Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śladami Karola. Migawki z planu

Redakcja
W roli głównej Karol Dudek Fot. Barbara Rotter-Stankiewicz
W roli głównej Karol Dudek Fot. Barbara Rotter-Stankiewicz
Kilkanaście lat temu ks. Jarosław Cielecki, pracujący w Rzymie, a pochodzący z niegowickiej parafii napisał książeczkę "Wikary z Niegowici". Od dawna marzył o zrealizowaniu filmu poświęconego początkom kapłańskiej drogi papieża-Polaka. Teraz przyszedł na to czas. Dzień pierwszy: Marszowice, Niegowić

W roli głównej Karol Dudek Fot. Barbara Rotter-Stankiewicz

DOKUMENT. - Nie myślałem, że to tak wygląda. Na ekranie będzie pewnie z pięć minut, a tu już ze trzy godziny kręcą - komentowali obserwatorzy powstającego właśnie filmu pod roboczym tytułem "Ksiądz Karol - wikary z Niegowici".

Tego dnia nakręcić trzeba "tylko" kilka scen - przejście przez pola, ucałowanie ziemi przy kapliczce, drogę przez Niegowić i Gdów. W filmie będzie to pewnie kilka, najwyżej kilkanaście minut. Aby je nakręcić, ekipa pracowała jednak od godz. 9 do 17. Na szczęście pogoda sprzyjała.

- Kamery gotowe? Audio gotowe? Akcja! - daje sygnał ks. Cielecki, który jest reżyserem, scenarzystą i producentem filmu.

Pierwsza scena to "kosiarze", w których role wcielili się mieszkańcy Marszowic. Przy zapracowanych żniwiarzach ma się na chwilę zatrzymać idący polną drogą młody ksiądz, grany przez Karola Dudka.

Ile razy można ją powtarzać? Tyle, ile trzeba, by nagrać odgłosy koszenia, uchwycić z kilku kamer odpowiedni obraz, by statyści oderwali się od pracy wtedy, kiedy trzeba, a Karol mówił w odpowiednim tempie.

Więc grają. Raz, drugi, piąty... W polu czeka już drabiniasty wóz z dwójką koni, który ma podwieźć księdza. Aktorzy i statyści powtarzają ujęcia, drudzy cierpliwie czekają na swoją kolej, charakteryzatorki raz po raz poprawiają makijaż Karola, ale jak wytłumaczyć atakowanym przez bąki koniom, że jeszcze muszą stać spokojnie?

Przy kapliczce, na której trzeba było zamaskować poświęconą Janowi Pawłowi II tablicę pamiątkową, łańcuchy i kostkę brukową, czekają mieszkańcy Marszowic. Przywykli już do pielgrzymów zatrzymujących się w tym miejscu, do papieskich rajdów, ale filmu nikt tu jeszcze nie kręcił. Karol modli się przed kapliczką, całuje ziemię. Gdy po kilku powtórkach wstaje z klęczek, sutanna jest tak zabłocona, że nadaje się tylko do prania. A tu przed nim jeszcze malownicza droga przy niegowickim stawku...

W Gdowie nakręcić trzeba przejście księdza koło starych chałup. Ks. Cielecki wyszukał wcześniej odpowiednie miejsce, które zapewne pamięta tamte czasy. W pobliżu bawią się dzieci. "O, ksiądz Karol" - krzyczy jakiś maluch, co oznacza, że reżyser trafił z obsadą. Karol, który taszczy swoją walizeczkę już od rana, ma jej serdecznie dość.

Dzień drugi: Mętków

Dlaczego Mętków, skoro film o wikarym z Niegowici? Bo tam właśnie, w okolice Chrzanowa został przeniesiony stąd drewniany kościółek. Ten sam, w którym młody wikary wiele razy modlił się przed obrazem Matki Bożej Wniebowziętej. Wizerunek pozostał w Niegowici - na potrzeby filmu zrobiono jego fotograficzny obraz i umieszczono w ołtarzu.

Kościółek jest pełen statystów - tu ma być kręcona scena ślubu i drogi krzyżowej. Charakteryzatorki mają mnóstwo pracy; kłopot jest z ostrzyżonym na jeżyka panem młodym, którego fryzurę dostosować trzeba do epoki, ze "schowaniem" inwalidzkiego wózka, którym przywieziono jedną ze statystek.

Miejscowe parafianki same zadbały o odpowiedni ubiór - wiele założyło regionalne stroje. Przecież to ślub.

Ks. Karol ma w tym dniu wiele do powiedzenia: musi mówić młodym o miłości, uczestnikom Drogi Krzyżowej o cierpieniu, spowiadającej się dziewczynie - o przebaczeniu.
Filmowcy, zainstalowani w Mętkowie od rana, kończą pracę tuż przed wieczorną mszą św., odprawianą przed obrazem Matki Bożej z Niegowici.

Dzień trzeci: Kraków, Gdów

To najbardziej męczący dzień, choćby dlatego, że zdjęcia rozpoczynają się tuż po piątej rano. Tylko wtedy, przed otwarciem bazyliki Mariackiej, można nakręcić scenę wewnątrz kościoła. To także pora, o której na krakowskim Rynku i Plantach jest jeszcze spokojnie.

Gdy w Rynku trwają zdjęcia, przy ul. Loretańskiej charakteryzatorki przygotowują pasażerów starego autobusu, "ogórka" do podróży. Trzeba ich przebrać w stroje pożyczone z Teatru Starego i od życzliwych ludzi.

W muzeum - starej zajezdni powstaje przystanek autobusowy. Choć jest jeszcze wcześnie, żar leje się z nieba. A tu trzeba stać w ogonku, potem siedzieć w rozgrzanym autobusie, na koniec odbyć nim podróż do Gdowa. W środku kręcona jest ważna scena - rozmowa młodego księdza z Piotrem. Autobus przejeżdża koło przystanków - miny ludzi oczekujących na busa są mocno zaskoczone.

I Gdów. Trzeba ustawić przystanek autobusowy, zatrzymać ruch na drodze, by sfilmować przejeżdżającą bryczkę i samochód z lat czterdziestych. Bez pomocy policjantów i strażaków by się nie obyło. Potem już "tylko" sceny w kościele i jego pobliżu. Zdjęciowy dzień kończy się po dwunastu godzinach.

Przed filmowcami kilka kolejnych, równie pracowitych dni: zdjęcia w Kłaju, Bilczycach, Nieznanowicach. A w październiku - premiera.

Tak to się zaczęło. Wspomina Jan Paweł II

Ścieżką przez pola. "Uklęknąłem i ucałowałem ziemię"

"Kiedy wróciłem do Krakowa, znalazłem w Kurii Metropolitalnej pierwszy "przydział pracy" - tzw. "aplikatę". Książę Metropolita był wtedy w Rzymie, więc jego wola dotarła do mnie za pośrednictwem tego pisma. Przyjąłem tę wolę z radością. Najpierw dowiedziałem się, jak dostać się do Niegowici i udałem się tam w odpowiednim dniu. Dojechałem autobusem z Krakowa do Gdowa, a stamtąd jakiś gospodarz podwiózł mnie szosą w stronę wsi Marszowice i potem doradził mi iść ścieżką wśród pól, gdyż tak miało być bliżej. W oddali było już widać kościół w Niegowici. A był to okres żniw. Szedłem wśród łanów częściowo już skoszonych, a częściowo czekających jeszcze na żniwo. Pamiętam, że w pewnym momencie, gdy przekraczałem granicę parafii w Niegowici, uklęknąłem i ucałowałem ziemię. Nauczyłem się tego gestu chyba od św. Jana Marii Vianneya. W kościele pokłoniłem się przed Najświętszym Sakramentem, a następnie poszedłem przedstawić się mojemu proboszczowi. Ks. prałat Kazimierz Buzała, dziekan niepołomicki i proboszcz w Niegowici, przyjął mnie bardzo serdecznie i po krótkiej rozmowie pokazał mi mieszkanie na wikarówce. I tak rozpoczęła się moja praca duszpasterska na pierwszej parafii. Trwała ona tylko rok, a była wypełniona zwyczajnymi obowiązkami wikariusza i katechety.(...) - tak wspominał Jan Paweł II - w autobiografii "Dar i tajemnica" swój pobyt w Niegowici.

Barbara Rotter-Stankiewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski