Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja i duchy

Redakcja
Ta krytyczna ocena nie jest niczym zaskakującym. Odkąd kryminalistyka podjęła współpracę z jasnowidzami - a historia tych kontaktów liczy niemal sto lat - nie odnotowano w zasadzie żadnego spektakularnego sukcesu sił nadprzyrodzonych w walce z przestępczością.

Czy pomiędzy mózgami ludzkimi, nieskończenie doskonalszymi od maszyn skonstruowanych ręką ludzką, mogą istnieć nie zbadane dotąd nici?

W ostatnim czasie policja dokonała bilansu współpracy z jasnowidzami, okultystami, radiestetami, bioenergoterapeutami i innymi osobami, trudniącymi się doświadczeniem pozazmysłowym. Efekty kolaboracji są mizerne. Wskazówki uzyskiwane tą drogą przez prowadzących śledztwo są bałamutne, w najlepszym razie tak ogólnikowe, że praktycznie bezużyteczne.
 Nie powinno to jednak zrażać organów ścigania. Dotychczasowe próby są wprawdzie mało zachęcające, ale nigdy nic nie wiadomo. "Daleki jestem od uznawania duchów, jawiących się na usługi rozmaitych histeryczek - wyznał w roku 1921 zajmujący się tymi zjawiskami dr Kazimierz Szczepański, inspektor policji państwowej w Krakowie - ale, skoro nie wiemy do dziś naukowo, czym jest właściwie elektryczność, jeżeli zmysły nasze nie są w stanie uchwycić, co wiąże magnes z kawałkiem żelaza, to nie możemy nie przyjąć hipotezy, iż pomiędzy mózgami ludzkimi, nieskończenie czulszymi i doskonalszymi od maszyn skonstruowanych ręką ludzką, mogą istnieć nie zbadane dotąd nici, dla zmysłów naszych nieuchwytne". Podzielmy tę chwalebną, daleką od uprzedzeń postawę bezstronnego badacza i sami oceńmy.
 Znajdujemy się oto w sali konferencyjnej wiedeńskiego Intstitut für kriminal-telepatische Forschung przy Aspernbruckemgasse 5. Jego dyrektor - dr Leopold Thoma, zaprzysiężony biegły sądowy z zakresu telepatii, wita właśnie gości zaproszonych na seans mediumiczny, prawników i dziennikarzy. W gronie wiedeńskich prokuratorów i sędziów jest również Ubald Tartoruga, któremu zawdzięczamy tę relację, berliński radca rządowy, autor naukowego dzieła "Kriminal Telepathie und Retroskopie" i nieco mniej poważnego "Pitavala berlińskiego".
 Gospodarz spotkania dr Thoma przedstawia swoje medium, panią Steininger, występującą pod pseudonimem Megalis. Po wprowadzeniu jej w trans, jeden z obecnych, dr Fasal, podaje czas, dzień i godzinę oraz miejsce zdarzenia, które jest przedmiotem prowadzonego właśnie przezeń śledztwa. Dr Fasal przyniósł na zebranie, nie uprzedzając o tym nikogo, akta sprawy.
 Dr Thoma zwraca się do Megalis: - Proszę opowiedzieć przebieg zdarzenia.
 Megalis: - Pewien pan i kobieta idą do jakiegoś miejsca rozrywkowego, następnie wychodzą. Jest jeszcze jeden mężczyzna. Idą w trójkę do okrągłego budynku teatralnego.
 Dr Fasal: - Proszę zapytać o broszkę.
 Megalis: - Nie widzę broszki tylko szpilkę. Dziewczyna odchodzi dwukrotnie od swych towarzyszy, za drugim razem oddaje szpilkę młodemu człowiekowi.
 Dr Thoma wyprowadza Megalis z transu. Dr Fasal relacjonuje z akt fakty, zdarzenie sprzed roku. Pewien Włoch zaprosił wówczas do restauracji dziewczynę. Podczas obiadu poprosiła o jego szpilkę od krawatu, by spiąć bluzkę. Następnie poszli do teatru. Dziewczyna dwukrotnie, twierdząc iż jej słabo, wychodziła z widowni do foyer. Po przedstawieniu stwierdziła, iż nie ma szpilki. Musiała ją zgubić. Podejrzliwy Włoch złożył skargę na policji.
Seans, na którym zebrani z aplauzem przyjęli wizję pani Megalis, odbył się 17 czerwca 1921 roku. Kilka tygodni wcześniej medium to zetknęło się ze sprawą znacznie bardziej skomplikowaną. 11 stycznia 1921 r. wieczorem, w Krakowie, przy ulicy Floriańskiej zostali zamordowani jubiler Zahn i jego żona. Morderstwo miało tło rabunkowe, zginęły zegarki, broszki, pierścionki. Ciała ofiar, leżące w kałużach krwi, znalazła ich córka, która po 9 wieczorem, zaniepokojona nieobecnością rodziców, poszła po nich do sklepu. Przejęta grozą wybiegła na ulicę, wołając o pomoc. Nim na miejsce przestępstwa dotarła właściwa ekipa śledcza, wszystkie ewentualne ślady, mogące naprowadzić na trop sprawców, zostały skutecznie zadeptane i zatarte przez zwabionych krzykiem przypadkowych policjantów, funkcjonariuszy towarzystwa ratunkowego, tłum ciekawskich i reporterów prasy.
 Śledztwo prowadzone było starannie i sumiennie, lecz nie przyniosło żadnych rezultatów. Gdy ostatecznie utknęło w martwym punkcie, prowadzący zdecydowali się na krok dotychczas w praktyce policyjnej nie stosowany. Przeprowadzono z medium, prof. H., dwie sesje hipnotyczne, a następnie dr Szczepański zwrócił się do dr. Thomy, by podobny seans urządził w Wiedniu, ze swoim medium, a wyniki przesłał do Krakowa. Postanowiono, że jeśli szczegóły uzyskane przynajmniej w dwóch eksperymentach będą się pokrywać, śledztwo podąży tropem przez nie wskazanym.
 Wyniki seansów krakowskich nie były publikowane, pozostały w aktach sprawy, których dziś już nie ma. Zostały po jakimś czasie zmakulaturowane. Zachował się tylko stenogram nadesłany z Wiednia; opublikował go krakowski "IKC", a potem zamieścił dr Szczepański w swej książce "O metodzie w śledztwie kryminalnym". Oto jego treść:
 Dr Thoma: - Mamy 11 stycznia br. w Krakowie, ul. Floriańska l.29, wpół do 7 wieczorem. Proszę wejść do tego domu.
 Medium: - Już tu jestem. Na rogu jest mały sklepik - więcej niż na rogu. Jest tam ciemna, mała ulica. Tak, tam jest sklep z biżuterią. Sklep ma jedno okno.
 Dr Thoma: - Co pani tam widzi?
 Medium: - W sklepie znajduje się kobieta, średniego wzrostu, silniejszej budowy ciała, o ciemnych włosach.
 Dr Thoma: - Co ta kobieta robi?
 Medium: - Ma teraz w ręce pudełko, do którego coś wkłada.
 Dr Thoma: - Proszę pozostać przy tej kobiecie i opisać, co się dalej dzieje.
 Medium: - Teraz przychodzi jakiś mężczyzna wyższego wzrostu, o jasnych włosach, usta ma charakterystycznie krzywe. Nie podoba mi się. Znów odchodzi. Teraz wchodzi dwóch mężczyzn, około 10 minut po wpół do ósmej. Jeden z mężczyzn jest niskiego wzrostu, słaby fizycznie, o ciemnym dużym wąsie. Kobieta leży na ziemi z okrwawioną twarzą. Jest tam jeszcze jeden mężczyzna, który leży na ziemi.
 Dr Thoma: - Czy ci ludzie tam jeszcze są? Jak wyglądają?
 Medium: - Jeden jest mniejszy, smukły, ma czarne włosy i okulary, cwikiery.
 Dr Thoma: - Proszę opisać dokładnie okulary.
 Medium: - Szkła bez oprawy, okrągłe. Mężczyzna jest źle ogolony.
 Dr Thoma: - Jak ubrany?
 Medium: - Liche ciemnoniebieskie ubranie, bardzo zdefektowane. Orientuje się w domu doskonale. Stał przy oknie i chwycił kobietę z tyłu.
 Dr Thoma: - Jak wygląda drugi mężczyzna?
 Medium: - Inteligentnie, nie jest odstręczający.
 Dr Thoma: - Gdzie idą po wyjściu ze sklepu?
 Medium: - Na końcu ulicy jest duży gmach, który wygląda jak u nas kościół, można przezeń przechodzić na obie strony naprzeciw ulicy; idą dalej tą ulicą, do małego dwupiętrowego domu. Obaj wchodzą do środka, idą na 1 piętro, ostatnie drzwi są zielone. Tam wchodzą.
 Dr Thoma: - Proszę wyjść na ulicę i zobaczyć numer domu.
 Medium zamiast odpowiedzi kreśli jakąś liczbę w powietrzu.
 Dr Thoma: - Czy mordercy są tam jeszcze?
 Medium: - Tak jest.
 Relacje wszystkich trzech mediów - stwierdza dr Szczepański - różniły się istotnie między sobą, a ich fantazjowanie było bardzo widoczne. Media krakowskie znały sprawę z prasy, a dr Thoma wiedział o niej z listu dr. Szczepańskiego, który przedstawił mu nawet szczegółowo topografię ul. Floriańskiej, wraz z opisem kościoła Mariackiego. Mimo fiaska eksperymentów poszukiwano i odnaleziono dwupiętrowy dom zajezdny, z zielonymi drzwiami, choć w kierunku przeciwnym od wskazanego, na Kleparzu. Krytycznego dnia mieszkali tam ponoć włoscy żołnierze. Tyle udało się ustalić. Sprawców zabójstwa nie wykryto.
 Nie lepiej spisywali się jasnowidzący w innych sprawach. Pojawiają się przy okazji każdej głośnej afery kryminalnej. Wypowiadali też swoje opinie podczas poszukiwań, porwanego w 1932 roku w USA, synka pułkownika Lindbergha. Dialog bratysławskiego telepaty Golda z medium relacjonował warszawski "Kurier Poranny":
 - Co teraz robią z dzieckiem?
 - Pielęgnują je, dziecko płacze...
 - Kiedy wróci do rodziców?
 - W ciągu 4 tygodni.
 - Czy wróci zdrowe?
 - Nie.
 - Co dolega dziecku?
 - Febra, gorączka.
 - Czego chcą ludzie więżący dziecko?
 - Pieniędzy.
 - Jakie jest właściwe zajęcie rabusiów?
 - Żadne.
 - Czy żyją z przestępstwa?
 - Przeważnie.
 - Dlaczego trzymają dziecko jeszcze u siebie?
 - Boją się...
 Dwa amerykańskie media utrzymywały, iż porwania dokonały 4 osoby, trzech mężczyzn i jedna korpulentna kobieta. Inne widziały chłopca w dużym czarnym aucie, jadącym do wielkiego miasta. Raz miał to być Nowy Jork, raz Chicago. Słynny cadyk z Góry Kalwarii utrzymywał, iż dziecko żyje, jest zdrowe i niebawem wróci do domu. Ciało chłopca znaleziono w kilka tygodni potem, w lesie opodal domu. Został zamordowany zaraz po uprowadzeniu przez samotnego porywacza.
W okresie międzywojennym bardzo znanym, polskim jasnowidzem był inż. Stefan Ossowiecki. W jego książkach i w książkach o nim przeczytać można o wielu eksperymentach, w których ujawniał swój dar jasnowidzenia, również i na potrzeby policji. Mniej znany jest natomiast incydent, kiedy to inż. Ossowiecki z myśliwego tropiącego przestępcę, sam stał się zwierzyną.
 18 lutego 1932 roku w jego luksusowo urządzonym, 9-pokojowym mieszkaniu przy ulicy Polnej w Warszawie pojawili się nieoczekiwanie w towarzystwie funkcjonariuszy policji prokurator wojskowy płk dr Zieliński i prokurator cywilny Baciarelli. Jasnowidz Ossowiecki nie tylko nie przewidział tej nagłej wizyty; niemniej zaskoczony był jej celem. Prokuratorzy nie przyszli prosić o pomoc w śledztwie. Przedstawili nakaz rewizji, której przeprowadzenie zajęło im następnie kilka godzin, od 5 po południu do 11 wieczorem. Zakwestionowano i zatrzymano na potrzeby śledztwa stosy dokumentów i listów. Kilka z nich było nie rozpieczętowanych. - Proszę je otworzyć - zwrócił się prokurator Zieliński do inż. Ossowieckiego. - Czy pan nie słyszał o moim darze jasnowidzenia? Mogę w każdej chwili przedstawić panu treść tych listów, nie otwierając ich.
 Prokuratorzy nie mieli jednak ochoty na spirytystyczne eksperymenty. Do apartamentów jasnowidza sprowadziła ich sprawa aż nadto przyziemna, konkretna i prozaiczna. Ossowieckiemu postawiono zarzut z art.149 i 591 k.k. - nakłaniania do nadużycia władzy, polegającym na sprzecznym z prawem pośrednictwie przy wyrabianiu koncesji, parcelacji i zakupie nieruchomości od osób prywatnych przez skarb państwa, ze szkodą dla tego ostatniego.
Bezpośrednią przyczyną wszczęcia oficjalnego śledztwa, po okresie dyskretnej obserwacji działalności Ossowieckiego w różnych urzędach i instytucjach, była afera związana z wykupem przez skarb państwa 350-hektarowego majątku Ławica pod Poznaniem. Na mocy specjalnych przepisów, obowiązujących w Poznańskiem, tereny te zostały zajęte przez wojsko, pod nieobecność przebywającego za granicą właściciela Mateusza Fuksowicza. Po powrocie do kraju Fuksowicz podjął starania o zdjęcie sekwestru i zwrot lub wykup majątku przez państwo. Hr. Starzeński i p. Czajewiczowa, dama z poznańskiego high life’u dali mu do zrozumienia, iż dzięki pośrednictwu Ossowieckiego może uzyskać o wiele wyższe, niż oficjalną drogą, odszkodowanie. Tak też się stało.
 Majątek przeszedł na własność skarbu państwa za mocno wygórowaną kwotę 3 milionów złotych. Ossowiecki miał obiecane za fatygę 100 tys. zł. Fuksowicz po załatwieniu transakcji nie zamierzał jednak płacić. Naciskany przez Ossowieckiego złożył na niego doniesienie do prokuratury, twierdząc iż sam nie miał pojęcia, iż korzystna dlań oferta jest wynikiem korupcji.
 Wizyta policji w domu jasnowidza przeciekła do gazet. Nazajutrz Warszawa huczała od plotek. Ossowiecki zredagował i rozesłał do prasy oświadczenie: "W sprawie tego nader przykrego zajścia oświadczam stanowczo i kategorycznie, iż zaszło poważne nieporozumienie denuncjacyjne, które w krótkim czasie winno być wyjaśnione". Publiczne oświadczenie złożył też referent prawny urzędu budowlanego T. Skrzetuski, którego korzystna dla Fuksowicza opinia prawna zadecydowała o kwocie odszkodowania. Skrzetuski odpierał zarzuty: "zamieszano mnie w sprawę przez czystą złośliwość".
 Przez kilka dni prasa pełna była domysłów, spekulacji co do losów dalszego śledztwa w tej sprawie. Informowano ogólnikowo o skargach i donosach napływających do prokuratury. Stopniowo jednak tytuły dotyczące korupcyjnej afery jasnowidza stają się coraz mniejsze, a treść doniesień coraz bardziej stonowana. W marcu pojawia się zwięzła notatka, iż śledztwo najprawdopodobniej zostanie umorzone. Płk Zieliński przechodzi w stan spoczynku, obejmuje stanowisko prokuratora przy Sądzie Najwyższym.
 27 kwietnia jakiś dociekliwy reporter dowiaduje się jeszcze o kolejnej rewizji w mieszkaniu Ossowieckiego, w celu uzupełnienia niekompletnego materiału dowodowego. Po tej dacie o Ossowieckim odnalazłem w gazetach tylko informację, iż przeprowadził - bez rezultatu zresztą - seans spirytystyczny w poszukiwaniu zaginionego w tajemniczych okolicznościach znanego bankiera L. O śledztwie w sprawie majątku Ławica nie znalazłem już nic.
Jan rogÓŻ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski