Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja popsuła pułapkę zastawioną na złodziei

BARBARA CIRYT
FOT. ARCHIWUM
FOT. ARCHIWUM
Przedsiębiorca Tadeusz Filipek został okradziony kilka razy. Zastawia więc pułapki na złodziei. Wie, że na policję nie może liczyć. Ostatnio namierzył papierosy skradzione z jego sklepu i wskazał miejsce funkcjonariuszom, aby złapali włamywaczy razem z towarem. Policjanci jednak pozwolili, żeby złodzieje sprzątnęli im to sprzed nosa. - Nie mam słów na opisanie nieudolności policji - mówi przedsiębiorca.

FOT. ARCHIWUM

KONTROWERSJE. Włamywacze ukradli ze sklepu w Maszkowie papierosy, a z nimi włączony GPS

Nowy sklep Tadeusza Filipka pierwszy raz został okradziony 29 października. Zginęły papierosy warte 6 tys. zł. - To nie była moja jedyna strata. Mam inne sklepy i wiem, że złodzieje działają szybko. Wiedzą, że w 10 minut może pojawić się ochrona, więc wchodząc do sklepu zabierają towar w trzy minuty. Najłatwiej i najwygodniej jest im kraść papierosy - mówi Filipek.

Po pierwszym włamaniu był przekonany, że złodzieje wrócą. I tak się stało. 6 grudnia znów go okradli. Zabrali towar o wartości 2 tys. zł. - Razem z papierosami wzięli włączonego GPS-a. Na to czekałem. Gdy złodzieje z łupem jeździli i robili pętlę w Kozierowie, by sprawdzić czy ktoś za nimi nie jedzie, nie mieli pojęcia, że "anioł stróż" jest z nimi w samochodzie - mówi właściciel sklepu.

O włamaniu dowiedział się o godz. 3 w nocy od pracownika firmy ochroniarskiej. Po konsultacji z informatykiem wiedział dokładnie, gdzie jest łup. - Informatyk wysyłał do GPS zapytanie? W odpowiedzi dostał współrzędne. Był w złodziejskiej dziupli w niewykończonym domu bliźniaku w Michałowicach. Zadzwoniłem na policję, podałem namiary - mówi pan Tadeusz.

Już wtedy zaczęły się kłopoty. Do Maszkowa, miejsca kradzieży przyjechali funkcjonariusze ze Skały, ale ich rejon tam się kończył, wiec do Michałowic musieli jechać policjanci z Zielonek. Najpierw w tym komisariacie nikt nie mógł otworzyć strony, na której wyświetlały się namiary podawane przez skradziony GPS. Potem okazało się, że nie ma na miejscu, nieoznakowanego samochodu policyjnego. Prosił o to Filipek, żeby nie spłoszyć złodziei, ale złapać razem z łupem. W końcu przyjechał nieoznakowany pojazd, ale z umundurowani policjantami w środku.

Tadeusz Filipek obawiał się, że złodzieje mogą się zorientować, że to zasadzka. Policjanci na wskazanej posesji zobaczyli przez puste otwory okienne, że worek z papierosami jest w środku. Mieli obserwować i czekać, aż wrócą złodzieje.

Pojawili się, ale w momencie, gdy policjantów nie było w pobliżu. GPS, który był w złodziejskim worku przestał działać tego samego dnia o godz. 15.30.

- Dopiero 40 minut później do mojego informatyka zadzwonił przerażony policjant i powiedział o tym. Okazało się, że złodzieje wynieśli towar. Namierzyłem skradziony towar, podałem policji wszystko na tacy, a oni nieudolnym działaniem to popsuli - denerwuje się przedsiębiorca i zapowiada, że następnym razem, jeśli namierzy łup to sam go odbierze złodziejom, żeby nie fatygować policji.

Dziwi się, że funkcjonariusze łapią rowerzystów po piwie i tym poprawiają sobie statystyki, ale nie potrafią zająć się poważniejszymi przestępcami. W Komendzie Powiatowej Policji w Krakowie dowiedzieliśmy się, że trwają tam dwa dochodzenia w tej sprawie. Jedno dotyczy kradzieży, drugie wewnętrzne - sposobu działania policjantów.

W rozmowie z nami mł. insp. Maciej Tomczyk, zastępca komendanta powiatowego policji najpierw próbował tłumaczyć, że złodzieje nie byli namierzeni, a policja przyjęła własną taktykę działania. - Prowadziliśmy w tej sprawie badania. Zatrzymaliśmy pewne osoby - mówi mł. insp. Tomczyk. Jednak to nie byli ci złodzieje, którzy włamali się do sklepu w Maszkowie.

- Ta sprawa była źle prowadzona - przyznał w końcu zastępca komendanta. Poinformował, że policjanci liczyli, iż urządzenie powiedzie ich za złodziejami, jeśli przyjadą po to, co ukradli. Tymczasem nie wiadomo czy GPS został wyłączony przez kogoś, czy przestał działać przez huragan i awarie prądu.

Przedsiębiorca zagroził najpierw, że będzie domagał się od policji zwrotu kosztów. - Niech się składają, tym bardziej, że jeden z nich powiedział mi, że tym razem mało mi ukradli - mówił. Potem złagodniał. - Papierosów nie muszą mi odkupywać. Ale GPS-a im nie podaruję - mówi.

Wycenił go na 450 zł. Czeka na zwrot od policji.

barbara.ciryt@dziennik.krakow.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski