Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzy mi się start córek w Masters już za rok

Redakcja
Agnieszka (z lewej) i Urszula, czyli siła i piękno kobiecego tenisa FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Agnieszka (z lewej) i Urszula, czyli siła i piękno kobiecego tenisa FOT. ANDRZEJ BANAŚ
- Jakie wrażenia ma Pan z tenisowego turnieju Masters w Stambule?

Agnieszka (z lewej) i Urszula, czyli siła i piękno kobiecego tenisa FOT. ANDRZEJ BANAŚ

ROZMOWA z ROBERTEM RADWAŃSKIM, ojcem tenisistek

- Bardzo pozytywne, choć pozostał mały niedosyt. Realnie patrząc Agnieszka mogła być w finale, gdyby z Marią Szarapową wygrała w dwóch setach. Wtedy pewno inaczej potoczyłby się mecz z Sarą Errani. W półfinale można było wtedy wpaść na Wiktorię Azarenkę. Dobrze, że po takich dwóch ponad 3-godzinnych maratonach Isia miała jeszcze siłę, by zagrać półfinał z Sereną. Teraz nie ma jednak co gdybać. To był wspaniały sezon Agnieszki, ze świetnymi jej wynikami.

- Zgadza się Pan z opinią, że aktualny układ sił w kobiecym tenisie to: Serena Williams, następnie Maria Szarapowa i Wiktoria Azarenka oraz trzecia grupa, w której jest między innymi Agnieszka?

- Takie rankingi to wytwór dziennikarsko-komentatorski i nie ma większego sensu. Układ sił w damskim tenisie cały czas się przecież zmienia. Gdyby Masters rozegrać tydzień później, pewno wyniki byłyby nieco inne. Nikt nie kwestionuje, że Serena Williams jest wielką gwiazdą i gra świetnie, ale jak słyszę opinie, że 10-15 lat temu to był poziom tenisa kobiecego, to się dziwię. Najczęściej takie opinie padają z ust zawodników, zawodniczek, które wtedy właśnie kończyły kariery.

- Finał Wimbledonu to było dla Pana spełnione marzenie, jako ojca i trenera?

- Gdyby jeszcze był wygrany... To na pewno historyczny sukces i wyczyn Agnieszki. Przecież każdy tenisista marzy o tym, by zagrać w tym właśnie finale. W Polsce chyba nawet nie do końca zdajemy sobie sprawę, jak wielki był to sukces. Przy tak wielkich pieniądzach zaangażowanych w ten sport, tylu grających to naprawdę sztuka. Z całym szacunkiem dla innych dyscyplin sportu, ale tenis to nie piłka kajakowa.

- Wielki skok w**rankingu zrobiła też Urszula. Rozpoczynała rok na105. pozycji, zakończyła sezon jako 31., akrótko była nawet 29.**

- Bardzo mnie to cieszy, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, jak długą drogę Ula przebyła. Pamiętajmy, że kontuzja kręgosłupa wyłączyła ją z gry praktycznie na rok. Jestem pewny, że młodsza z córek nie powiedziała ostatniego słowa. Teraz potrzebny jej awans do finału jakiegoś dużego turnieju albo zwycięstwo w nim. Wtedy złapie wiatr w żagle i pokaże, na co ją stać. Przecież ogrywała już tenisistki z pierwszej "10" rankingu WTA. Zawsze powtarzałem, że Urszula ma umiejętności tenisowe na poziomie Agnieszki, tylko inną głowę i temperament. Na szczęście dorośleje, nie ma już na korcie takich młodzieńczych wybryków jak kiedyś. Ma stabilną głowę, a za tym idzie - lepszą formę i spokój na korcie. Jeśli tylko będzie zdrowa, będziemy mieli z niej pociechę na długie lata, jak z Agnieszki.

- Agnieszka przedłużyła umowę z Tomaszem Wiktorowskim. To on nadal będzie jeździł z nią na turnieje, a Pan trenował z córkami w Krakowie i sporadycznie wybierał się na jakąś imprezę za granicą. Odpowiada Panu taki układ?

- Nie ukrywam, że nie jest to dla mnie komfortowa sytuacja, nie podoba mi się ten układ, ale nie będę rozdzierał szat. Czasem tak bywa, że ojciec musi pogodzić się z tym, że dzieci opuszczają rodzinne gniazdo. Robię to dla córek, jednocześnie cały czas trzymam rękę na pulsie.
- Jakie priorytety ma Pan dla córek w nowym sezonie?

- Marzy mi się, bym w przyszłym roku poleciał do Stambułu na turniej Masters, jako trener dwóch uczestniczek rywalizacji: Agnieszki i Urszuli. Od dawna mówiłem, że Ula może awansować do TOP-10, i cały czas to podtrzymuję. Agnieszkę stać z kolei na zwycięstwo w Wielkim Szlemie, może nie na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu, ale na hard-korcie albo trawie, czemu nie? Wznowiliśmy treningi w Krakowie i tak będzie niemal do końca grudnia. Agnieszka poleci tylko jeszcze na 3 dni do Toronto, gdzie 16 listopada zagra w "pokazówce" z Sereną Williams, Andy Roddickiem i Milosem Raonicem. To takie pożegnanie Roddicka.

- Wielkie emocje przeżywaliśmy ostatnio za sprawą sukcesów Jerzego Janowicza. Zaskoczyła Pana jego świetna gra i finał w Paryżu?

- Zdecydowanie nie! Widzieliśmy go w akcji wielokrotnie z Agnieszką. Przecież ten chłopak nie wziął się znikąd. Był w finale dwóch juniorskich turniejów wielkoszlemowych. Gra podobnie jak Isia: "prawo-lewo, dropszot". Chyba się naoglądał meczów Agnieszki (śmiech)! Ma świetne warunki fizyczne, serwuje ponad 240 kilometrów na godzinę i rywalom trudno się z nim gra. Trudno ustalać taktykę na mecz z kimś, kto tak serwuje, że prawie nie widać piłki. Teraz ważne, by omijały go kontuzje, bo tak wysocy zawodnicy miewają problemy ze stawami. Jeśli Jurek będzie zdrowy, może sporo namieszać!

Rozmawiała AGNIESZKA BIALIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski