Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teoria tenisa

Krzysztof Kawa
Pod koniec marca ukaże się polskie wydanie „Niepamięci” Davida Fostera Wallace’a. Wcześniej były „Krótkie rozmowy z paskudnymi ludźmi” oraz „Rzekomo fajna rzecz, której nie zrobię. Eseje i rozważania”. A ja wciąż czekam, coraz bardziej niecierpliwie, na moment, gdy jedno z naszych wydawnictw pokusi się o wydanie esejów amerykańskiego buntownika na temat tenisa.

Tak, właśnie tenisa. Wallace bowiem poszedł w swoich pasjach śladami Henry’ego Jonesa, tenisisty i pisarza z drugiej połowy XIX wieku, któremu Anglia zawdzięcza pierwszy kort na Wimbledonie przekształcony z pola do gry w krokieta (nie mylić z krykietem).

Wallace nie został gwiazdą sportu, co być może stało się ze szkodą dla niego samego, ale zapewne nie dla milionów wielbicieli jego pisarskiego talentu. Nigdy nie dowiemy się, czy jego życie, zakończone tragicznie po zaledwie 46 latach, byłoby lepsze, gdyby zbyt szybko, jeszcze jako junior, nie rozstał się z rakietą do tenisa. Choć akurat to wyrażenie, jeśli brać je dosłownie, nie w pełni oddaje prawdę, bo przecież Wallace nigdy rakiety nie porzucił. On tylko przestał intensywnie z nią ćwiczyć na korcie, wciąż jednak niemal wszędzie wożąc, nawet na prowadzone przez siebie uniwersyteckie zajęcia dla studentów z creative writing.

Na tego typu lekcjach uczy się nowicjuszy, że nie należy budować zbyt rozwlekłych, skomplikowanych zdań. Im krócej uda nam się uchwycić myśl, tym lepiej. Jak wszystkie tego typu maksymy, tak i ta nie dotyczy artystów. Jedno z pierwszych zdań w eseju napisanym przez Wallace’a dla „New York Timesa” po wimbledońskim finale 2006 roku stanowi fascynujący opis wymiany piłki pomiędzy Rogerem Federerem i Rafaelem Nadalem. To zdanie jest złożone z ponad 250 słów, a więc jest jakieś dziesięć razy dłuższe od frazy standardowej. Zapoznanie się tylko z tym jednym zdaniem wystarczy, by zrozumieć, jak wielkim pasjonatem i zarazem znawcą tej dyscypliny był człowiek okrzyknięty za życia „Kurtem Cobainem literatury”.

W jednym z wywiadów Amerykanin przyznał, że relacjonowanie Wimbledonu sprawiło mu radość, jakiej nie doświadczył przy żadnej innej robocie w charakterze korespondenta.

Gdy dziś czyta się esej „Roger Federer as Religious Experience”, odnosi się wrażenie, że Wallace niczym wróżka przewidział, kim Szwajcar się stanie i co osiągnie. Rozłożył na czynniki pierwsze geniusz tenisisty dekadę temu, gdy ten miał na koncie zaledwie

osiem tytułów Wielkiego Szlema. Zaledwie, bo przecież po ostatnim Australian Open ma ich osiemnaście i wcale nie mówi „dość”. Szkoda, że Wallace nie może tego podziwiać i opisywać. Czy żądam zbyt wiele, gdy proszę dziś o wydanie w Polsce „String Theory: David Foster Wallace on Tennis”?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski