Fot. Wojciech Matusik
O TYM SIĘ MÓWI. W projekcie przyszłorocznego budżetu Krakowa nie ma pieniędzy na infrastrukturę rowerową. Dla władz miasta to nie jest ważny problem.
Niestety, na krakowskich ulicach rowerzystów nadal postrzega się jak intruzów, a działaczy rowerowych jako Don Kichotów walczących z urzędowymi wiatrakami.
Przyglądając się projektowi przyszłorocznego budżetu Krakowa, próżno szukać inwestycji stricte rowerowej. Nie oznacza to, że nie będzie powodów, by włodarze miasta obwieścili wielki sukces. Zapewne, przy okazji przebudowy jakiejś ulicy do użytku oddanych zostanie kilkanaście metrów ścieżki rowerowej, a przy innej powstanie kilka metrów kontrapasa. Przed urzędem pracy staną dwa stojaki rowerowe, chromowane - jak główny plastyk miasta przykazał. Jak parkować, to już z klasą.
Krakowscy cykliści mogą śmiało rzec, że historia kołem się toczy. Także w ubiegłym roku prezydent Jacek Majchrowski, planując wydatki, zapomniał bowiem o rowerzystach. Być może z Pałacu Wielopolskich trudno dostrzec jak mkną przez miasto. A skoro czegoś nie widać, można przecież uznać, że tego nie ma.
Stowarzyszenie Kraków Miastem Rowerów poczynaniom prezydenta przygląda się bacznie. Jednak wnioski z tych obserwacji nie napawają optymizmem. Przy obecnym tempie realizacji studium podstawowych tras rowerowych miasta Krakowa uda się je zrealizować najwcześniej... w 2166 roku. Oznacza to, że ścieżką rowerową z Bronowic do Nowej Huty nie pojadą najpewniej nawet nasze praprawnuki. Chyba że zdarzy się cud.
Rower nie jest lubianym środkiem transportu pod Wawelem. Swego czasu prezydent Jacek Majchrowski oburzył się na pomysł jednego z radnych, by zamiast biletów na komunikację miejską urzędnicy mieli dostawać karnety na przejazd rowerami miejskimi. Przeszkód jego zdaniem było wiele.
Urzędnicy musieliby przecież przechodzić szkolenia BHP. Istnieje bowiem poważna obawa wkręcenia się krawata w szprychy. Co gorsza, tym, którzy nie nauczyli się jeździć rowerem w przedszkolu, trzeba by było zafundować drogie kursy nauki jazdy. Kontrowersje budziła także kwestia higieny. Urzędnik nie może przecież śmierdzieć w kontakcie z petentem. Niestety, na razie krakowianie skarżą się, że w urzędach czuć raczej niechęć do rowerzystów, a nie zapachy rowerowych wojaży.
W ubiegłym roku środowiska rowerowe alarmowały, że niezapewniając środków na ścieżki rowerowe czy stojaki, "władze miasta wkładają rowerzystom kij w szprychy". W tym roku można odnieść wrażenie, że władze Krakowa chcą także poodkręcać rowerzystom siodełka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?