Klacz mogła być podwieszona na linach nawet od października FOT. ARCHIWUM
Inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (KTOZ) w asyście policji i biegłych sądowych wkroczyli na posesję przy ul. Józefa Sawy-Calińskiego (Nowa Huta). Przybyli z decyzją prezydenta Krakowa, aby odebrać właścicielowi dwa konie.
Zwierzęta, zimnokrwiste konie pociągowe, stały w budynku chlewni, we własnych odchodach. Klacz od wielu miesięcy wisiała na linach, podwieszona do sufitu. Liny wrzynały się w jej wychudzone ciało. Powywijane kopyta przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy...
- Lekarze weterynarii, którzy przybyli na miejsce, nie mieli wątpliwości, że trzeba te zwierzęta ratować - mówi Andrzej Mosór, inspektor KTOZ, uczestniczący w akcji. - Konie od wielu miesięcy, a może nawet lat, były przetrzymywane w złych warunkach, a właściciel się nad nimi znęcał.
24 lutego pracownicy KTOZ otrzymali w sprawie koni anonimowy list. Jego autor informował, że co najmniej od października, w stajni przy ul. Sawy-Calińskiego wisi, podwieszona na linach, wycieńczona klacz. Drugi koń (ogier lub wałach) jest poraniony i także bardzo chudy. Według autora listu właściciel katuje te zwierzęta.
Z listu wynikało, że mężczyzna może być psychicznie chory. Gdy okoliczni mieszkańcy usiłują interweniować w sprawie koni, goni ich z siekierą. - Pojechaliśmy na miejsce ale z właścicielem nie było żadnego kontaktu - opowiada Andrzej Mosór. - Powiadomiliśmy więc policję, aby wejść do chlewni. To, co zobaczyliśmy, wprawiło nas w przerażenie. Poza wyczerpanymi końmi znaleźliśmy też zabitego tępym narzędziem psa - dodaje.
Lekarze weterynarii i inspektorzy rozpoczęli walkę o odebranie zwierząt właścicielowi. Podczas kilku wizyt na posesji za każdym razem mężczyzna siedział zamknięty z psami w domu. Raz wyjrzał przez okno i krzyknął, że sam zgłosi się na policję. Nie zrobił tego, więc policja skierowała sprawę do prokuratury.
- Ustawa o ochronie zwierząt dała prezydentowi miasta prawo, aby w przypadku znęcania się nad czworonogami wydać decyzje o ich odbiorze - informuje Jan Machowski z biura prasowego Urzędu Miasta Krakowa. - To pozwoliło na akcję inpektorów Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami na posesji.
Andrzej Mosór opowiada, że to była jedna z trudniejszych operacji w jego pracy. - Klacz ściągnęliśmy z lin, wtedy o własnych siłach przeszła do koniowozu. Dramat zaczął się przy drugim zwierzęciu. Musiał być w przeszłości bity, gdyż stał się bardzo agresywny. Starzy koniarze nie przypominali sobie tak walczącego osobnika. Nie pozwolił do siebie podejść. Ustawiał się zadem i kopał jak oszalały, albo gryzł - relacjonuje inspektor Mosór.
Dopiero po ośmiu godzinach takiej walki jeden z uczestników akcji trochę go uspokoił i wyprowadził z budynku, wabiąc marchewką.
Teraz konie są już bezpieczne. Klacz trafiła do stadniny w Wiatowicach, gdzie będzie leczona i odkarmiana. Wałach został zabrany do domu tymczasowego, gdzie stanie na nogi.
Michał Kondzior z biura prasowego małopolskiej policji dodaje, że właścicielowi zwierząt grozi do 3 lat więzienia.
Teraz zajmie się nim prokurator i sąd.
Anna Agaciak
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?