– Z reprezentacją Polski wywalczyła Pani awans do przyszłorocznych mistrzostw Europy...
– Byłyśmy skoncentrowane na tym, by dać z siebie wszystko. Wiele z nas jest już w takim wieku, że to był ostatni dzwonek, by wywalczyć udział w mistrzostwach Europy i dzięki temu móc marzyć o igrzyskach olimpijskich. Dla mnie to pewnie ostatnia szansa, by zrealizować sen o występie na igrzyskach.
A teraz plan „Rio” jest cały czas realny, to był pierwszy krok ku jego realizacji. Niestety, awans był okupiony kontuzjami niektórych zawodniczek. Trzeba też przyznać, że to duży wysiłek, by po sezonie ligowym i euroligowym grać przez kolejne tygodnie. Organizmy trochę cierpią. Nie da się tak grać wiele sezonów z rzędu. W tym wieku trzeba raczej pomyśleć o sanatorium (śmiech). Tym bardziej że w eliminacyjnych meczach walka na parkiecie przypomniała raczej zapasy.
– Cegiełkę do sukcesu kadry dołożyła też nowa koszykarka Wisły Agnieszka Kaczmarczyk. Jak się z nią współpracowało?
– Z Agą grałyśmy razem cztery lata w Gorzowie. Znamy się więc doskonale. Dzięki temu wiem, że Aga to zawodniczka świetnie broniąca, zawsze zmotywowana do walki dla zespołu, ale też zawsze uśmiechnięta. Teraz w kadrze nie miałyśmy jednak zbyt wielu okazji do przebywania razem na parkiecie, bo pełnimy na boisku podobne role.
– W Wiśle Kaczmarczyk też będzie Pani zmienniczką, czy też trener Stefan Svitek znajdzie na parkiecie miejsce dla was obu?
– Myślę, że raczej w grę wchodzi pierwsze rozwiązanie. Trenerzy nastawiają się na to, że Polki będą się zmieniać na tej pozycji, przynajmniej w ekstraklasie.
– Choć w niektórych statystykach nadal figuruje Pani jako Justyna Żurowska, tuż przed startem eliminacji zdążyła Pani zmienić nazwisko... W ferworze przygotowań do meczów kadry wróciła Pani do Krakowa, by wziąć ślub z Krzysztofem Cegielskim w katedrze na Wawelu.
– Jestem szczęśliwa, że udało mi się zakończyć obie misje z sukcesem (śmiech). Najtrudniejszym momentem był wyjazd po weselu. Goście jeszcze w Krakowie, a ja rano musiałam jechać na lotnisko i wracać na zgrupowanie reprezentacji. Mentalnie powrót na kadrę po takiej uroczystości był kosmicznie trudny. Pomogło mi to, że Krzysiek spakował walizki i przyjechał do mnie do Cetniewa. Mieliśmy więc miesiąc miodowy na kadrze. Teraz wreszcie będzie czas na ten właściwy, bardziej egzotyczny. Już będziemy tylko my, a nie żużel i koszykówka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?