Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mądrość po szkodzie

Ryszard Niemiec
Preteksty. Jeszcze dobrze nie przetrawiliśmy satysfakcjonującej decyzji MKOl-u o pogonieniu z igrzysk olimpijskich rosyjskich lekkoatletów, a tu spadła na nas haniebna historia z braćmi Zielińskimi!

Nasuwa się, w tym kontekście, zużyte porzekadło o belce we własnym oku, aliści w konfrontacji z zapowiedzią ministra sportu o surowych krokach wobec siedliska dopingu, jakim od dawna jawi się Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, każde dodatkowe słowo może być zbędne. Ministrowi Bańce się nie dziwię, wszak to człowiek do niedawna marzący o olimpijskim medalu w biegu na 400 metrów. Jako taki, musi być szczególnie uwrażliwiony na skutki wizerunkowej katastrofy, jaka spadła na nas w Rio de Janeiro.

Jeszcze nigdy dotąd polski sportowiec nie był eksmitowany z olimpijskiej wioski, jeszcze nigdy światowe media tak intensywnie nie potępiały cynizmu i oszustwa w czystej postaci, jakie zademonstrowali nasi ciężarowcy.

Wyszliśmy na troglodytów, barbarzyńców w świątyni olimpizmu, a także faryzeuszy, głośno i ochoczo potępiających praktyki dopingowe konkurencji. Nie mówię, że stoimy w jednym szeregu z mocarstwem przemysłu koksowego, wydającego ogromne środki na wspomaganie wyczynu niedozwolonymi metodami i utrzymującego nadzór nad tym wszechoszustwem przy pomocy służb specjalnych. Mam wszakże prawo powiedzieć, że i u nas niektóre struktury oficjalne patronują niecnemu procederowi.

Przywołany już w tym tekście PZPC może służyć za ilustrację tezy. Jego poczynania to gotowe punkt wyjścia do aktu oskarżenia i postawienia wniosku o definitywne rozgonienie. Jakoś na początku sprawowania urzędu ministra sportu przez „Miro” Drzewieckiego, skarbnika rządzącej Platformy Obywatelskiej, rozpoczęła się operacja wymiany elit w związkach sportowych.

Pretekstu dostarczyły afery: korupcyjna w światku piłkarskim i pijacka, z udziałem wiceprezesa PZLA, rozkrzyżowanego na trawniku pekińskiej wioski olimpijskiej. Na tej fali dobrych zmian, na czele PZPC stanął Szymon Kołecki, najsłynniejszy sztangista nowego wieku. Przy pomocy ministerialnej protekcji, a przede wszystkim przy wyborczym poparciu zawodniczego lobby, zmiótł starego prezesa, który starał się ograniczać samowolę dopingową kadrowiczów.

Sam Kołecki, w karierze przyłapywany na dopingu i wyciągany z opresji na zasadzie zgniłych kompromisów, zawieranych ze światową federacją, stał się zakładnikiem oszustów. Bronił braci Zielińskich, którzy dekowali się w górskich aułach Osetii, by na tzw. obozie szkoleniowym faszerować organizm anabolami, na których niewykrywalność mieli receptę tamtejsi trenerzy-szamani! Inspektorzy antydopingowej kontroli z ramienia WADE daremnie ich szukali w dzikich okolicach Kaukazu. Prezes Kołecki o praktykach wiedział aż za dobrze, wiedzieli też o nich funkcjonariusze ministerium sportu. Pisała o tym prasa, a wyżej podpisany przestrzegał przed skutkami taniego liberalizmu rządców polskiej sztangi. Bez skutku...

e-mail: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski