Dobry początek sezonu

Bartosz Janowski Fot. archiwum prywatne

Co ciekawe, w każdym z przypadków o kolejności czołówki, mimo znacznego dystansu do pokonania, decydował finisz. - Jestem zadowolony z tych startów. Pierwsze wyścigi sezonu są dość łatwe, wiodą po płaskich trasach, często po asfalcie. Na początek w sam raz. Ja wolę jeździć po górach, po wymagających trasach, jakie są w Krynicy czy Szczawnicy. Już następne zawody będą w trudniejszym terenie, w Złotym Stoku (30 kwietnia - przyp. art). Myślę, że wkrótce mogę wygrać, bo w płaskich wyścigach nie odstawałem do czołówki - mówi Janowski.

Krakowian w 2009 roku wygrał klasyfikację końcową Pucharu Polski w maratonie. W poprzednim sezonie liczył na obronę trofeum, tym bardziej, że na podstawie Pucharu Polski (zawody w różnych cyklach maratonowych), ale jeszcze przed zakończeniem, miała być wybrana reprezentacja na mistrzostwa świata. Janowskiemu przeszkodziły trochę kłopoty ze sprzętem na początku sezonu, a później Polski Związek Kolarski nie dotrzymał obietnic w sprawach organizacyjnych. W tym roku w ogóle PP nie ma w oficjalnym kalendarzu.

- Z tego co wiem, w ubiegłym roku na mistrzostwa pojechały dwie osoby za własne pieniądze, mimo zapewnień związku, że wyśle reprezentację. Przestałem się interesować Pucharem Polski. Dla mnie najważniejszy będzie w tym sezonie MTB Marathon, gdzie będę chciał powalczyć o miejsce w ścisłej czołówce klasyfikacji generalnej. Mam w planach także starty w Bike Maratonie. Chcę też powalczyć o medal mistrzostw Polski (23 lipca w Jeleniej Górze - przyp. art) i być może pojadę w czerwcu na mistrzostwa Europy do Austrii - dodaje zawodnik.

Dla Janowskiego będzie to kolejny sezon w maratonach. Nadal jeździć będzie w grupie Dobre Sklepy Rowerowe Author. - Z przygotowań do tego sezonu jestem zadowolony. Zimę przepracowałem w Krakowie, od listopada do końca marca przejechałem około 6-6,5 tysiąca kilometrów. Teamu nie ma co zmieniać, bo warunki są bardzo dobre. Sprzęt mam super, jeździć będę kolejny sezon praktycznie z tymi samymi zawodnikami - mówi Janowski.

(ART)