Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pszczelarze nie darują

Redakcja
BIECZ. 14 osób wystąpiło ze zbiorowym aktem oskarżenia przeciwko wiceburmistrzowi i firmie, która przed dwoma laty przeprowadziła zgubny w skutkach oprysk na komary. Zginęły dwa miliony pszczół, a właściciele pasiek oszacowali straty na 260 tys. zł.

Pszczelarze nie złożyli broni pomimo dwukrotnego umorzenia postępowania przez gorlicką prokuraturę, która nie dopatrzyła się znamion przestępstwa w działaniach samorządu.

Śledczy nie zmienili stanowiska pomimo uchylenia przez sąd pierwszego umorzenia i zalecenia uzupełnienia materiału dowodowego m.in. o informację, czy sposób powiadomienia zainteresowanych o opryskach był właściwy i nastąpił na tyle wcześnie, by właściciele pasiek mogli je zabezpieczyć. Po ponownym zbadaniu sprawy prokuratura nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego i ostatecznie sprawę umorzyła. W tej sytuacji pszczelarze skorzystali z możliwości wystąpienia z prywatnym aktem oskarżenia.

- Zależy nam na uznaniu winy osób, które przyczyniły się do wytrucia pszczół - mówi Lucjan Furmanek kierujący bieckim kołem pszczelarzy. - Gdyby tak się stało, to właściciele pasiek mieliby ułatwioną drogę starania się o naprawę szkód już na drodze postępowań cywilnych.

Przypomnijmy, że po powodzi w rejonie Biecza pojawiła się plaga komarów. Miasto wynajęło firmę ze Śląska, która przeprowadziła oprysk ze śmigłowca. Kłopot w tym, że środki chemiczne zabiły nie tylko komary, ale też pszczoły.

- Oprysk zastosowano rano i powtórzono go wieczorem - opowiadał w rozmowie z "Dziennikiem Polskim" Tadeusz Przybyłowicz, właściciel pasieki w Bieczu. - Nałożyło się to na okres kwitnienia lipy i owady były w locie. Wyginęła połowa z nich. Chore i sparaliżowane pszczoły wysypywały się z uli, były wyrzucane na zewnątrz przez zdrowe robotnice, bo takie reguły obowiązują w pszczelim świecie.

Lucjan Furmanek od początku utrzymuje, że informacja o planowanych opryskach przyszła stanowczo za późno, bo na dobę przed akcją.

Poza tym firma realizująca zamówienie prócz standardowego środka zastosowała dodatkowy, w stężeniu czterokrotnie wyższym od śmiertelnego. Potwierdziło to laboratorium z Białegostoku, do którego trafiły próbki martwych pszczół. Znaleziono w nich m.in. bifentrynę - bardzo mocny środek owadobójczy zakazany w UE, ale dopuszczony w Polsce, a wykorzystywany często podczas akcji odkomarzania. Lucjan Furmanek odwodził wiceburmistrza Janusza Gubernata od pomysłu przeprowadzenia oprysku. - Od trzech dni kwitła lipa, temperatura sięgała 30 stopni Celsjusza, więc to nie był dobry czas na takie działania. Mój apel pozostał bez odzewu i już następnego dnia przeprowadzono z powietrza dwa opryski. Jak się okazało, fatalne w skutkach - przypomina Lucjan Furmanek.

Janusz Gubernat zapewnia, że informacja o odkomarzaniu była rozpropagowana znacznie wcześniej. - Sąd orzeknie czy w tej sprawie popełniliśmy jakieś błędy - stwierdza krótko Janusz Gubernat.

Paweł Szeliga

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski