Skuteczny pojedynczy blok kęckich siatkarzy (niebieskie stroje) FOT. JERZY ZABORSKI
Kęczanin: Macionczyk, Biegun, Pietraszko, Mysera, Janiak, Kantor, Błasiak (libero) oraz Toczko (libero), Zarankiewicz, Popik, Gaweł, Faron.
Krispol: Jurkojć, Murdzia, Chwastyniak, Iglewski, Rohnka, Narowski, Dębiec (libero) oraz Kempiński, Dobosz, Gajowczyk, Bielicki, Dziurkowski.
- Taki jest sport, że bardzo krótka jest w nim droga z piekła do nieba i na odwrót - oto pierwsze słowa wypowiedziane po meczu przez Marka Błasiaka, trener kęczan.
Nawiązał nimi do końcówki spotkania, w której wszystko wskazywało na to, że to gospodarze zdobędą dodatkowy punkt, będący stawką tie-breaka, a rywalom przypadnie tylko jedno "oczko" na pocieszenie.
Kęczanie prowadzili już 3:0 i nawet 7:4, ale w końcu trener miejscowych musiał poprosić o czas, bo zrobiło się 9:8. Potem trwała zacięta walka, aż kibice byli świadkami remisu 11:11. Jednak to gospodarzom znowu udało się wyjść na prowadzenie 13:11. Goście nie dali jednak za wygraną. - Jak mogliśmy przegrać to spotkanie, tego nie potrafię zrozumieć - zastanawiał się kęcki szkoleniowiec. - W takich chwilach chłopcy powinni być maksymalnie skoncentrowani, a tymczasem daliśmy się przeciwnikom "przepchnąć".
Ostatni punkt meczu został zaliczony rywalom w nieco kontrowersyjnych okolicznościach. Jednak to nie zmieniło sytuacji, że miejscowi mogli mieć pretensje o porażkę przede wszystkim do siebie.
Kęccy zawodnicy dobrze weszli w mecz, kontrolując wydarzenia na parkiecie w premierowej odsłonie. Owszem, od stanu 7:4 zrobiło się 7:7, ale miejscowi zaczęli systematycznie zdobywać punkty, więc nic dziwnego, że zrobiło się 13:10, a potem 16:11, czy nawet 20:14. Wtedy wiadomo było, że gospodarzom nic złego stać się nie może.
Jednak w kolejnych dwóch setach kęczanom nie wiodło się najlepiej. - Nie graliśmy może źle, ale drobne przestoje w środkowej części drugiej i trzeciej partii położyły się cieniem na ich końcowych wynikach - mówiąc te słowa trener Błasiak miał na myśli okres w drugim secie od stanu 9:14, kiedy wziął czas, do 14:18, czy w kolejnym od 9:13 do 10:18. Przy takiej stracie trudno się odbudować.
Dobrą grę gospodarze zaprezentowali w czwartej odsłonie. Zaczęła się wprawdzie wymianą ciosów (4:4, czy 6:6), ale potem zrobiło się 14:11. Jeszcze był remis 15:15, ale od stanu 21:18 kęccy gracze byli bardzo czujni, nie pozwalając rywalom na zmniejszenie dystansu.
U progu rozgrywek Kęczanin nie ma szczęścia do gry we własnej hali, bo poległ w niej po raz drugi. Jednak wcześniej z Nysą nie udało się ugrać nawet punktu. - Września też była w zasięgu naszych możliwości, dlatego przegrana bardzo boli - uważa trener Marek Błasiak.
Jerzy Zaborski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?