MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podcięte skrzydła "Orłów Wenty"

Redakcja
Sławimir Szmal (w bramce) kontra Serb Marko Vujin. Z lewej Bartosz Jurecki.
Sławimir Szmal (w bramce) kontra Serb Marko Vujin. Z lewej Bartosz Jurecki.
Występ w mistrzostwach świata piłkarzy ręcznych w Szwecji przyniósł biało-czerwonym i ich kibicom wielkie rozczarowanie, bo tak można określić dopiero ósme miejsce i brak awansu do olimpijskich kwalifikacji.

Sławimir Szmal (w bramce) kontra Serb Marko Vujin. Z lewej Bartosz Jurecki.

PIŁKA RĘCZNA. Mimo nieudanego występu w MŚ w Szwecji nie zanosi się na kadrową rewolucję w męskiej reprezentacji

"Gladiatorzy" okazali się chłopcami do bicia (porażki ze Szwecją, Danią, Chorwacją i Węgrami, przegrywane mecze do przerwy ze Słowacją, Koreą Południową i Serbią). "Orły Wenty" kilka razy zrywały się do lotu (odrobione straty we wspomnianych ostatnich trzech meczach, zdecydowana wygrana druga połowa meczu z Danią), ale w całym turnieju widać było, że mają podcięte skrzydła i nie zdołają się wznieść tak wysoko jak kiedyś.

Czy nieudany występ w MŚ zamyka pewną epokę w naszym męskim handballu? Czy trener Bogdan Wenta zdecyduje się na kadrową rewolucję? Czy odsunie od kadry kilku jej asów? Na te pytania najbardziej zainteresowany na razie odpowiedzi nie udziela, bowiem uznaje, że sprawa słabego występu w MŚ powinna być najpierw omówiona wewnątrz ekipy.

Nasz zespół ma jeszcze szansę na występ w kwalifikacjach olimpijskich, ale o wszystkim rozstrzygną przyszłoroczne ME w Serbii. By do nich awansować, trzeba zająć pierwsze lub drugie miejsce w grupie eliminacyjnej. Polacy na razie wygrali u siebie z Ukrainą i tylko zremisowali na wyjeździe z Portugalią. Zajmują drugie miejsce w grupie. W pierwszej połowie marca czeka ich dwumecz z najgroźniejszym rywalem w grupie Słowenią, a w czerwcu rewanże z Ukrainą i Portugalią.

Potrzebni rutyniarze

Do najbliższych ważnych meczów pozostało już tylko pięć tygodni, czasu na eksperymenty więc nie ma. Nasz selekcjoner musi podjąć ważną decyzję. Na dziś wydaje się, że spróbuje raz jeszcze zaufać starej gwardii i dać jej szansę gry w eliminacjach ME, a potem w samych ME i - ewentualnie - w IO w Londynie. - Wiele lat z tą grupą pracuję. Z wieloma jestem też bardzo blisko uczuciowo związany, bo tych wspólnych dobrych momentów było znacznie więcej. Dziś jesteśmy w takim momencie, w którym trzeba zachować spokój. To są przecież ci sami chłopcy - powiedział zaraz po turnieju. Zwrócił też uwagę, że Francuzi mają starszą ekipę od naszej, a ciągle odnoszą wielkie sukcesy. Na rolę rutyniarzy w zespole zwrócił uwagę drugi trener Daniel Waszkiewicz: - Widać, że na tak poważnej imprezie, w której uczestniczą najlepsze drużyny świata, trzeba mieć doświadczenie. Ci ludzie, którzy wchodzili dopiero do zespołu, nie są w stanie "uciągnąć" takiej imprezy i poprowadzić reprezentacji.

Sentyment Wenty do podopiecznych nie dziwi. To on stworzył podwaliny pod ich przyszłe sukcesy. Jako zawodnik zdobył wiele laurów w Polsce, Hiszpanii i Niemczech. Za granicą nauczył się profesjonalnego podejścia do sportu. Gdy objął kadrę, chciał, by obowiązywało ono także w niej. Skarżył się na brak wsparcia ze strony Związku Piłki Ręcznej w Polsce: - W kadrze mamy wielu zawodników z klubów zagranicznych. Oni tam uczą się profesjonalizmu, którego nie ma w polskich klubach i w polskim związku. To się musi zmienić. Piłka ręczna to towar i trzeba go sprzedać.

"Pomóżcie nam"...

W 2005 roku przed meczem z Norwegią w Poznaniu zawodnicy wyszli na rozgrzewkę w koszulkach z napisem "Prezes Budziak i zarząd do dymisji", a na plecach z napisem "Pomóżcie nam". Przekazali opinii publicznej list otwarty, w którym prosili o zainteresowanie się ministra sportu i prokuratury sytuacją w ZPRP, zarzucając działaczom niekompetencję, niegospodarność, złą politykę marketingową, czy brak premii za awans do ME.
Prezes Marek Budziak odwołał sekretarza generalnego ZPRP i paru działaczy, ale wkrótce sam stracił posadę. Zastąpił go Andrzej Kraśnicki, do dziś szefujący związkowi. Wenta w swoim - jako trenera kadry - debiucie w ME zajął dziesiąte miejsce, ale ważniejsze dla niego było co innego: zaczęło się zmieniać podejście i przychylność władz związku do drużyny narodowej. Zadbano o właściwą opiekę medyczną i regenerację. W ekipie oprócz trenerów i kierownika znalazł się psycholog i fizjoterapeuta. Drużyna podczas zgrupowań i turniejów mieszkała w nowoczesnych hotelach, miała odpowiednie warunki do treningów. ZPRP znalazł sponsora, dbał o premie dla ekipy.

Nowy styl pracy

Wenta w swojej pracy z kadrowiczami wprowadził nowy styl, nową jakość. Nie stosował "zamordyzmu". Na zgrupowaniach pozwalał na pewien luz, nawet palenie i picie piwa, z kadrowiczami był na "ty". Ubierał się młodzieżowo, był wyluzowany. Świetnie się rozumiał z podopiecznymi, a oni się z nim identyfikowali. Uwierzyli we własne umiejętności, że mogą w kadrze grać na takim poziomie jak w klubach (w Bundeslidze uchodzili za gwiazdy). W kadrze był czas na luz i czas na treningi, na których jednak "nie ma zmiłuj się". Nie było podziału na "krajowców" i "obcokrajowców", na starych i młodych, na lepszych i gorszych. Jeden wspierał drugiego.

- W kadrze nie ma lidera, kogoś, kto byłby łącznikiem między trenerem a zawodnikami. Dlatego rolę przywódcy przejął trener Wenta, który stał się dla zawodników jakby starszym kolegą - podkreślał kierownik wyszkolenia ZPRP Jerzy Noszczak.

Minęło 75 miesięcy

Pod wodzą "starszego kolegi" biało-czerwoni w ciągu 75 miesięcy - bo dokładnie tyle czasu minęło od dnia objęcia przez Wentę funkcji trenera reprezentacji do dnia jej ostatniego występu w MŚ w Szwecji - zdobyli drugie, trzecie i ósme miejsce w MŚ, czwarte, siódme i dziesiąte w ME oraz piąte w IO. Przez kilka lat trwała fascynacja kibiców "Orłami Wenty", które wzniosły się na wyżyny światowej piłki ręcznej i rozbudziły zainteresowanie tą dyscypliną w naszym kraju. Z niszowej dyscypliny - wcześniej mecze ligowe budziły większe zainteresowanie praktycznie tylko w kilku miastach, m.in. Kielcach i Płocku - przerodziła się w jedną z najbardziej popularnych gier zespołowych. Mecze reprezentacji transmitowane przez najpierw Polsat, a potem TVP, przyciągały przed telewizory nawet po 5 milionów osób.

Czy porażka w Szwecji zakończy tę fascynację? Odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero za rok, podczas ME w Serbii, ale na stracone, przynajmniej częściowo, zaufanie biało-czerwoni muszą zapracować już podczas eliminacji do tego turnieju. Powraca jednak kwestia - czy robić kadrową rewolucję, czy też dokonywać tylko drobnych retuszy?

Apogeum już było

Twórca największych sukcesów Hutnika Kraków, trener Boguchwał Fulara uważa, że choć "Orły Wenty" lepiej już grać nie będą, selekcjoner raz jeszcze zaufa swym podopiecznym: - Nie chcę być złym prorokiem, ale apogeum formy tej drużyny już chyba było. Wykorzystała szczyt swoich możliwości. Większych zmian w kadrze jednak nie będzie. Wenta chyba liczy, że jego zawodnicy jeszcze raz się zmobilizują. Młodzi gracze na wielkich imprezach nie wytrzymują napięcia pod względem psychicznym. Muszą się ogrywać, zapłacić frycowe.
Były kapitan i trener reprezentacji Zygfryd Kuchta także uważa, że nie czas na personalną rewolucję. Jego zdaniem, na razie nie ma odpowiednich zmienników obecnych asów, a tym ostatnim należy dać szansę na rehabilitację za wpadkę w MŚ.

W grze Polaków szwankowało wiele elementów. Dla Fulary najbardziej bulwersująca była ich mała szybkość: - Jeśli bramkarze grają bardzo dobrze, jeśli w obronie gra była w miarę poprawna, to dlaczego bardzo mało goli zdobywaliśmy z kontry? Szwankowała szybkość. W ataku pozycyjnym piłka także nie była rozgrywana zbyt szybko. Fularę raził też fakt, że doświadczeni gracze w decydujących momentach popełniali szkolne błędy: - Brak chwytu, niedokładne podania, umożliwienie przeciwnikowi przechwytu piłki, kroki - takie błędy nie mogą się zdarzać tej klasy zawodnikom.

Zbyt indywidualnie

Były wieloletni kapitan reprezentacji Marek Panas zwracał uwagę na zbyt indywidualną grę Polaków: - Nie jesteśmy drużyną, bo zawodnicy nie współpracują ze sobą. Każdy gra pod siebie. Nikt nikomu nie pomaga na boisku, widać również, że niektórzy zawodnicy grają pod wielką presją. Mają świadomość, że po jednym nieudanym zagraniu siądą na ławce rezerwowych.

Opinię Panasa podzielali sami kadrowicze. Sławomir Szmal: - Zabrakło ducha drużyny. Widać było, że walczyliśmy, ale to były wysiłki pojedynczych graczy, a nie całego zespołu. Artur Siódmiak: - Były mecze, gdy każdy z nas chciał, ciągnął w swoja stronę, ale zabrakło komunikacji. Mariusz Jurasik: - Za dużo graliśmy indywidualnie, a nie jesteśmy takimi indywidualnościami, żeby samemu wygrywać mecze.

Były trener reprezentacji, potem prezes ZPRP, Janusz Czerwiński podkreślił, że w zespole nie było zawodnika, "który by w pewnym momencie krzyknął, może nawet tak po męsku". I zaznaczył: - Kiedy pracowałem z reprezentacją to u nas był taki człowiek, co kierował nią, mobilizował kolegów. Tym kierującym był Jan Wojciech Gmyrek, tym mobilizującym Zygfryd Kuchta.

Panas za przykład takiego lidera zespołu podaje Chorwata Ivano Balicia. - On czasami wręcz człapie na boisku, nie zdobywa wielu goli, ale jest niesamowicie pożyteczny dla drużyny, bo doskonale wie, co powinien w danej chwili zagrać. A Polacy po drugim meczu stracili z powodu kontuzji Michała Jureckiego, największego motywatora i walczaka w ekipie. To było drugie poważne osłabienie kadrowe (na MŚ nie zdążył się wyleczyć Krzysztof Lijewski).

Zawiodło kilku asów

Kilku naszych asów zawiodło. Najlepszy prawy rozgrywający dwóch poprzednich MŚ Marcin Lijewski po udanym początku (6 goli w meczu ze Słowacją) grał coraz słabiej; doszło do tego, że w meczu z Węgrami trener Wenta zmienił go po... 3 minutach gry. Grzegorz Tkaczyk wrócił do kadry po dwuletniej przerwie i miewał tylko przebłyski dawnej klasy. - Nie brał odpowiedzialności za grę - podkreślił Fulara. - Mariusz Jurasik pojechał do Szwecji na wczasy - ocenił kolejnego "asa" Panas. Przed MŚ wielu "ekspertów" twierdziło, że będzie to turniej Karola Bieleckiego, tak okrutnie potraktowanego przez los (stracone oko), tymczasem tylko w meczach ze Słowacją (6 bramek) i Serbią (zwycięski gol w ostatnich sekundach) pokazał, na co go stać. - Być może przed mistrzostwami chciano Bieleckiego podbudować psychicznie, ale nie wiem, czy nie zrobiono mu krzywdy. Niepotrzebnie stawiano go na piedestał, sugerując, że od niego będzie wiele zależeć - zauważył Fulara.
Słaba forma wspomnianych graczy sprawiła, że nasza druga linia - zwykle najgroźniejsza polska broń - praktycznie nie funkcjonowała. Gdy do tego dodać seryjnie popełniane błędy w ataku pozycyjnym - proste straty piłki, oddawane zbyt szybko i z nieprzygotowanych pozycji rzuty, faule ofensywne - widać jak na dłoni, gdzie leżały przyczyny słabych występów Polaków.

Jerzy Filipiuk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski