi Włodarczyk czy Szpilka?
– Chodzi, ale to już nie ode mnie tak naprawdę zależy. Marzę o mistrzostwie, ale też o tym, żeby moje przygotowania przed kolejnymi pojedynkami odbywały się w gymie w Krynicy. Zobaczymy, czy uda się to zrealizować.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?