MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podsumowanie roku 2015: Film. Kino AD 2015 jest kobietą - i to silną

Urszula Wolak
„Mad Max: Na drodze gniewu” pędzi po Oscary z prędkością cysterny prowadzonej przez jednoręką kobietę
„Mad Max: Na drodze gniewu” pędzi po Oscary z prędkością cysterny prowadzonej przez jednoręką kobietę Fot. archiwum
1. „Ex Machina”, Alex Garland. Jeden z najambitniejszych filmów z gatunku science fiction, jaki kiedykolwiek widziałam. Podobnie jak w „Mad Max 3” prym wiodą w nim kobiety, choć osaczone i zdominowane przez mężczyzn, również przez nich wykreowane.

Ale nawet w bezdusznych machinach płci żeńskiej kształtuje się serce i rodzi się żądza zemsty za doznane krzywdy. Okrutna i pociągająca zarazem wizja człowieka XXI wieku roszczącego sobie prawo do tworzenia oraz zagłady.

2. „Victoria”, Sebastian Schipper
Dzieło Sebastiana Schippera to - jak mawia młodzież - „jazda po bandzie bez trzymanki” razem z tytułową bohaterką, która w ciągu kilku porannych godzin w samym centrum Berlina przeżywa przygodę życia. A my razem z nią! Wszystko za sprawą imponującej formy filmu nakręconego w jednym ujęciu (bez żadnych cięć montażowych). Przenosimy się wraz z Victorią na dachy berlińskich bloków, wsiadamy do windy, jedziemy na rowerze i wreszcie dokonujemy napadu na bank. Czas fikcji upływa razem z rzeczywistym, czego doświadczamy, siedząc bezpiecznie w kinowym fotelu.

3. „Mad Max: Na drodze gniewu”, George Miller
Film George’a Millera ma wielu przeciwników, ale dla mnie to szczyty współczesnego kina akcji, pewniak w tegorocznych nominacjach do Oscarów. W tym fabularnym pędzie - okraszonym łzami, potem i krwią - do wyznaczonego celu jest pożądany w kinie dreszcz emocji, który sprawia, że zapominamy o całym otaczającym nas świecie i razem z bohaterami przeżywamy przygody. W przypadku trzeciej części „Mad Maxa” ich inspiratorką jest jednoręka kobieta - petarda, która prowadzi gigantyczną cysterną po bezkresnej pustyni. I kto powiedział, że tylko mężczyźni są dobrymi kierowcami?

4. „Love”, Gaspar Noe
Reżyser Gaspar Noe wie, jak pobudzić nasze zmysły. Rozpoczyna od scen w konwencji soft porno, powoli wprowadzając nas w intymny świat głównego bohatera, który ewoluuje wprost proporcjonalnie do szybkości, z jaką twórca żongluje rozmaitymi gatunkami w obrębie swego filmu.

Zdaje się, że „Love” wyrosło z miłości francuskiego twórcy do pastiszu, wyszydzania, kpiny nie tylko z samego kina. Noe udowadnia, że ma ogromny dystans do samego siebie i chciałby nas nim zarazić, mimo że jego historia, choć momentami dość zabawna, bywa też gorzka i smutna.

5. „Ixcanul”, Jayro Bustamante
To odkrycie tegorocznego festiwalu w Berlinie, debiut gwate-malskiego reżysera zachwycający sposobem, w jaki twórca odniósł się do własnych korzeni. Historia kilkunastoletniej dziewczyny, która pragnie wydostać się z rodzinnej wioski do cywilizowanego miasta, nieustannie pulsuje.

To wrażenie intensyfikuje południowoamerykański wulkan, wokół którego oscylują wydarzenia rozgrywające się w świecie przedstawionym. Natura oddaje wewnętrzne stany głównej bohaterki. Wulkan oddycha razem z nią, a jego erupcja zwiastuje
nieszczęście.

6. „Demon”, Marcin Wrona
Doceniam niekonwencjonalne, choć zgodne z gatunkową konwencją, podejście twórcy do poważnych tematów. W horrorze Marcina Wrony duchy zamordowanych Żydów ujawniają się podczas polskiego wesela. Gniazdko państwa młodych okazuje się być nawiedzonym domem zamieszkałym przez upiory przeszłości. Czy możliwe jest nawiązanie z nimi jakiejkolwiek komunikacji? - pyta Wrona.

7. „Whiplash”, Damien Chazelle
Rytm ciężkiej drogi do sukcesu wybijają tu pałeczki do perkusji, które nie uginają się nawet przed spadającymi na nie kroplami krwi. Trzeba długo trenować, by dotrzeć na szczyt i zostać wirtuozem gry - nawet za cenę utraty własnej godności. W filmie Chazelle’a na muzycznej scenie spotyka się uczeń i jego mistrz, ofiara i kat, niewiniątko i bestia. Agresywny pojedynek między nimi ociera się o perwersję, ale jest niezwykle pasjonujący.

8. „Dzikie historie”, Damián Szifrón
Życie odbija się tu jak w krzywym zwierciadle czarnej komedii. W rzeczywistości przecież nie jesteśmy zdolni do morderstwa pod wpływem impulsu, nic nie złamie naszego etyczno-moralnego kręgosłupa, nie zdradzamy, nie żyjemy w kłamstwie, bo z natury jesteśmy dobrzy. Czyżby? Szifron pięknie dekonstruuje nasz światopogląd. Można pęknąć ze śmiechu... myśląc o sobie.

9. „Biały bóg”, Kornel Mundruczó
Gatunkowe akordy zmieniają się tu dynamicznie - jak w kalejdoskopie, poruszając każdą strunę naszej wrażliwości. Mundruczó wzrusza, budzi litość i trwogę. W końcu wywołuje wstrząs, który prowadzi do katharsis, gdy okazuje się, że z pozoru naiwna opowieść o sile uczucia małej Lili i jej pupila, staje się metaforą współczesnych Węgier rządzonych przez premiera Viktora Orbána.

10. „Plemię”, Mirosław Słaboszpycki
Filmoznawca, profesor Tadeusz Lubelski napisał, że czegoś takiego jeszcze w kinie nie było. Zgadzam się. Akcja rozgrywa się w ośrodku dla głuchoniemych na Ukrainie. W filmie nie pada więc ani jedno słowo. Jest za to mroczna choreografia gestów, ruch, stłumiony krzyk ekstazy i cierpienia. Dzieło rozpędza się z szybkością kuli śniegowej, dowodząc, że w ciszy rodzą się największe demony.

Rozczarowanie roku: „Nowa dziewczyna”
Po Francois Ozonie spodziewałam się czegoś więcej niż rozważań na temat gender na poziomie gimnazjum.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski