Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oni strzelali słynne gole Anglii

Redakcja
Z WŁODZIMIERZEM LUBAŃSKIM, strzelcem gola w meczu z Anglią w Chorzowie w 1973 roku, rozmawia Jacek Sroka

Rozmawiamy z Włodzimierzem LUBAŃSKIM, Janem DOMARSKIM i Markiem CITKĄ

- Po raz szósty los skojarzył Polaków z Anglikami w jednej grupie eliminacji MŚ, a te mecze zwykle decydują o awansie do turnieju finałowego.

- Faktycznie, gramy z nimi bardzo często nie tylko w eliminacjach MŚ, ale także ME, i zwykle to Anglicy są faworytami tych spotkań. Tak samo jest przed wtorkowym meczem w stolicy.

- Dla poprawienia nastroju wracamy wtedy zwykle do naszego jedynego zwycięstwa nad Anglią odniesionego prawie 40 lat temu w Chorzowie.

- Sam często oglądam fragmenty tego spotkania w internecie, bo to był świetny mecz reprezentacji Polski. Angielski zespół, oparty na mistrzach świata z 1966 roku, był zdecydowanym faworytem, a jednak wygraliśmy z nim jak najbardziej zasłużenie. Mieliśmy wtedy bardzo dobrą drużynę, która była w stanie powalczyć z najlepszymi, czego dowodem były chociażby mistrzostwa świata w 1974 roku, a dziś tak silnej kadry, niestety, nie mamy.

- Pan zapamiętał to spotkanie z dwóch powodów. Bramki strzelonej Anglikom oraz ciężkiej kontuzji, której Pan doznał po faulu McFarlanda.

- Po latach bardziej pamiętam radość ze strzelonej bramki, bo nieczęsto pokonuje się bramkarza reprezentacji Anglii, ale ta kontuzja miała ogromny wpływ na moją dalszą grę. Ten uraz wyeliminował mnie na długi czas z występów i poważnie zaburzył karierę. Nie dopatruję się jednak w wejściu McFarlanda złośliwości. To był wypadek przy pracy.

- Faul nie był celowy, za to Pana atak na Bobby'ego Moore'a, po którym zdobył Pan gola, jak najbardziej.

- Wiedziałem przed meczem, że kapitan Anglików od czasu do czasu trochę lekceważąco przyjmuje piłkę i potrzebuje dużo czasu, żeby ją rozegrać do przodu. Zaatakowałem go więc i udało mi się nie tylko ograć Moore'a, ale także zdobyć ładną bramkę.

- Przy Pana trafieniu nie było wątpliwości, za to kibice wciąż spierają się, komu przypisać pierwszą bramkę tego meczu - Robertowi Gadosze czy Janowi Banasiowi?

- Najważniejsze, że piłka wpadła do siatki, bo to trafienie w siódmej minucie gry ustawiło cały mecz. W protokołach znalazło się nazwisko Gadochy, ale ja po dokładnym przeanalizowaniu tej sytuacji zapisałbym tego gola Banasiowi. To on był bowiem tym zawodnikiem, który spowodował, że piłka wpadła do bramki.

- Dlaczego tak trudno gra się nam z Anglikami i na kolejne zwycięstwo czekamy już 39 lat?

- Anglicy mają bardzo specyficzny styl, który nam zupełnie nie odpowiada. Grają bardzo agresywnie i bardzo szybko. W meczach Polska - Anglia to zwykle oni dyktują warunki gry, a my mamy spore problemy, żeby za nimi nadążyć.

- Ma Pan może jakąś radę dla naszych kadrowiczów lub trenera Waldemara Fornalika przed tym meczem?

- Przede wszystkim nie wolno się bać zespołu angielskiego. Trzeba zagrać odważnie i starać się strzelić bramkę, a nie tylko dostosowywać do tego, co zrobią rywale. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jest to trudne, zwłaszcza wobec kontuzji kilku naszych czołowych graczy, ale jest to możliwe. Myślę, że jesteśmy w stanie osiągnąć w Warszawie remis.

Z JANEM DOMARSKIM, strzelcem gola dla Polski w meczu z Anglią na Wembley w 1973 roku, rozmawia Tomasz Dębek

- Rozmawiając przed meczem z Anglią, nie da się uniknąć tematu Pana bramki strzelonej w 1973 na Wembley. Jak Pan wspomina tamto spotkanie?

- Bardzo dobrze. To przyjemne, że ludzie pamiętają o nim po tylu latach. Pamięć ludzka jest ulotna, a jednak o "zwycięskim remisie" na Wembley mówi się do dziś. Cieszę się tym bardziej, że moja bramka dała nam wtedy awans na mistrzostwa świata w RFN. Otworzyła mnie i kolegom drogę na największe stadiony oraz do trzeciego miejsca na mundialu.

- Wtorkowe spotkanie kadry Waldemara Fornalika również może bardzo pomóc naszej reprezentacji w awansie do mistrzostw świata. Jak Pan ocenia szanse Polski z Anglią?

- Kazimierz Górski zawsze mówił, że dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Mamy szanse na pokonanie Anglików, ale żeby to zrobić, trzeba wyjść na boisko i grać, a nie dyskutować.

- Możemy zaskoczyć czymś taki zespół jak Anglia?

- Na pewno. Zagramy u siebie, na pięknym stadionie wypełnionym kibicami. Doping może uskrzydlić naszych zawodników. Wszyscy wiemy przecież, o co gramy. O wejście do finałów mistrzostw świata. To powinno być dla piłkarzy wielką motywacją. Nie ma co narzekać na to, że to oni są faworytami i na pewno nie damy rady. To nie pomoże.

- Co Pan myśli o kadrze Fornalika? Podobają się Panu decyzje trenera?

- Wybraliśmy Fornalika i to on musi o wszystkim decydować, a nie ja czy pan. Dziennikarze zawsze chcieliby podpowiadać, czasem aż za bardzo. Ja się nie wtrącam, selekcjoner podejmuje decyzje i on jest za nie odpowiedzialny. Nie będę go oceniał.

- Widzi Pan postęp w grze reprezentacji od Euro 2012?

- Musimy dać nowemu selekcjonerowi spokojnie popracować. Czasami wyniki przychodzą szybciej, innym razem trzeba na nie poczekać. Nie ma co panikować czy zachwycać się po zaledwie kilku meczach.

- Dużo mówi się o konfliktach w kadrze. Niektórzy zawodnicy podobno mają problem z Ludovikiem Obraniakiem. Za Pana czasów zdarzało się, że któryś z piłkarzy był poza grupą, izolował się od niej i wynikały z tego problemy?

- Nie, nie było takich przypadków.

- Według Pana piłkarze wychowani i wyszkoleni za granicą powinni grać w reprezentacji Polski tylko dlatego, że mieli przodków pochodzących z naszego kraju?

- Czemu nie? Jeśli chcą u nas grać i są wystarczająco dobrzy, to nie powinniśmy im tego zabraniać.

- Nawet jeśli nie mówią po polsku?

- No to nie wiem, jak się dogadają. (śmiech) Ale jeśli czują się Polakami, to nie przeszkadza mi ich obecność w reprezentacji.

- Wróćmy do meczu z Anglią. Brak Kuby Błaszczykowskie-go będzie dla kadry dużym osłabieniem?

- Moim zdaniem nie ma ludzi niezastąpionych. Wiadomo, Błaszczykowski to dobry zawodnik, kapitan reprezentacji. Jest ograny w meczach na najwyższym poziomie. Ale jest szansa na to, że ktoś go dobrze zastąpi. Któryś z zawodników może błysnąć formą i wskoczyć w jego miejsce. Który? Ten, którego wybierze trener. Może Wszołek, może Grosicki...

Z MARKIEM CITKĄ, strzelcem gola na Wembley w 1996 roku, rozmawia Cezary Kowalski

- Łezka się Panu w oku kręci, jak wspomina Pan swojego gola na Wembley z 1996 roku?

- Żartuje pan? Ani to nie była jakaś bramka historyczna, ani ładna, ani w wygranym meczu. Odbył się mecz i tyle. My zawsze mieliśmy kompleksy wobec tych Anglików, a to przecież całkiem przeciętna drużyna. Od lat nic poważnego nie wygrali. Zawsze mieli dwóch, trzech bardzo dobrych zawodników, a resztę solidnych. Wygrywali zawsze z nami mentalnością, siłą psychiki, pewnością siebie. W tym meczu, o którym pan wspomina, to nawet przez długie chwile byliśmy od nich lepsi, ale też się nie udało.

- Na czym polega ten nasz kompleks akurat wobec Anglików?

- Nie wiem. To jest dla mnie niewytłumaczalne. Pewnie geneza tkwi w tym, co się dzieje jeszcze przed meczem. Wszyscy drżą na myśl o tym rywalu, zakładamy, że jak zdobędziemy choćby punkcik, to już będzie bardzo dobrze, pełnia szczęścia. Tymczasem powinniśmy myśleć o zwycięstwie, gramy u siebie, to oni mają się bronić, my powinniśmy atakować. Jestem już zmęczony tym poszukiwaniem pozytywów w dotychczasowej grze drużyny Waldemara Fornalika. Chciałbym wreszcie zobaczyć drużynę, która przez przynajmniej 30 minut chce grać w piłkę, zawodnicy chcą kiwać, a nie pozbywać się piłki i szukać alibi.

- Brak Błaszczykowskiego to idealne alibi w razie porażki.

- To też błąd. Przecież właśnie dzięki takim sytuacjom rodzą się bohaterowie. Weźmy choćby mecz z RPA. Czy Komorowski strzeliłby gola i zagrał w pomocy, gdyby nie kontuzja Sobiecha? Mecz z Anglią, jak dobrze pójdzie, może wykreować zawodnika, który będzie prawdziwą konkurencją dla Kuby. Są przecież Sobota, Grosicki, Wszołek, Milik.

-Wystawiłby Pan 18-letniego Arkadiusza Milika na mecz z Anglią?

- Oczywiście, i to w pierwszym składzie. Razem z Lewandowskim.

- Lewandowski grałby cofniętego, a Milik na szpicy?

- Przeciwnie. Zagrałbym dwójką napastników. Nie mamy przecież dobrego ofensywnego pomocnika. Po co go szukać na siłę? Wtedy i Anglicy nie mogliby grać za bardzo ofensywnie, bo jeden kolejny defensywny pomocnik musiałby asekurować drugiego naszego napastnika. Według mnie Milik jest jedynym obecnie naszym napastnikiem obok Lewandowskiego, który się rozwija. Bo przecież Sobiech i Piech stoją. Drepczą w miejscu. W przypadku Milika jest nadzieja, że się stanie prawdziwą gwiazdą. Młodość jest jego atutem, a nie wadą. Grał już na pełnych stadionach na Legii czy w Poznaniu. Półtora roku gra w lidze, ma doświadczenie w reprezentacji młodzieżowej. Podczas swojego debiutu z RPA, chociaż grał tylko pół godziny, zachowywał się w kilku sytuacjach bardzo dojrzale.

- Ma nas zbawić nastolatek, która grał w kadrze ledwie 30 minut?

- A co ryzykuje Fornalik? Przecież i tak wszyscy twierdzą, że nie mamy szans. A gdyby jakoś się jednak we wtorek udało, to mielibyśmy fajną drużynę, gotową do dalszej walki o awans na mundial. Mnie najbardziej irytuje, jak trenerzy mówią, że jakiś zawodnik to jest przyszłość. Nie. Teraz ma grać, jak dobrze gra w lidze, strzela bramki i został powołany. W przyszłości to może już tego trenera nie być.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski