Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ból katowanych koiły tynieckie modlitwy

BARBARA CIRYT
Dawid Styrylski i Janina Olejko przed stodołą, w której przed 70-laty bito piekarzan Fot. Barbara Ciryt
Dawid Styrylski i Janina Olejko przed stodołą, w której przed 70-laty bito piekarzan Fot. Barbara Ciryt
Na rozległym pastwisku ludzie leżeli twarzą do ziemi. Cały upalny dzień. Nie wolno im było podnieść głowy. Tylko ze stodoły należącej do rodziny Raputów dochodziły straszne odgłosy. Tam hitlerowcy maltretowali mieszkańców, zmuszali do przyznania się, że działają na szkodę Niemców, ukrywania Żydów. To była pacyfikacja Piekar.

Dawid Styrylski i Janina Olejko przed stodołą, w której przed 70-laty bito piekarzan Fot. Barbara Ciryt

PIEKARY. Niemcy wtargnęli do domów nad ranem, spędzili mieszkańców na łąkę. Kazali leżeć na brzuchach, wycelowali w nich karabiny maszynowe. Ci, którzy przeżyli tę pacyfikację po 70 latach wciąż pamiętają strach, upał i jęki bitych ludzi.

Od tamtego dnia 4 lipca 1943 roku minęło 70 lat, mieszkańcy pierwszy raz spotkali się na uroczystości upamiętniającej tragedię. Miejscowi strażacy i przedstawiciele stowarzyszeń: Ziemi Lisieckiej i Przyjazne Piekary w centrum wioski odsłonili obelisk przypominający "lezackę", bo tak starsi mieszkańcy nazywają to wydarzenie. - Obelisk jest w miejscu, w którym wówczas stała duża lipa. W jej cieniu Niemcy ustawili stół i stamtąd zarządzali akcją - mówi Józefa Ochmańska, mieszkanka Piekar. Miała wtedy 9 lat.

Świtało. Była 4 nad ranem. Jedni hitlerowcy obstawili wieś. Drudzy tłukli kolbami w drzwi. Budzili ludzi. Krzyczeli: Raus, raus. - Była nas czwórka dzieci w domu. Tatuś podszedł i kazał wstawać. Powiedział tylko: "Nie wiem co z nami będzie". Na polu było jeszcze szaro. Gnali nas na pastwisko. Kazali kłaść się na brzuchu - opowiada Ochmańska.

W tym dniu w tynieckim klasztorze - który góruje nad Piekarami po drugiej stronie Wisły - był odpust przeniesiony ze święta Piotra i Pawła. Tam wybierali się też piekarzanie, ale nie dotarli.

Matkom z dziećmi, ludziom starszym i chorym Niemcy pozwolili pójść do szkoły lub do baraków przy łące. Pozostali leżeli w upale. - Sikali i kupę robili pod siebie, bo nikomu nie wolno było wstać - mówi pani Józefa.

W tym czasie w każdym domu była rewizja. - Niemcy wysypywali nawet mąkę i kaszę. Z sienników w łóżkach wyciągali słomę. Szukali broni, radia, telefonów, maszyn do pisania. Dewastowali piece, wyrywali od nich drzwiczki - mówią ludzie. Franciszka Bulda, dziś 84- letnia kobieta opowiada, że wychodząc z domu nie można było niczego zabrać. - Jan Marczyk przyszedł bez koszuli na pastwisko, bo mu Niemcy nie pozwolili zdjąć z pieca ubrania. Wstyd mu było. Żona zdjęła chustkę z głowy i okryła mu ramiona. Tak przeleżał - opowiada.

Tamtego dnia żaden z mieszkańców Piekar nie został zabity, ale wielu trafiło do obozów. Wcześniej byli nieludzko skatowani. - W stodole przywiązywali ich do drabiny głową w dół i bili sękatym kijem - opowiada Janina Olejko z Piekar. Te historie zna z relacji swojej mamy.

Józefa Talarek staje przy portrecie Stanisława Sroki. - To mój brat, mój brat - powtarza. Wtedy 4 lipca miała 13 lat. - On był zbity do nieprzytomności. Za nogi go wrzucili na wóz drabiniasty i razem z innymi wywieźli. Przeszedł kilka obozów - mówi pani Józefa. Dokumenty potwierdzają, że był w Auschwitz i Mauthausen.

Stanisław Sroka został skatowany za pisma, które zostawił w domu w kieszeni ubrania. Wynikało z nich, że miał jechać na roboty do Niemiec, ale nie stawił się. Dlatego trafił do obozów koncentracyjnych.

- Przeżył je i wrócił po wojnie. Gdy przyszedł byłam sama w domu. Nie poznałam go, wtedy się przedstawił - pani Józefa ścisza głos. Potem do domu weszła mama. Poznała syna od razu. Wszyscy płakali ze szczęścia. On długo nie opowiadał o obozach. Był w domu i nie chciał sobie przypominać tamtych dramatów. Zmarł kilka lat temu.
Razem z nim tamtego dnia ze wsi hitlerowcy wywieźli wiele innych osób. Niemal wszyscy trafili do obozu w Płaszowie, nazywanego "Libanem".

- Tamten dzień zapamiętaliśmy na całe życie. Wszyscy byli wystraszeni, przerażeni. Niemcy bili po głowie, gdy ktoś próbował ją na chwilę podnieść. Ja też dostałam - mówi Anna Kozioł, wtedy 13-latka. Z tamtych dni pamięta gwieździste niebo. - Potem ilekroć w życiu widziałam takie niebo, przecież bardzo piękny widok, to przypominałam sobie najstraszniejsze dni wojny - wzdycha.

Pani Anna podobnie jak wielu mieszkańców Piekar zaznacza, że we wsi w dworze mieszkał niemiecki zarządca, który wyratował od śmierci mieszkańców podczas tej pacyfikacji. Nazywał się Barski. Jeździł do oprawców, zapewniał, że wieś nie współpracuje z partyzantami i nie działa na szkodę Trzeciej Rzeszy. Sprowadził też z Przegorzał innego Niemca - Pawluka, który także wstawiał się za pacyfikowanymi ludźmi. Za wieś ręczył też sołtys Józef Ludwikowski, który mówił po niemiecku i bronił ludzi.

- Jedna matka jak się dowiedziała, że biją w stodole jej syna, to biegła ze szkoły w kierunku stodoły, za nią wyrwała się mała córeczka. A Niemcy zaczęli strzelać. Sołtys zażegnał tragedię, do której mogło dojść. Matka tego dnia posiwiała - mówi Janina Olejko. Pod wieczór Barskiemu i Pawlukowi udało się przekonać oprawców, żeby wypuścili leżących.

Mieszkańcy mówią, że w ocaleniu pomogli też duchowni z Tyńca. - Ratowali nas modlitwą - podkreśla Franciszka Bulda. Z góry widzieli wieś, jak na dłoni. Dostrzegli dramat ludzi. - Zrezygnowali z odpustowych uroczystości. Poklękali przy skale i modlili się bez przerwy. Na mury wyszedł też ksiądz z monstrancją i błogosławił Piekary. Wiedzieliśmy, bo ktoś podniósł głowę i zobaczył to - opowiada Józefa Talarek. - Potem leżący, gdy wyczuli, że nie ma Niemca blisko, po cichutku przekazywali sobie wiadomość: "Tyniec się za nas modli". Pomagało.

BARBARA CIRYT

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski