Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez porsche, ale mam lexusa

Redakcja
- We wtorek (czyli dzisiaj - przyp. red.) rozegra Pani w katowickim Spodku mecz pokazowy. Organizatorzy podali tę informację niemal w ostatniej chwili...

ROZMOWA. - W przyszłym roku chcę zagrać w turnieju w Katowicach - deklaruje tenisistka AGNIESZKA RADWAŃSKA

- O niektórych pokazówkach wiem nawet z rocznym wyprzedzeniem. O Hongkongu, gdzie grałam ostatnio i zastępowałam Na Li, dowiedziałam się na kilka dni przed imprezą. Wiem, że pomysł, bym zagrała w Katowicach, pojawił się kilka tygodni temu. Nie mogłam wystąpić w samym turnieju, więc dobrze, że kibice zobaczą mnie chociaż w meczu pokazowym.

- Agnieszka Radwańska grająca w Polsce to rzadkość. Ostatnio występowała Pani przed własną publicznością w 2007 r. w Warszawie na turnieju J&S Cup. W grudniu 2011 r. była pokazówka na krakowskiej AWF z okazji jubileuszu uczelni...

- Ale ten czas leci! Bardzo się cieszę, że zagram w Polsce, przed swoimi kibicami. To duża frajda i przyjemność, coś zupełnie innego niż występ gdzieś za granicą. Cieszę się, tym bardziej że w meczu wystąpią też Mariusz Fyrstenberg, Marcin Matkowski i Klaudia Jans-Ignacik.

- W tym roku nie było szans, by zagrała Pani w Katowicach w turnieju. W przyszłym roku planuje Pani występ w Spodku?

- Oczywiście, że tak! Będzie łatwiej, bo wcześniej wiadomo, że ten turniej się odbędzie. W ubiegłym roku było trudniej, niewiele było wiadomo o imprezie w Spodku. Miałam zobowiązania w innym miejscu. Już wcześniej wybrałam Nową Zelandię, imprezę w Auckland. Wszystko wskazuje więc na to, że zagram w Katowicach w przyszłym roku.

- Jakie ma Pani wrażenia po turniejach w Indian Wells i Miami?

- Nie udało mi się obronić tytułu z Miami, ale półfinał to nie jest zły wynik. Na pewno to nie powód do wstydu. Grałam praktycznie same trzysetowe pojedynki. Może w Indian Wells mogło być lepiej. Mecz z Marią Kirilenko na pewno był do wygrania. Nie da się ukryć, że ostatnio poziom kobiecego tenisa bardzo się podniósł. Dziewczyny grają naprawdę bardzo dobrze. Chociaż w rankingu są niżej niż ja, to nie jest łatwo je pokonać. To na pewno było widać.

- Serena Williams nie śni się Pani po nocach? Nie obmyśla Pani planu, jak ją w końcu pokonać?

- Trochę mi się śni! (śmiech) Ostatnio jest w naprawdę wysokiej formie. Miała odpowiedź na wszystkie piłki, jakie zagrywałam. Niewiele mogłam zrobić w półfinale w Miami. Nie grałam źle, próbowałam różnych rzeczy, ale ona grała tak agresywnie, że nic nie mogłam zdziałać.

- W tym roku odpuszcza Pani turniej Porsche Tennis Grand Prix w Stuttgarcie, który rozpoczyna się 22 kwietnia, czyli zaraz po meczu Pucharu Federacji Polska - Belgia.

- Nie da się ukryć, że pierwsze trzy miesiące tego roku były dla mnie bardzo intensywne. Było dużo grania, dużo trudnych meczów. Kwiecień jest takim miesiącem, w którym gram tylko Fed Cup. To nie odpoczynek, bo miałam kilka dni wolnego po Miami, ale oddech od całej tej szarpaniny i ekstremalnych meczów. Teraz spokojnie chcę potrenować w Krakowie. Jest czas na rehabilitację, bo dokucza mi bark i dłoń. Zawsze odzywa się coś nowego i starego. Wiadomo też, że mecze na kortach ziemnych nie są krótkie, godzinne, zawsze to dwa razy większy wysiłek, dwa razy więcej biegania. Od razu na ziemi "siada" mi kręgosłup, jak to co roku bywa.
- Nie będzie więc kolejnego porsche do kolekcji...

- Trudno! Mam bardzo dobrego lexusa, jakościowo z najwyższej półki.

- Wróćmy do turnieju Fed Cup w Izraelu i wyzwiskach, jakie spotkały siostry Radwańskie podczas meczu przeciwko gospodyniom imprezy. Jaki jest dalszy ciąg skandalicznego incydentu i zachowania miejscowej publiczności?

- Do Międzynarodowej Federacji Tenisowej został wysłany list od całej naszej polskiej ekipy. Było nas osiem osób, wszyscy się podpisali. Opisaliśmy całą sytuację. Nie ma już co tego rozdrapywać. Chodzi przede wszystkim o to, by takie sytuacje nie miały miejsca w przyszłości. To nie ten poziom! Wszystko jedno, w jakim kraju się gra i jaki jest przeciwnik, to jest sport, i to sport z klasą! Tam czułam się jak na stadionie piłkarskim. Nie wiem, jakie padały wyzwiska, bo nie był to język angielski ani polski. Huk był taki, że kiedy grałyśmy debla, to nie słyszałam Uli. Organizacyjnie było bardzo kiepsko.

- Przed Panią najmniej lubiana część sezonu - turnieje na kortach ziemnych.

- Jeśli ktoś mnie pyta, które korty lubię najmniej, to odpowiadam, że na pewno ziemne. W ubiegłym roku miałam jednak bardzo dobry sezon na mączce, najlepszy w karierze. Była wygrana w Brukseli, półfinał dużej imprezy w Madrycie. Ograłam tam Włoszki Errani i Vinci. Trzeba się nabiegać, by je pokonać. Trochę punktów mam więc do obrony. Tradycyjnie słabo zagrałam w Rzymie. Przegrałam w pierwszej rundzie. Moim planem na ten turniej jest awans do drugiej rundy! (śmiech).

- W Madrycie, po ubiegłorocznych narzekaniach m.in Novaka Djokovicia i Rafaela Nadala, ma być zmieniona nawierzchnia, zwłaszcza jej niebieski kolor na tradycyjny ceglany...

- Pytanie tylko, czy zmienią nawierzchnię, czy tylko kolor. Możemy grać nawet na kortach w kolorze "róż majtkowy", byle tylko jakość była lepsza. Zobaczymy, jak to wyjdzie w tym roku. Turniej w Madrycie w ogóle jest trudny. Niemal każdy kort - treningowy, boczny, główny - ma tam inną nawierzchnię. Dodatkowo te główne korty są niemal całe zadaszone, więc gra się jak w hali. Jest ciężko.

- Jak widzi Pani nasze szanse w meczu Pucharu Federacji z Belgią?

- Nie będzie łatwo. Kirsten Flipkens i Yanina Wickmayer to zawodniczki, które w ostatnich kilku miesiącach spisują się bardzo dobrze. Nie wiem, która z nich ostatnio gra lepiej. Pokażą się u siebie, przed własną publicznością. To daje im przewagę.

- Jaki turniej będzie Pani następnym?

- Madryt, później Rzym. Nie wiem, czy zagram w Brukseli, choć bronię tam tytułu. Decyzję co do tej imprezy podejmę w ostatniej chwili.

- Młodszą siostrę Urszulę stać, Pani zdaniem, na czołową "dziesiątkę" rankingu WTA?

- Myślę, że stać ją na taki wynik. Zyska nieco doświadczenia, zagra trochę kombinacyjnie, urozmaicony tenis i będzie dobrze. Ciężko na to pracuje, ostatnio gra dużo lepiej nawet z tymi zawodniczkami z czołówki. Jak najbardziej może być w "dziesiątce".
- Najbliższe dwa turnieje wielkoszlemowe to Roland Garros i Wimbledon. Jaki wynik wzięłaby Pani w nich "w ciemno"?

- Wimbledon będzie najważniejszy. Bronię tam wielu punktów za finał. Na trawie w Londynie mam największe ambicje, bo dobrze mi się tam gra. Co roku jest dobry rezultat. Roland Garros to drugi biegun - mam tam najgorsze wyniki w Wielkim Szlemie. W Paryżu nie nastawiam się, że muszę być w ćwierćfinale czy półfinale. Po prostu wchodzę na kort i walczę, by wygrać jak najwięcej spotkań.

Rozmawiała Agnieszka Bialik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski