MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pomagierzy Magiery...

Ryszard Niemiec
Masowa peregrynacja świata dziennikarskiego do Dortmundu, na mecz Legii z Borussią jawi się jako przejaw niepoprawnego optymizmu. Także jako przejaw głębokiej nieznajomości sztuki opisywania skomplikowanej materii świata wyczynu. Dwie kwestie świadczą o tym najdobitniej.

Pierwsza to naiwna wiara w magiczne zdolności Jacka Magiery, który na zasadzie deus ex machina był w stanie odmienić oblicze zespołu, nad którego degradacją pracowano bardzo długo. Ten przesympatyczny i inteligentny magister heraldyki, wedle rozlicznych, dziennikarskich utworów za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z chwilą wejścia do szatni, miał tchnąć w drużynę nowego ducha. Podniósł ją z kolan, poukładał na nowo, zamienił hokus-pokus słabeusza (Legia - Borussia 0:6) w herosa zdolnego (w rewanżu) wziąć odwet. Wszystko to w okresie, kiedy pokłady energii u graczy są na wyczerpaniu i kiedy raczej nie daje efektu żadna forma odbudowy potencjału motorycznego. Spośród nowych sposobów kształtowania pożądanych postępów zespołu, jakie zastosował Magiera, na uwagę zasługuje metoda szkoleniowa, polegająca na dwukolorowości getrów, używanych w treningowej grze szkolnej. Chodziło ponoć o to, aby piłkarzom, którzy mieli obowiązek kopać piłkę „słabszą” nogą, łatwiej było rozpoznać właściwą kończynę dolną. Przy okazji udało się wzmocnić czucie mięśniowo-wzrokowe piłkarzy, bardzo ważne zwłaszcza w działaniach defensywnych zespołu.

Dokładniejszych danych na temat tego nowatorstwa szkoleniowego nie podano, choć bardziej dociekliwi instruktorzy w terenie chcieliby wiedzieć, jak wygląda dobór kolorystyki u piłkarzy np. lewonożnych. Mają ubierać białe getry, tak jak ci, co lepiej operują prawą nogą, czy raczej powinni założyć getry czerwone, dla kontrastu chociażby…

Drugim, ważnym aspektem błędnego spojrzenia na sytuację naszego przedstawiciela w Lidze Mistrzów, jest dziennikarski woluntaryzm oceny tego, co się kryje za remisem z Realem i dwoma pogromami z Borussią. Kto miał oczy, widział wyraźnie luzackie podejście obu drużyn. Ronaldo z kolegami ani razu nie włączyli piątego biegu, niespecjalnie przejęli się traconymi bramkami. Rezerwiści Borussii zaś zafundowali sobie sparring z wyraźnym akcentem na skuteczność w ataku, ostentacyjnie lekceważąc czynności obronne. Żeby było nam bardziej przyjemnie, puścili na plac bramkarza po długiej przerwie, a ten okazał się nieruchliwym misiem, ani w jednym aspekcie nie lepszym od naszego Cierzniaka.

Masowa turystyka dziennikarska miała ukryte cele publicystyczne. Do kraju miała trafić atrakcyjna konstrukcja sprawozdawcza, eksploatująca cud na kiju: w Warszawie łomot sześcioma bramkami w plecy, a w rewanżu, za sprawą magii Magiery - zwycięski remis! Nic z tego, został jeno ślad po niczym uzasadnionym optymizmie. Był nim odprysk urzędowej nadziei wyrywającej się z piersi komentatora Żewłakowa, w chwilę po puszczonej między nogami Cierzniaka ósmej bramce. Mówił, że podważyła ona wielce chwalebny rezultat 7:4…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski