Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między prawdą a zmyśleniem, czyli hagiografia barda

WACŁAW KRUPIŃSKI
Mieczysław Święcicki po dłuższej przerwie znów romansuje z Piwnicą pod Baranami FOT. WACŁAW KLAG
Mieczysław Święcicki po dłuższej przerwie znów romansuje z Piwnicą pod Baranami FOT. WACŁAW KLAG
Bywa, iż biografie sławnych artystów - by przywołać Rudolfa Valentino czy Romana Polańskiego - po wielekroć pisane, modyfikowane na potrzeby kolejnych etapów karier pełne są mistyfikacji, legend i gier z pamięcią. Teraz dołączył do nich Mieczysław Święcicki.

Mieczysław Święcicki po dłuższej przerwie znów romansuje z Piwnicą pod Baranami FOT. WACŁAW KLAG

PORTRET. Mieczysław Święcicki, artysta Piwnicy pod Baranami, bawi się od lat swą biografią. Zatem bawmy się i my zastanawiając się, co w tej właśnie wydanej książce - "Nie ma życia bez romansu" - jest mistyfikacją i legendą.

Legendarny artysta Piwnicy pod Baranami, do której powrócił po latach przerwy z okazji jej 45-lecia, bard, który odkrył Polakom romanse Wertyńskiego, bożyszcze kilku pokoleń kobiet, przed którymi rozpościerał wizję miłosnych uniesień "wśród łanów, wśród jęczmienia", ofiarował nam swą "autoryzowaną biografię", jak czytamy na okładce. Lektura weryfikuje ów termin; mamy bowiem do czynienia z autoryzowaną hagiografią czy też autohagiografią, którą, przyjrzyjmy się okładce, zwiastuje portret artysty-magika.

Przyznam, że zirytował mnie ton tych wspomnień, łączących pamięć z wyobraźnią, fakty ze zmyśleniami, podkoloryzowanymi, na przykład błękitem, tak intensywnie, że przekraczają wszelkie granice. Choćby czasu.

"Krakowski bard nie tracił fantazji. Marzył o tym, by własny samochód zamienić na czarodziejską dorożkę. Z własnym koniem. Niedaleko od jego domu znajdują się stajnie... To przypominałoby dawne czasy, kiedy to jeździł zaczarowaną dorożką z Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim. Jechali i wspólnie recytowali ten wiersz:

Trzeba się trochę powłóczyć

Zamglonymi ulicami Krakowa.

A Kraków jest jak dama

  fędesjeklowa

w biżuterii świateł sztucznych...".

Prawda jaki ładny obrazek? Jesteśmy w świecie poezji, licentia poetica, zatem czy ważne, że 20-letni Mieczysław Święcicki dotarł z Jarosławia do Krakowa w połowie roku 1956, a poeta od dwu i pół roku już leżał w grobie?

I taka biżuteria świateł sztucznych oświetla tę biografię artysty od pierwszej do ostatniej strony. Zatem w ramach tej konwencji, w czasie wieczoru w Piwnicy pod Baranami, poprosiłem artystę o wspomnienia ze spotkań z KIG. Zareagował, recytując ów wiersz "Przed zapaleniem choinki...", po czym przyznał, że się pomylił, że to był Jan Kaczara, "zaczarowany dorożkarz" z wiersza Gałczyńskiego, a tak naprawdę to obu nie znał. Gdy się tworzy legendę, nie prawda się liczy... Pegaz zaczarowanej dorożki i nieżywych powiezie.

Legenda żywi się zmyśleniem, zwielokrotnieniem, magią, wymaga wielkich słów i wielkich liczb. Nie wystarcza zatem informacja, że Mieczysław Święcicki, korzystając z operowego libretta Władysława Żeleńskiego, wyreżyserował w 1963 roku w ważnym wówczas Teatrze 38 "Starą baśń" Kraszewskiego; zrealizowaną w konwencji westernu, znakomicie przyjętą przez publiczność, która oklaskiwała spektakl 68 razy. Chwalił go liczący się krytyk Ludwik Flaszen. Teraz, po półwieczu, czytamy: "Przerobiliśmy po swojemu i wyszedł teatralny przebój! Przez 15 lat graliśmy "Starą baśń" wielokrotnie, objechaliśmy z nią całą Europę". A w innym miejscu, w opisie do zdjęcia Barbakanu, znajdziemy zdanko, że w tym miejscu sztukę tę "grano latem z powodzeniem tysiące razy".

Tak, zdjęcia i podpisy pod nimi sprytnie są wmontowane w poetykę tej autoryzowanej biografii. Zatem dowiemy się, że Dymitr Szostakowicz "Święcickiemu okazjonalnie akompaniował w salonie Wertyńskich", co może oznaczać, że zdarzało się to częściej, a do tej pory słyszeliśmy tylko o jednym, przypadkowym spotkaniu.
Albo takie zdania z książki: "O moje recitale piosenkarskie zabiegały teatry i estrady Europy, Azji, i Ameryki"; "Każdy reżyser marzył o mnie i moim udziale w jego programie radiowym czy telewizyjnym"; "Za 10 koncertów mógł w tamtym czasie kupić samochód. Stać go było na własny apartament w warszawskim hotelu Bristol. W dwóch ogromnych lodówkach zawsze czekały na niego butelki wybornego szampana, którymi mógł częstować liczne wielbicielki swego talentu i urody. Krążyły plotki, że często nawet kąpał dziewczyny w wannie wypełnionej musującym winem najwyższej jakości".

Cóż, Święcicki od zawsze działał swą magią i charyzmą na kobiety - zachował te przymioty, oddajmy cesarzowi, co cesarskie, do dziś. Zatem spokojnie wyznaje: "Nie było kobiety, która śmiałaby się mi oprzeć". Cóż, wszak "już w epoce Gomułki był prekursorem rewolucji seksualnej w kraju nad Wisłą! Opiewał miłość zmysłową, namiętną, ponadczasową!". Śpiewał słowami Roberta Burnsa "Błękitne niebo, ucichł wiatr /i księżyc opromieniał, /a jam ją zgodną, chętną kładł /wśród łanów, wśród jęczmienia"? Śpiewał!

A potem przybliżył Polakom piękne romanse Aleksandra Wertyńskiego, nagrywając je na cudowną płytę "Żółty anioł". Teraz czytamy, że Wertyński zmarł w 1957 roku w Leningradzie, a "w tym samym czasie w Krakowie wyrastał artysta zdolny zastąpić rosyjskiego Mistrza Nastroju". I zastąpił. Został Księciem Nastroju, który to sympatyczny tytuł towarzyszy Mieczysławowi Święcickiemu od lat. Teraz dowiadujemy się, że książę to nie tylko nastroju. Tytuł rozdziału "Błękitny rodowód" jasno zwiastuje opowieść.

Autorzy książki (podpisana jest przez Adama Jaźwieckiego i Jana Kochańczyka), bezwolnie, a na pewno wygodnie, poddali się konwencji i nastrojowi narracji Księcia Nastroju. Nieważne zatem, "co prawdą, co zmyśleniem" - że przywołam tytuł rozdziału poświęconego temu artyście z mej książki "Głowy piwniczne".

Też poznałem opowieści o dziadkach: popie i skrzypku, i babce "która podobno śpiewała w operze w Petersburgu i występowała na scenie razem z Wertyńskim". I o babce Anastazji Pietrownej Święcickiej, aktorce i śpiewaczce Wielkiej Carskiej Opery i Baletu w St. Petersburgu, i o kolejnych dziadkach, babkach, teraz już księżnych... I tak legenda wkroczyła w świat realny. Teraz dowiedziałem się, że "babka Mieczysława, Anastazja Pietrowna księżna Święcicka, była ulubienicą carskiej rodziny Romanowów. Jej głos i taniec czarowały cara, carową...".

A czyż nie pięknie brzmi opowieść o Wileńszczyźnie: "Tam też mieliśmy trochę posiadłości. Wytrawny turysta-szperacz na pewno wypatrzy na mapie, że Nowogródek, w którym urodził się Adam Mickiewicz, leży właśnie nad Jeziorem Święcickim. Do dzisiaj się tak nazywa...".

Mickiewicz jest ważny. W legendzie liczy się towarzystwo. Czytając o pomniku piwniczan i kręgu z nimi zaprzyjaźnionego, dowiemy się, że pośród 50 głów, jakie wyrzeźbił Bronisław Chromy, jest ta bohatera książki, "obok wizerunków Skrzyneckiego, Miłosza, Mrożka, Wajdy i innych znakomitości". Godna odnotowania jest więc i "Wielka Siódemka Piwnicy" namalowana przez Wiesława Dymnego, "a znaleźli się tam: Janina Garycka, Anna Olczakówna, Jan Güntner, Krzysztof Litwin, Tadeusz Kwinta, Piotr Skrzynecki i Mieczysław Święcicki". Tylko kto zacz, u diaska, Anna Olczakówna?
Autorzy nieraz mylą daty, fakty - to dotyczące Ewy Demarczyk, to Teatru Rapsodycznego, to historii samej Piwnicy pod Baranami. Przekłamane cytaty z Tuwima czy Preisnera, nieaktualne informacje... Arogancja? Ignorancja? Cóż, biografia artysty, tworzona na użytek legendy, nie podlega rygorom stawianym autorom Polskiego Słownika Biograficznego. Nie wymaga kwerend w archiwach, studiowania drzewa genealogicznego, sięgania do książek.

Tyle że taka konwencja podważa wymowę realnych, wszak niemałych osiągnięć Księcia Nastroju, rozmywa jego faktyczne osiągnięcia komplementowanego aktora, cenionego piosenkarza, ulubieńca nie tylko pań, który, mimo ukończonych przed trzema dniami 77 lat, wciąż obnosi ślady wdzięku, który łączył przez lata z "mimowolną nonszalancją nieco roztargnionego dandysa, usiłującego ukrywać nobliwą godność" - jak pisał niemal pół wieku w "Przekroju" Jerzy Falkowski.

Szkoda, że Mieczysław Święcicki nie wierzy w siłę swych prawdziwych dokonań, artystycznych spełnień, w intensywność prawdziwych podbojów, że postanowił przesłonić je legendą...

Jeśli z takim założeniem podejdziemy do tej opowieści, będziemy się nią bawić - o ile nie potkniemy się o tautologię (mowa o Krystynie Zachwatowicz): "»Taka głupia to ja już nie jestem« - wykonywała świetnie ten bardzo znaczący, znakomicie interpretowany utwór, który wprowadzał widownię w ekstazę". Lub nie dopadnie nas inna strzelistość stylu: "Ojciec porządnie zadbał o dobro rodziny, życzliwi ludzie pomogli, ale trofea festiwalowe przysporzyły mu trochę kontrowersji...".

Mieczysław Święcicki, świadom swych atutów i przewag, bawi się od lat swą biografią, zatem bawmy się i my, zastanawiając się, co prawdą, co zmyśleniem, oddzielając fakty od kreacji. Tak też bawiliśmy się podczas wspomnianego już wieczoru w Piwnicy pod Baranami - jubileuszowego podwójnie, bo artysta do 77. urodzin dodał i 57-lecie pracy, datowanej, co łatwo policzyć, od przyjęcia na Wydział Wokalny Wyższej Szkoły Muzycznej. Przybyli licznie miłośnicy, w tym prezydent miasta Jacek Majchrowski i przewodniczący Rady Miasta Bogusław Kośmider - obaj z darami i słowami uznania. Wystąpił i jubilat - a w formie jest świetnej - przypominając, że "Nasza jest noc", "To były piękne dni", opiewając "Madame Irene"... Potem składał autografy na swej świeżo wydanej książce.

A mnie było trochę smutno. Może dlatego, że jestem z pokolenia, kiedy słowo książka miało swą rangę, a biografie nie były baśniami... Ta książka wszak pozostanie i ktoś kiedyś potraktuje te klechdy serio. Jako prawdę.

Na pewno prawdziwie owa książka "Nie ma życia bez romansu" oddaje stan ducha Mieczysława Święcickiego, jego podejście do siebie, do świata, do nas, słuchaczy. Tu już nie ma mistyfikacji. W tym względzie Książę Nastroju odsłonił się nam w pełni - taki jest, tak chce być widziany. Bez względu na skutki, jakie taka autokreacja może wywoływać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski