Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tzw. moment

Krzysztof Kawa
Spośród wszystkich propozycji zmian w przepisach piłki nożnej, przedstawionych kilka dni temu przez Marco van Bastena, najwięcej dyskusji wywołał postulat likwidacji spalonego.

Holender, były świetny napastnik, zamachnął się na największą świętość futbolu. Największą, skoro właśnie za przepis o spalonym oberwało mu się najmocniej. Bo spalony jest esencją nowoczesnego widowiska, największym wynalazkiem futbolu i zarazem jego największym przekleństwem.

Gdyby nie ta zasada, napastnicy warowaliby przez cały mecz pod bramką rywala, a setki rozwiązań taktycznych zostałyby sprowadzone do jednego, polegającego na wkopywaniu piłki prosto w pole karne. Utrudnienie tego czyni grę atrakcyjną. Z drugiej strony, błędy przy ustalaniu, czy dany piłkarz „spalił”, potrafią doprowadzić tłumy do histerii.

Nawet najlepiej wyszkoleni sędziowie często są bezradni. Oglądając mecz na ekranie, liczymy na powtórki. Zdajemy się na realizatora transmisji, który zatrzymuje obraz, a komputer wyznacza linię spalonego. Ufamy temu rozwiązaniu bezkrytycznie, mimo że uchwycony moment niekoniecznie jest tym samym, który mógł zarejestrować biegnący wzdłuż linii człowiek.

Kluczowy do określenia interpretacji spalonego jest bowiem tak zwany moment podania. Tak zwany, gdyż nigdzie w przepisach nie ma jego definicji! Czy to chwila, w której piłkarz podjął decyzję o podaniu i zrobił stosowny ruch, czy też moment, gdy już przestał mieć kontakt z piłką? Wydaje się, że to drugie, bo dopiero wtedy sędzia może ocenić, czy intencja przeszła w czyn. Ale jaki dystans piłka musi przelecieć w powietrzu, by rozjemca mógł to dostrzec? Pięć centymetrów, dziesięć, a może 43? Załóżmy, że w chwili, gdy piłka jest oddalona od zagrywającego o 5 cm, adresat podania jeszcze nie jest na spalonym. Ale gdy futbolówka pokona w powietrzu kilkadziesiąt centymetrów, już jest. I teraz do gry wkracza realizator transmisji z komputerem...

Piłkarscy komentatorzy zdają się tego nie rozumieć i na podstawie stop-klatek wydają jednoznaczne werdykty. „Spalił dobre pół metra! Jak on mógł tego nie zauważyć?!” - wykrzykują w kierunku arbitra, natychmiast wysyłając jego głowę na szafot. Spektakl odbywa się ku uciesze gawiedzi, która nie rozróżnia opisanych subtelności albo w ogóle nie rozumie przepisu. Co nie oznacza, panie van Basten, że należy go zlikwidować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski