Walka z grafficiarzami trwa przez cały rok. Sokiści przyznają, że rysunki czasem są sztuką, niestety, nielegalną i trzeba ją usunąć. Fot. Andrzej Banaś
KONTROWERSJE. Spółki kolejowe wydają kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie na usuwanie malowideł z wagonów
Do zdarzenia doszło 15 kwietnia między godz. 19 a 22. Jak podkreślają pracownicy spółek przewozowych, nielegalne malowanie pociągów to w Krakowie duży problem.
- Koszt usunięcia graffiti z jednego metra kwadratowego to 100 zł - podkreśla Barbara Węgrzynek z Zakładu Przewozów Regionalnych. Przy szkodach na 20 metrach kwadratowych (jeden z takich incydentów był w lutym) koszt czyszczenia wzrasta do 2 tys. zł.
Jak PKP walczy z grafficiarzami? Zobacz ZDJĘCIAStare tabory często wyczyścić się nie dają, bo graffiti schodzi razem z fabrycznym lakierem. Wtedy pociąg trzeba wymalować, co jest sporo droższe - ok. 12 tys. zł za jeden wagon.
- W pierwszym kwartale 2012 wydaliśmy na ten cel 10 tys. zł. A będzie tego jeszcze więcej, bo aktywność grafficiarzy wzrasta w miesiącach wiosennych i letnich - dodaje Węgrzynek. Mało tego, pomalowany wagon nie może obsługiwać kursów pasażerskich, więc zostaje wyłączony z ruchu. Przewozy realizuje wtedy tabor zastępczy.
Od początku roku policja otrzymała już dziewięć zgło-szeń pomalowania pociągów - w ośmiu przypadkach były to wagony Zakładu Przewozów Regionalnych, w jednym - Intercity.
CZYTAJ WIĘCEJ: Nie wszystko, co na murze to graffiti >>- Wynika to z tego, że pociągi Intercity mają krótsze postoje. Druga sprawa to to, że grafficiarze zwykle chcą się prezentować lokalnie, a taką szansę dają im właśnie pociągi kursujące w regionie - wyjaśnia Kazimierz Mazur z Komendy Regionalnej Straży Ochrony Kolei w Krakowie.
Osobom malującym pociągi zależy na popularności. Dlatego zwykle podpisują je swoim pseudonimem. Poza tym dokumentują graffiti, a zdjęcia i filmy wrzucają do sieci. - Dzięki temu łatwiej możemy ich namierzyć - nie ukrywa Mazur.
Choć nie jest to łatwe. Na dziewięć zgłoszonych przypadków malowania pociągów, tylko w jednym udało się zatrzymać sprawcę. Poza tym, nie o wszystkich przypadkach policja jest informowana.
Malowanie pociągów traktowane jest jako wykroczenie, bez względu na wartość zniszczonego mienia. Sąd może też orzec karę przywrócenia wagonu do stanu poprzedniego.
Tak było w przypadku mężczyzny zatrzymanego na przełomie stycznia i grudnia 2011 w Krakowie-Płaszowie. - Sokiści ujęli go na gorącym uczynku i przekazali policji - informuje Katarzyna Cisło z małopolskiej policji. Straty zostały wycenione na 1500 zł. Sprawa trafiła do sądu. Grafficiarz musiał z własnej kieszeni pokryć koszty czyszczenia i zapłacić grzywnę.
Takich sukcesów jest jednak niewiele. - Grafficiarze często działają w grupach. Kilku maluje, kilku stoi na czatach - wyjaśnia Franciszek Florek, zastępca komendanta Straży Ochrony Kolei w Krakowie.
Poza tym, nielegalne graffiti powstaje zwykle na torach odstawczych w Krakowie-Płaszowie i Krakowie Zachód, w okolicy al. 29 Listopada, które leżą na uboczu. Grafficiarze mają tam łatwiejszy dostęp do wagonów. I więcej czasu na stworzenie dzieła. Tym bardziej że działają w nocy lub nad ranem.
- Najgorsze jest to, że się nas nie boją - alarmuje pracownik stacji Kraków-Płaszów. - A my nie chcemy narażać swojego życia i zdrowia i w nocy szarpać się w pojedynkę z grupą grafficiarzy - dodaje.
Pracownicy wzywają wtedy patrol sokistów, ale ci nie zawsze zdążą dojechać na miejsce. Policja natomiast alarmuje, że akty wandalizmu zgłaszane są do nich zbyt późno. - Jeżeli zdarzenie miało miejsce 6 lutego, a my jesteśmy o tym informowani 27 lutego, mamy małe szanse na ustalenie sprawcy - nie ukrywa Cisło. Sprawy są wtedy umarzane.
Problem mogłyby rozwiązać częstsze patrole, ale to jest zbyt kosztowne. - Tak było w przypadku pociągu papieskiego. Grafficiarze urządzili sobie zawody, kto pierwszy go pomaluje. Wyznaczyli nagrody. Dwie osoby musiały pilnować składu dzień i noc, praktycznie przez dwa lata - opowiada Mazur. A składów jest w Krakowie ok. 100. Rozwiązaniem jest też monitoring. Są w niego wyposażone nowe pociągi zakupione przez Urząd Marszałkowski. Docelowo ma ich być 20.
- Naszą orężą w walce z grafficiarzami będzie również Mobilne Centrum Monitoringu, które trafi na stację w Płaszowie na przełomie kwietnia i maja. Kosztuje ponad milion złotych, ale pozwoli śledzić to, co się dzieje w odległości kilometra - cieszy się Florek.
Katarzyna Ponikowska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?