Było więc 12 proc. rodaków żyjących w skrajnym ubóstwie (problemy z jedzeniem, środkami czystości i mieszkaniem). I już przynajmniej 12 proc. tych, którzy się dorobili, byli majętni.
Pomysł polegał na tym, żeby połączyć te 12 proc. biednych i bogatych. Chodziło mi wtedy o to, aby zamożni podzielili się tym, co im zbywa. Dla większości biednych to by wystarczyło. Projekt nazywał się wtedy: „Twarzą w twarz”. Pomysł był może dobry, ale problemy większe.
Okazało się, że większość, żeby nie powiedzieć - prawie wszyscy - razem z zamożnością weszli w fazę dorobkiewiczostwa. Przecież dla wielu tych ludzi to były pierwsze większe pieniądze w ich życiu. Syndrom podstawowy to myślenie: te pieniądze są moje. Drugi: dbam o siebie i o swoich. Trzeci: pogardzam tymi, którym się nie udało.
To wszystko było wtedy dla mnie wielkim zaskoczeniem. Odmowa pomocy nie wynikała przecież z tego, że mieliby mniej. Niechęć do pomagania miała charakter organiczny: czemu mam się zajmować innymi?! I ta pogarda - ponieważ reprezentowałem biednych, to i ja często jej doświadczałem.
Na szczęście tak było 15 lat temu. Teraz trochę się zmieniło. Albo powiedziałbym - część Polaków się zmieniła. I dzisiaj swój dorobek zmieniają również w dobroczynność. Na szczęście. Źle mi się żyło w kraju dorobkiewiczów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?