Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz mówił o in vitro

Redakcja
Fot. Magdalena Uchto
Fot. Magdalena Uchto
ROZMOWA NA WEEKEND. Z księdzem Michałem Pakułą o tym, czy kościół powinien zabierać głos w sprawie metod zapłodnienia

Fot. Magdalena Uchto

Dlaczego zdecydował się Ksiądz wyruszyć do miechowskich szkół z cyklem wykładów o metodzie in vitro?

- Kiedy rozpętała się ta ogromna burza dotycząca zapłodnienia poza ustrojowego dostałem propozycję wykładów w Lublinie dla Medycznego Studium Zawodowego. Temat tych wykładów brzmiał: "In vitro a naprotechnologia". Wtedy zacząłem jeszcze bardziej interesować się tym zagadnieniem. Znalazłem mnóstwo książek i publikacji, jak również dzięki życzliwości moich wykładowców z Lublina spotkałem się z ludźmi, którym ta problematyka nie jest obca. To oni jeszcze bardziej pokazali mi cały mechanizm działania tego programu nie tylko od strony medycznej, ale również od strony ekonomicznej. Bo nie ma co ukrywać: za tym idą niesamowite pieniądze. Dlatego pomyślałem, że dobrą rzeczą byłoby się podzielić tą dawką cennych informacji z naszą miechowską młodzieżą, do której - nie ukrywam - czuję duży sentyment.

- Czy młodzi ludzie chcieli w ogóle słuchać, co w tej sprawie ma do powiedzenia kościół?

- Wierzę, iż w tych klasach, do których udało mi się dotrzeć młodzież nie ma wątpliwości, że metoda in vitro jest zła. Myślę, że to, co dziś Kościół robi spowoduje, że medycyna rozrodu będzie szukać takiej metody, która uwzględni te podstawowe wartości jak prawo człowieka do życia, prawo naturalne, godność osoby - mówi. Nie ma wątpliwości, że pewnie za kilkanaście lat pojawi się kolejna metoda, która znów będzie budzić wątpliwości etyczne i moralne. A Kościół nie może w takich sprawach milczeć, bo zawsze stał na straży godności osoby i jeśli zabiera głos w tej sprawie, to nie dlatego, że Pan Jezus dwa tysiące lat temu mówił o in vitro, bo tak nie było, ale dlatego, że Chrystusowa nauka zawsze broniła godności człowieka. I dziś Kościół stanowczo mówi o prawie do życia, o godziwym poczęciu dziecka tylko drogą aktu małżeńskiego, jak również to, że najlepszy rozwój dziecka dokonuje się w środowisku naturalnym, a tym środowiskiem jest matka i rodzina. A ponadto, o czym się nie mówi, Kościół broni prawa do swojej genealogii. A w przypadku in vitro nie jest to do końca jasne.

- Jak młodzież reagowała na te poglądy?

- Jestem pozytywnie zaskoczony reakcją młodzieży. Wiele osób z zapartym tchem słuchało tego, co mówiłem i pozytywnie reagowało na te słowa. Ale też trzeba powiedzieć jasno, że to zainteresowanie wynikało z nieświadomości tego zagadnienia, tragicznych skutków i manipulacji mediów. Dlatego cieszę się, że mogłem się spotkać z młodzieżą i ich zwyczajnie uświadomić. A wyboru dokonają we własnym sumieniu. Z bardzo pozytywnym odbiorem spotkałem się w miechowskim liceum, gdzie pracowałem. Dlatego jestem wdzięczny dyrekcji tej szkoły jak również siostrze Joannie i ks. Tomaszowi za umożliwienie mi tej prezentacji.

- Ta metoda jest - w odbiorze części społeczeństwa - kontrowersyjna. Czy tylko o niej Ksiądz mówił, czy może sugerował inne rozwiązania?

- Nie spotkałem się z lekceważącą postawą młodzieży. Wręcz przeciwnie. Jestem przekonany, że 90 proc. słyszało o in vitro, ale zaledwie kilka procent o naprotechnologii, czyli metodzie bazującej na rozpoznawaniu naturalnego rytmu płodności. Mało kto wie, że koszt in vitro wynosi od 7 do 15 tysięcy złotych. Wszystko jest uzależnione ilością prób dokonywanego embriotransferu. Jest to metoda bardzo kosztowna i nie wszystkie małżeństwa na to stać. Nikt jednak nie mówi o tym, że jeżeli państwo stworzy możliwość dofinansowania takiego zabiegu to również powinno stworzyć taki fundusz, który da matce dziecka poczętego w in vitro pieniądze na jego leczenie. Bo u dzieci poczętych tą metodą zauważa się dwu-, a nawet czterokrotny wzrost występowania wad wrodzonych.
Naprotechnologia jest metodą o wiele tańszą, gdyż wynosi w granicach od 800 do 1000 złotych. A według danych statystycznych jej skuteczność to 80 proc., podczas gdy in vitro od 21 do 26 proc. Dlatego jeśli w mediach słyszymy całkiem odwrotne informacje to wiąże się to z tym, że w in vitro liczone są zarodki, które powstały na płytce mikroskopu, więc ich jest mnóstwo, pomijając fakt, że za chwilę część z nich zostanie uśmiercona. Natomiast w naprotechnologii liczone są faktyczne urodzenia, czyli dzieci, które przyszły na świat.

- Nie ma Ksiądz wrażenia, że te wykłady wskazują pewien kierunek i narzucają młodym ludziom poglądy na temat in vitro?

- Szczerze? Moje wykłady są po to, by przekazać młodzieży informacje. Nie jestem od tego, żeby oceniać tych, którzy zdecydowali się na tę metodę. Każdy ma sumienie, o ile ma, i dokona wyboru świadomego. Bo teraz nikt nie może powiedzieć, że nie wiedziałem jak to jest. A sumienie wcześniej czy później i tak się upomni o swoje.

- Prowadził Ksiądz wykład również w Domu Parafialnym. Przyszło dużo osób?

- Jestem zaskoczony, bo zaledwie kilka. Nie wiem, czy to wynika z tego, że już wszystko wiedzą na ten temat? Raczej nie. A może po prostu wolą być nieświadomi tego, jak wielki jest to dylemat etyczny i moralny. Tylko, że taka osoba musi sobie zdać sprawę z tego, że nie ma prawa zabierać głosu odnośnie in vitro. Bo jest to subiektywne.

- Mówi Ksiądz o metodzie in vitro. Ale czy poznał Ksiądz małżeństwa, które z niej skorzystały, by wiedzieć, co one sądzą o takim sposobie zapłodnienia?

- W Lublinie znajduje się Fundacja Instytutu Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II. Tam spotkałem kilka małżeństw, które poddały się programowi in vitro, jednak bez oczekiwanego skutku. I te małżeństwa szukają pomocy w naprotechnologii. Jednak szanse już maleją o 30 procent, gdy nieudane próby embriotransferu wywołują pewną blokadę w psychice kobiety, która stanowi poważny problem niepłodności. Natomiast nigdy nie zapomnę świadectwa pewnego mężczyzny, który wraz ze swoją żoną zdecydowali się na in vitro. Mówił, że miał nadzieję, iż po urodzeniu dziecka poprawi się ta napięta sytuacja między nim a żoną. A stało się zupełnie inaczej. Mimo, że cieszą się oboje z tego, że posiadają dziecko, to jednak niesmak, który pozostawiły po sobie te przeżycia, spowodował, że nie jest to pełnia radości i szczęścia. Miał ciągle wyrzuty sumienia, że jednak gdzieś w zamrażalniku znajduje się kilkoro ich dzieci, które być może będą żyły lub zostaną zabite.

Rozmawiała MAGDALENA UCHTO

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski