Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcę być tam, gdzie Bóg mnie będzie widział

JUK
Osman Chavez dobrze czuje się w Krakowie FOT. MICHAŁ KLAG
Osman Chavez dobrze czuje się w Krakowie FOT. MICHAŁ KLAG
ROZMOWA. Obrońca Wisły Kraków OSMAN CHAVEZ nie wybiera się grać ani do Chin, ani do stolicy.

Osman Chavez dobrze czuje się w Krakowie FOT. MICHAŁ KLAG

- Podobno w marcu może Pan odejść z Wisły Kraków do Chin. Takie informacje można przeczytać w honduraskiej prasie. Dostał Pan propozycję gry w Chinach?

- (śmiech) Była kiedyś taka opcja, ale zawsze powtarzam, że jestem zadowolony z pobytu w Krakowie. Mam ważny kontrakt z Wisłą i jestem tu szczęśliwy, podobnie jak moja rodzina. Zresztą takie rzeczy nie są zależne ode mnie, to nie ja musiałbym podjąć decyzję. Ale wyjazd do Chin byłby czymś totalnie innym niż życie tutaj, szokiem kulturowym.

- Z drugiej strony, ponoć w Chinach mógłby Pan zarabiać dużo więcej niż w Wiśle.

- Dla mnie kwestie finansowe nie są takie ważne. Najważniejszy dla mnie jest komfort życia i samopoczucie mojej rodziny. Istnieje dużo ważniejszych rzeczy na świecie, niż pieniądze. Tak to widzę. Mam ważną umowę z Wisłą i chciałbym to uszanować. Chcę tu kontynuować moją pracę, rozwijać się. W futbolu wprawdzie jest tak, że jeśli masz odjeść, musisz odejść, bo nie wszystko zależy od ciebie. Ale jestem szczęśliwy w Krakowie.

- Chińczycy musieli bacznie Pana obserwować podczas meczów towarzyskich, które w zeszłym roku kadra Hondurasu rozgrywała w Azji.

- Futbol to teraz biznes zglobalizowany. Wszystko można sprawdzić w internecie, znają cię na drugiej półkuli. Piłkarza obserwują liczni skauci różnych drużyn. Z jednej strony, powinienem być zadowolony, że jest zainteresowanie moją osobą, pojawiają się jakieś propozycje. Ludzie doceniają moją pracę. Z drugiej strony, w tym momencie mój umysł jest skoncentrowany całkowicie na Wiśle. Nie czekam na żadne oferty. Nie myślę o niczym innym, tylko o tym, jak odzyskać mistrzostwo i awansować w Lidze Europy i w Pucharze Polski. To są moje cele. Poza tym, w tym roku rozpoczynają się eliminacje do mundialu dla mojej reprezentacji. Gdybym grał w Chinach, byłoby mi trudniej radzić sobie w reprezentacji, bo to oznaczałoby jeszcze dłuższe podróże. Pieniądze - powtarzam - nie są w tym momencie najważniejsze.

- Zanim przyszedł Pan do Wisły, też miał Pan propozycje z Chin. To był ten sam klub, który teraz się Panem interesuje?

- Nie. Ta cała sprawa z ofertami... one niby się pojawiają, ale nigdy nie można było mówić o konkretach. Zresztą, to nie jest tak, że chcę być tam, gdzie sobie zamarzę. Chcę być tam, gdzie Bóg mnie będzie widział. To dla mnie będzie najlepsze. Nie odczuwam w życiu żadnej presji w rodzaju: "chcę odjeść do tego i tego klubu, natychmiast". Nie, jestem spokojną osobą, wiem, że Bóg ma dla mnie w zanadrzu to, co najlepsze.

- We wspomnianym artykule w honduraskiej prasie Pana agent Manrique Amador...

- Chcę zaznaczyć, że Manrique nie jest moim reprezentantem. Moim menedżerem jest Hiszpan Paul Hernandez. Manrique to mój honduraski przyjaciel. Może dlatego dziennikarze zadzwonili akurat do niego, ale on nie ma nic wspólnego z reprezentowaniem moich interesów.
- Wracając do informacji podanych przez dziennik "La Tribuna": podobno jest Panem zainteresowana nawet Legia Warszawa.

- Naprawdę nie wiem, skąd ci ludzie czasem biorą te informacje... Nawet ja jestem tym zaskoczony.

- Czyli do Warszawy się Pan nie przenosi?

- Nie. Zresztą, tak jak powtarzam, te transferowe sprawy nie zależą tak naprawdę od samych piłkarzy. Moim zadaniem jest trenować i dobrze wykonywać swoją pracę. Tu, w Krakowie mam przyjaciół, kibiców. Moje myśli są teraz skoncentrowane na Wiśle, a nie na Chinach, Legii, czy jakimś innym zespole. Chcę dawać każdego dnia z siebie to, co najlepsze dla krakowskiego klubu.

- Zostawmy kwestie transferowe. Czuje Pan, że podczas zgrupowań w Hiszpanii i Portugalii Wiśle udało się poprawić grę obronną? Takie momenty, jak w przegranym 2-3 meczu z Midtjylland każą przypuszczać, że jeszcze wiele pracy przed wami.

- Uważam, że zespół wykonał dobrą robotę na zgrupowaniach. Te bramki z meczu z Midtjylland to były właściwie nasze "prezenty" dla rywala. Wszystkie trzy gole, które straciliśmy, tak naprawdę nie powinny były paść. To był pechowy ciąg indywidualnych błędów. Przy jednej z bramek zostały popełnione aż trzy różne błędy. Takie rzeczy powodują, że człowiek zaczyna się martwić. Ale z drugiej strony wystarczy, byśmy byli bardziej skoncentrowani, by uniknąć podobnych wpadek. Dlatego, mimo wszystko, jestem spokojny. Uważam, że zespół jest przygotowany do walki o trzy różne cele, jakie stoją przed nami: o punkty w lidze, awans w Lidze Europy i o Puchar Polski.

Rozmawiała JUSTYNA KRUPA

Poobijany Garguła

Po powrocie ze słonecznej Portugalii piłkarze Wisły pierwsze zajęcia odbyli na krytym boisku w Skotnikach. Dzień później postanowili zacząć przyzwyczajać się już do panujących w Krakowie mrozów i trenowali pod Wawelem, na otwartym boisku Nadwiślanu. Tylko Gordan Bunoza i Filipa Kurto nie założyli na głowę czapki czy opaski. Trener Kazimierz Moskal uczulał zawodników, by w tych warunkach, na sztucznej murawie, unikali groźnych starć. Mimo to, z zajęć nieco poturbowany schodził Łukasz Garguła, który zderzył się z Bunozą. Nadal w treningach nie bierze udziału leczący kontuzje mięśniowe Rafał Boguski. Wczoraj miał przechodzić kolejne badanie USG. W sobotę wiślacy rozegrają sparing z Sandecją Nowy Sącz. Mecz (godz. 14) ma być jednak zamknięty dla widzów i mediów.

(JUK)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski