MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podzieleni. Polacy po 10 kwietnia żyją w okowach wojny religijnej

Włodzimierz Knap
Obie strony są przekonane, że walczą o prawdę, są moralnie lepsi, jedynie wiarygodni w ustalaniu przyczyn tragedii z 10 kwietnia 2010 roku - podkreśla prof. Tadeusz Borkowski. I boleje, że jeśli sprawa jest tak stawiana, to porozumienie nie jest możliwe. Naród nadal będzie mocno podzielony

Katastrofa pod Smoleńskiem przyniosła przede wszystkim dwojakiego rodzaju fatalne skutki społeczne - mówi prof. Marek Bankowicz, kierownik Katedry Współczesnych Systemów Politycznych UJ. Po pierwsze, w sumie kilkadziesiąt procent Polaków znajduje się w swego rodzaju okowach wojny religijnej. Za cel mają obronę jedynie prawdziwej - w ich mniemaniu - "wiary", "religii". A takie konflikty, jak dowodzą tysiąclecia historii z różnych państw, w tym Polski, przynoszą skutki najgorsze z możliwych.

Kto wierzy w zamach
Na jednym biegunie, generalizując, stoją zwolennicy tego, że 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem doszło do wypadku lotniczego. Ich przeciwieństwem są Polacy trwający w przekonaniu, że miał wówczas miejsce zamach, który przede wszystkim miał pozbawić życia prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Odsetek tych drugich wynosi obecnie od 22 do 31 proc. - w zależności od badania i firmy, która je przeprowadziła. To oznacza, że tak myślących osób przybywa, bo w 2011 r. było ich 12 proc., w 2013- 17 proc. Najczęściej w taki scenariusz wierzą młodzi Polacy (18-24 lata), bo aż 34 proc. Wśród najstarszej grupy wiekowej odsetek wynosi 17 procent. Osoby z wykształceniem podstawowym dają wiarę w spisek dwa razy częściej (prawie 40 proc.) od tych z wyższym (17 proc.).

Gdzie interes państwa
Prof. Grażyna Skąpska, socjolog z UJ, przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, przekonuje, że doprowadzenie do stanu napięcia między obozami jest w sporej mierze skutkiem tego, że jesteśmy demokracją w stanie dojrzewania. - Wielu z nas brakuje poczucia wagi tego, czym jest racja stanu państwa polskiego, jego dobro i interes publiczny - podkreśla. Zwraca uwagę, że tocząc zapiekłe spory, zapominamy, szczególnie nasze elity, iż Polska nie jest samotną wyspą.

- Mamy sąsiada, który perfekcyjnie potrafi wykorzystać kłótnie wewnątrz społeczeństwa. Moskwa tylko czeka na potknięcia Polski, a nie brakuje wśród naszych rodaków takich, którzy mniej lub bardziej świadomie tańczą tak, jak Kreml zagra - przestrzega prof. Skąpska. Twierdzi, że wobec tak zachowujących się rodaków jak ulał pasuje określenie Lenina: "pożyteczni idioci".

Zniechęceni
Drugą, co najmniej równie bolesną konsekwencją wydarzeń sprzed pięciu lat jest to, że także kilkadziesiąt procent Polaków w reakcji na zachowanie "krzyżowców" (po obu stronach) jeszcze mocniej niż dotychczas obojętnieje na sprawy publiczne. Mają po prostu dość walki "dwóch dzikich plemion". Prof. Andrzej Rychard, socjolog z PAN, tę grupę szacuje na około 40 proc. - I będzie rosła - prognozuje.

Dociekliwi Rozczarowani
W ocenie prof. Grażyny Skąpskiej, jest jeszcze jedna grupa wśród Polaków, która dotkliwie odczuwa skutki tragedii sprzed pięciu lat. - To ci, którzy chcą patrzeć bez emocji, ale za to z namysłem, szukając przyczyn katastrofy - mówi.
W jej ocenie, dociekania prowadzą do smutnych refleksji. Wynika z nich, że ludzie, którzy odpowiadali za przygotowania (w tym za lot do Smoleńska) do uroczystych obchodów upamiętniających 70-lecie zbrodni katyńskiej, w tym wysocy urzędnicy państwa polskiego, zachowali się niczym partacze, a w dodatku nie ponieśli żadnych konsekwencji.

Zdaniem prof. Skąpskiej, brak fachowości i bezkarność za przyczynienie się do wielkiej katastrofy skutkuje m.in. osłabieniem zaufania do państwa ze strony większości Polaków. Identyczne konsekwencje przynoszą błędy w prowadzeniu śledztwa, a także brak mądrej polityki informacyjnej ze strony rządu i prokuratury czy rażący nieraz brak profesjonalizmu ze strony ekspertów (np. przy kopiowaniu taśm z tzw. czarnej skrzynki).

Moralnie lepsi
Niemal identyczne porównania z zakresu wiary, religijności, lecz też irracjonalności oraz etyki nasuwają się prof. Tadeuszowi Borkowskiemu, socjologowi z UJ i Akademii Ignatianum. - Obie strony są przekonane, że walczą o prawdę, są moralnie lepsi, jedynie wiarygodni - mówi krakowski socjolog.- Jeśli tak sprawa jest stawiana, to czy możliwe jest porozumienie? - retorycznie pyta.

Prof. Bankowicz stawia natomiast kolejne retoryczne pytanie:- Czy trzeba tłumaczyć, jak straszliwe skutki dla państwa, a jeszcze bardziej dla więzi narodowych, społecznych, rodzinnych, przyjacielskich, koleżeńskich przynosi dramatyczny podział wokół katastrofy lotniczej z 10 kwietnia 2010 r.?

Rdzeniem polityka
Katastrofa pod Smoleńskiem była wydarzeniem wyjątkowym w dziejach Polski. A skoro tak, to i jej skutki muszą być szerokie oraz głębokie dla przynajmniej części naszego społeczeństwa. Tragedia, która dokonała się 10 kwietnia 2010 r. szczególnie ostro i mocno spolaryzowała Polaków wokół przekonań politycznych. Stało się tak dlatego, że doszło do niej w momencie, kiedy podziały ogniskujące się wokół polityki były już i tak potężne.

- Katastrofa z 10 kwietnia nie tylko umocniła podziały, lecz nadała im wymiar wręcz transcendentalny, metafizyczny. Taki sam charakter ma spór, który dzieli oba zwalczające się obozy. Między nimi istnieje przepaść, której w dającej się przewidzieć przyszłości zakopać się nie da. Obawiam się, że może być jeszcze gorzej - prognozuje prof. Bankowicz.

W jego ocenie taki scenariusz jest możliwy, ponieważ po obu stronach nie ma woli kompromisu, szans na porozumienie. - To, co się dzieje, przypomina mi spór zatwardziałego ateisty z gorliwym teistą o to, czy Bóg jest - porównuje politolog z UJ. Jedni szczerze wierzą w zamach, i z tej drogi nie zamierzają zejść, bo jak? Inni twierdzą, że była to zwykła katastrofa lotnicza, a jej przyczyny zostały dawno już przekonująco wyjaśnione.
O tym, że "batalia smoleńska" może z czasem ucichnąć, przekonany jest prof. Jacek Wasilewski, socjolog polityki ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Przypomina, że po 1989 r. przez kilkanaście lat żyliśmy podziałem solidarność-postkomuna.- Kto dzisiaj do tego wraca? Jeśli już, to "oszołomy" operują tą dychotomią - przekonuje prof. Wasilewski. Zwraca przy tym uwagę, że tamten podział był jednak dalece bardziej poważny i głęboki, ugruntowany historycznie, niż podziały związane z tragedią z 10 kwietnia.

Żadnych złudzeń
Na wygaszanie napięć związanych z katastrofą smoleńską nie radzi liczyć prof. Tadeusz Borkowski. Jest zdania, że zapiekłość wokół niej ma charakter irracjonalny. - W jakiejś mierze przypomina mi on podział na zwolenników "Wisły" i "Cracovii" - mówi prof. Borkowski.

Boleje nad tym, że emocje zdecydowanie górują. Niestety, niemal wyłącznie do głosu dochodzą te negatywne, niszczące, pogłębiające i tak silne wcześniej podziały wewnątrz polskiego społeczeństwa.

Prof. Borkowski przypomina jednocześnie, że podziały w społeczeństwie są czymś normalnym i nieuchronnym, bo różni nas np. bogactwo, inteligencja, stosunek do religii czy drużyn sportowych. W zacietrzewieniu potrafimy posuwać się bardzo daleko. W przypadku katastrofy smoleńskiej problem polega na tym, że jest to konflikt nasycony skrajnymi emocjami i twardymi postawami, o naturze wyłącznie destrukcyjnej. - Trwanie w coraz głębszych okopach destabilizuje państwo, osłabia więzi międzyludzkie - wylicza prof. Tadeusz Borkowski.

Spór jak lekarstwo
Według prof. Marka Bankowicza, konflikt "o Smoleńsk" służy obu najsilniejszym stronnictwom, czyli PO i PiS. Ich liderzy doskonale zdają sobie sprawę z tego faktu. Różnica polega na tym, że Platforma tym mocniej zyskuje, im bardziej PiS brnie w wersje o zamachu.

Partia Jarosława Kaczyńskiego, głosząc zaś teorie o zamachu, z jednej strony scala swoich zwolenników, ale też w czasie kampanii wyborczych ucieka od nich, wiedząc, że to nie jest sposób na przekonanie tzw. wyborców umiarkowanych. Bez nich natomiast ta formacja jest skazana na tkwienie w opozycji.

Prof. Grażyna Skąpska narzeka, że katastrofa smoleńska została wykorzystana w sposób karygodny dla celów politycznych. Przypomina, że pięć lat temu Polacy byli pogrążeni w żałobie. Istniała wśród nas potrzeba bycia razem i wspólnego przeżywania tego, co się stało. Rodzące się spontanicznie i masowe inicjatywy uczczenia pamięci osób, które zginęły, wpłynęły na odświeżenie więzi społecznych. Polacy niejako na nowo poczuli się wspólnotą narodową. Okres żałoby narodowej zjednoczył i wyzwolił w naszym społeczeństwie poczucie solidarności.

- Szybko jednak przyszedł polityczny wrzask - przypomina prof. Grażyna Skąpska .- Obie strony sceny politycznej wzięły się za łby, pojawiły się i teorie spiskowe, i zaniedbania ze strony ludzi, którzy powinni rzetelnie zajmować się wyjaśnianiem przyczyn katastrofy.

Przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Socjologicznego zwraca uwagę także na inną negatywną konsekwencję dramatu z 10 kwietnia 2010 r. Ma na myśli to, że obie strony barykady odwołują się do ekspertów i ich ustaleń, traktując je jako prawdę objawioną. Prof. Skąpska przypomina, że nauka piękna jest dlatego, że uczeni weryfikują ustalenia swoich poprzedników, a nie trwają w miejscu. Mówi: - Polacy przy okazji wyjaśniania powodów katastrofy są indoktrynowani, że ustalenia "ich" naukowców są nie do podważenia.

***
- Katastrofa z 10 kwietnia nie tylko umocniła podziały w społeczeństwie polskim, lecz nadała im wymiar wręcz transcendentalny, metafizyczny. Taki sam charakter ma spór, który dzieli oba zwalczające się obozy - twierdzi prof. Marek Bankowicz.

- Nadal wielu z nas brakuje poczucia wagi tego, czym jest racja stanu państwa polskiego, jego dobro, czym jest interes publiczny - podkreśla prof. Grażyna Skąpska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski