Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Albo rybki, albo składowisko

Redakcja
Zbigniew Ćwierzyk i jego zanieczyszczone stawy, które musiał zamknąć Fot. Maciej Hołuj
Zbigniew Ćwierzyk i jego zanieczyszczone stawy, które musiał zamknąć Fot. Maciej Hołuj
Dwa pięknie położone na granicy Zawady i Krzyszkowic stawy wędkarskie należące do myśleniczanina Zbigniewa Ćwierzyka, byłego mistrza Polski w zapasach i byłego trenera w tej dyscyplinie sportu zostały zamknięte. Powód? Wyciek zanieczyszczeń, jakie do potoku Od Borzęty - z którego zasilane w wodę są stawy Ćwierzyka - wpłynęły z pobliskiego składowiska odpadów zarządzanego przez myślenicki Zakład Utylizacji Odpadów.

Zbigniew Ćwierzyk i jego zanieczyszczone stawy, które musiał zamknąć Fot. Maciej Hołuj

KONTROWERSJE. Mechanizm zamykania stawów wędkarskich między Zawadą i Krzyszkowicami coraz bardziej przypomina znaną już sprawę z niedoszłym Miasteczkiem Seniora. Składowane w pobliżu odpady po raz kolejny nie pozwalają na inną działalność.

Obydwa stawy powstały na terenie należącym do Zbigniewa Ćwierzyka w 1993 roku. Były mistrz zapaśniczy wpuścił do stawów wpuścił około dziesięciu ton ryb i narybku: pstrąga, karpia, szczupaka, sandacza, jesiotra, suma, lina i amura. Potem zaprosił do siebie wędkarzy.

- Pamiętam jak dziś: 3 maja 2001 roku jak zwykle wyszedłem nad stawy i zobaczyłem, że pływa w nich brunatna woda - mówi Zbigniew Ćwierzyk. - Poszedłem jej śladem i od stawów poprzez system nawadniający je oraz potok Od Borzęty doszedłem do źródła zanieczyszczenia, czyli do ujęcia ścieków wysypiska na granicy Borzęty i Myślenic.

Zbigniew Ćwierzyk sięgnął po aparat fotograficzny i uwiecznił zjawisko. Jak się później okazało, nie pierwsze i nie ostatnie. - To, co wydostało się z wysypiska w 2001 roku rozlało się po terenie liczącym około 3 hektarów - wspomina. - Trudno się dziwić, że ścieki trafiły także do zasilającego moje stawy w wodę, maleńkiego potoku Od Borzęty. Kiedy zdążyłem zamknąć śluzy, ścieków było mniej. Ale na przykład w zimie, kiedy stawy pokrywała gruba powłoka lodu, nie miałem żadnej kontroli. Zdarzała się sytuacja, że kiedy lód topniał, lustro wody pokryte było śniętymi rybami.

Stawy Ćwierzyka były zanieczyszczane były przez ścieki ze składowiska jeszcze trzykrotnie. W 2006, 2008 i w 2010 roku. Za każdym razem zarząd składowiska przyznawał się do winy i zwracał właścicielowi stawów pieniądze za śnięte ryby. Nie było jednak mowy o zwrocie kosztów poniesionych w procesie ich rekultywacji. - Począwszy od 2003 roku pisaliśmy wraz z żoną, współwłaścicielką stawów, pisma monitujące o interwencję i zaprzestanie zanieczyszczania naszych stawów ściekami z wysypiska, skierowane na adres burmistrza Myślenic Macieja Ostrowskiego - mówi Zbigniew Ćwierzyk. - Bez skutku. Kiedyś, w przypływie bezsilności zaniosłem mu do gabinetu dwa kubły śniętych ryb, aby naocznie przekonał się o konsekwencjach dewastacyjnej działalności wysypiska.

W 2004 roku, jak mówi, Ćwierzyk sprowadził biegłego sądowego z Puław, aby pobrał próbki wody i stwierdził rozmiary zanieczyszczenia stawów. - Biegły pobrał próbki u samego źródła, czyli spod wysypiska i na ich podstawie wydał ekspertyzę. Była druzgocąca. Stwierdził w wodzie obecność wielu związków nieorganicznych, które w sposób drastyczny obniżały poziom tlenu w wodzie. Nie trzeba być fachowcem, aby wiedzieć, że tam gdzie nie ma w wodzie tlenu, nie ma w niej życia, a na pewno nie ma ryb.

W kwietniu tego roku właściciel, jak twierdzi, wyszedł rutynowo obejrzeć swoje stawy i po raz kolejny stwierdził na ich powierzchni brunatne plamy. Szybko zareagował, zamykając śluzy. Uratował w ten sposób swoje ryby. Musiał jednak uruchomić pompy tłoczące wodę ze studni głębinowych oraz zapewniające rotację czystej wody. - Tym razem ZUO postanowiło nie interesować się moimi stratami. Wystosowałem zatem pismo datowane na 11 maja tego roku, ale do dzisiaj nie otrzymałem na nie odpowiedzi. Nie ma zresztą odpowiedzi także na wystosowany przez prawników list adwokacki.
Maria i Zbigniew Ćwierzykowie wystąpili także z pismem do Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie z prośbą o cofnięcie Zakładowi Utylizacji Odpadów operatu wodno-prawnego pozwalającego mu na spuszczanie wód opadowych z terenu obejmującego obszar 6,7 hektara do potoku Od Borzęty. - Moim zdaniem operat, który znajduje się w posiadaniu ZUO jest niezgodny z prawem - mówi Zbigniew Ćwierzyk. Dlaczego? - Aby uzyskać operat wodno-prawny, którego Zakład Utylizacji Odpadów dotychczas nie posiadał, musi odbyć się rozprawa wodno-prawna z udziałem wszystkich zainteresowanych stron, a więc wszystkich właścicieli sąsiadujących z terenem wysypiska działek - twierdzi Zbigniew Ćwierzyk.

- Są to m.in. rolnicy, ja, jako właściciel stawów i przede wszystkim administrator potoka Od Borzęty, czyli dyrektor krakowskiego Małopolskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. Powinien także zostać powiadomiony MZWiK w Skawinie, bowiem potok Od Borzęty jest początkiem Głogoczówki, ta zaś wpada do Skawinki, a od Radziszowa rozciąga się strefa ochronna wody pitnej dla tej miejscowości i dla Skawiny.

Zdaniem Zbigniewa Ćwierzyka żadna rozprawa wodno-prawna w sprawie uzyskania operatu przez ZUO z udziałem wymienionych przez niego podmiotów nie miała miejsca. - ZUO ma może prawo wpuszczania ścieków opadowych do potoku Od Borzęty, ale zgodnie z prawem wodnym muszą to być ścieki oczyszczone, a zatem u podnóża wysypiska powinna powstać oczyszczalnia ścieków. Tymczasem z mojej wiedzy wynika, że takowej nie ma - mówi właściciel stawów.

- Z ksiąg wieczystych, ani też rejestru gruntów nie wynika, aby administratorem (nawet w części) tego terenu był Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Krakowie - odpowiadają przedstawiciele Urzędu Miasta w Myślenicach i dodają, że gmina jest administratorem działki, przez którą przechodzą urządzenia (rowy opaskowe) służące do odprowadzania wód opadowych i roztopowych z terenów objętych pozwoleniem wodno-prawnym. Wyloty z rowów opaskowych zlokalizowane są natomiast na działkach 1710 i 1716 położonych we wsi Polanka, których jedynym właścicielem jest Zakład Utylizacji Odpadów.

19 sierpnia z Urzędu Marszałkowskiego nadeszła na adres Ćwierzyków odpowiedź na ich pismo, informująca, że nie zachodzą żadne okoliczności, które mogłyby być powodem cofnięcia dokumentu. - Dla mnie zastanawiający jest fakt, że operat wodno-prawny wydany dla ZUO podpisany został przez Andrzeja Masnego, dyrektora departamentu Ochrony Środowiska i Rozwoju Wsi w Urzędzie Marszałkowskim w Krakowie, ojca Tomasza Masnego, który w ZUO pełni funkcję specjalisty od spraw monitoringu wysypiska. Może to zwykły zbieg okoliczności? - zastanawia się Zbigniew Ćwierzyk.

Andrzej Masny mówi, że podpisywane przez niego dokumenty były sporządzane przez sztab ludzi i dokładnie sprawdzane, poza tym operat wodno-prawny dla myślenickiego ZUO podpisywał z upoważnienia marszałka. - Jeśli ktoś ma zastrzeżenia do dokumentu, zawsze może złożyć odwołanie, choćby do SKO - konkluduje Masny. - Gdybym miał podpisać raz jeszcze ten dokument, zrobiłbym to bez względu na fakt, że w ZUO pracuje mój syn, który notabene nie pełni w spółce żadnego ważnego, decyzyjnego stanowiska.
Ćwierzykowie wystosowali też zażalenie na decyzję Urzędu Marszałkowskiego do prezesa Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie. Na razie czekają na odpowiedź.

16 czerwca Zbigniew Ćwierzyk zgłosił sprawę zanieczyszczenia jego stawów na policję, do Powiatowego lekarza Weterynarii oraz do krakowskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Ten ostatni pobrał próbki wody z kilku miejsc: u wylotu składowiska, poniżej oraz z samego stawu. Wynik badania próbek był druzgocący. Woda w potoku Od Borzęty u wylotu wysypiska przekraczała dopuszczalna normę zawiesiny... czterystukrotnie. - Stwierdzone przez WIOŚ stężenie zawiesiny wyniosło 465 mg na litr tymczasem prawo wodne dopuszcza... 35 mg na litr - twierdzi Zbigniew Ćwierzyk, pokazując stosowny paragraf w prawie wodnym.

Odpowiedź, którą uzyskaliśmy z Urzędu Miasta w Myślenicach potwierdza, że na wniosek Zbigniewa Ćwierzyka Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie pobrał próbki wody do badania. Wnioski urzędników są jednak całkowicie odmienne.

Ich zdaniem, z badań wynika wyraźnie, iż "wartość zawiesiny na wylocie z rowu ze składowiska nie przekracza normy określonej w pozwoleniu wodno-prawnym i wynosiła 21 mg/l. Na wlocie do łowiska w Zawadzie wartość ta wynosiła 94 mg/l, natomiast na terenie samego łowiska wynosiła 332 mg/l. Określono również wartość zawiesiny poniżej składowiska, która wynosiła 465 mg/l".

"Normy nie zostały przekroczone na wylocie z rowów odprowadzających wody opadowe z terenu składowiska, ani też na wlocie z potoku do łowiska w Zawadzie. Natomiast poziom zawiesiny znacznie wzrasta na terenie samego łowiska. Na brak jakichkolwiek przekroczeń wskazują też wyniki badań wykonanych przez Wojewódzką Stację Sanitarno-Epidemiologiczną w Krakowie" - czytamy w stanowisku przesłanym elektronicznie.

- W chwili obecnej stawy przestały przynosić dochód - mówi ich właściciel. - Stoją puste. A bywały weekendy, kiedy nad ich brzegami pojawiało się około dwustu, trzystu wędkarzy. Teraz muszę ich odsyłać. To wiąże się z tym, że nie wiemy czy kiedyś zechcą jeszcze do nas powrócić. Założyłem sprawę do sądu o zwrot kosztów poniesionych przez te wszystkie lata na walkę z zanieczyszczeniem moich stawów przez ZUO.

Zbigniew Ćwierzyk obawia się, że stan stawów sprzed okresu ich zanieczyszczenia będzie dla niego i jego żony bardzo trudny do odtworzenia. Konieczne będzie zaciągnięcie kredytu, niewiadomą pozostaje kwestia odzyskania zaufania klientów. - Nie mamy już nic więcej do stracenia, dlatego będziemy walczyć o swoje do samego końca - zapowiada Zbigniew Ćwierzyk.

Maciej Hołuj

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski