Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicza linia i tajny bunkier

Redakcja
Przez wiele lat brzeski Rynek zdobiła beczka. - To symbol piwnego grodu i hołd złożony założycielowi browaru - mówili miejscowi. Przez blisko pół wieku nikt nie zdawał sobie sprawy, że w ten sposób zamaskowano... tajny bunkier - symbol zimnej wojny

Kiedy na początku lat 90. XX wieku, po raz pierwszy na mapie Polski pojawiła się miejscowość Borne Sulinowo, wielu zastanawiało się: jak to możliwe, by o istnieniu kilkutysięcznego miasta, nikt w Polsce nie wiedział.

Z czasem okazało się, że wiedzieli nieliczni. Generał Czesław Kiszczak, peerelowski szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, przyznał w rozmowie z "Dziennikiem Polskim", że o wielu tajnych operacjach radzieckich polskie władze nie miały nawet pojęcia. Tylko garstka najwyższych oficerów Ludowego Wojska Polskiego gościła w Bornem Sulinowie. W czasach świetności imperium sowieckiego, w Polsce stacjonowało - jak oceniają historycy - nawet ponad pół miliona żołnierzy Armii Czerwonej. Legnica, zwana Małą Moskwą, miała wtedy ponad 150 tysięcy mieszkańców, ale co trzeci był obywatelem Kraju Rad.

To tutaj mieściła się część dowództwa Układu Warszawskiego, zdominowanego rzecz jasna przez Sowietów. Ale radzieckie bazy wojskowe spotkać można było w zasadzie wszędzie, w całym kraju, nawet w naszych stronach. W Żdżarach koło Dębicy, stacjonowało około pięciu tysięcy czerwonoarmistów. Liczne bunkry, schrony wybudowano w tym czasie w okolicach Tarnowa, Dębicy, Bochni. W sowieckich bazach wojskowych pracowali budowlańcy radzieccy, nawet jeśli Polska dostarczała jakieś materiały budowlane, to i tak nie wiedzieliśmy na co zostały przeznaczone. Ale były miejsca, w których radzieckich robotników, nawet w tak zwasalizowanym jak Polska kraju, zatrudnić się nie dało. Gdyby takie inwestycje wykonywali budowlańcy zza wschodniej granicy, wieść szybko by się rozeszła i tajne projekty spaliłyby na panewce.

Tajny bunkier

O rewitalizacji brzeskiego Rynku mówiło się od dawna. Plany odnowienia Starówki przewijały się w wieloletnich programach inwestycyjnych gminy już za czasów burmistrza - dzisiaj posła - Jana Musiała. Gmina przygotowała nawet stosowny wniosek do Funduszu Norweskiego, ale nie zyskał on uznania w oczach ekspertów. Przed kilkoma miesiącami samorząd otrzymał w końcu dotację unijną, dzięki temu późną wiosną prace ruszyły pełną parą. Archeolodzy oraz miłośnicy historii miasta i regionu spodziewali się, że uda się odnaleźć jakieś ślady z przeszłości, zwłaszcza z czasów XV wieku, kiedy to za sprawą Królowej Jadwigi, żony Władysława Jagiełły, lokowano miasto. Nikt nie spodziewał się jednak co kryje brzeski Rynek. Przez blisko pół wieku symbolem tutejszej Starówki była beczka z koziołkiem, symbol browaru. W połowie XIX wieku do miasta przybył pewien Niemiec. Jan Goetz - Okocimski, bo o nim mowa, nadał miastu nowe życie. Wybudowany przez niego browar dawał nie tylko zatrudnienie miejscowym, ale także pracę rolnikom, producentom jęczmienia i chmielu. W latach 60. XX stulecia, - ni z gruszki, ni z pietruszki - na betonowym cokole zamontowano beczkę. Koziołek, symbol browaru, przez wiele lat towarzyszył mieszkańcom miasta. Z czasem beczka stała się wizytówką miasta i browaru: znalazła się na dziesiątkach zaprojektowanych widokówek, była w licznych folderach, tutaj - pod nią spotykała się młodzież i miejscowi żule. Kto zdecydował o wzniesieniu beczki? Dzisiaj ustalić to niepodobna. Kiedy jakiś czas temu, skruszoną przez ząb czasu, beczkę rozebrano, budowlańcy natrafili na "kapsułę". Po wejściu do środka okazało się, że znajdują się tutaj jakieś kable, przełączniki. - Pomyśleliśmy, że to może jakiś spadek po Telekomunikacji Polskiej, jakaś stara, nieużywana linia telefoniczna. Szkopuł w tym, że na żadnych podkładach geodezyjnych (mapach) takowej sieci nie było. Historycy i archeolodzy szybko wtedy powiązali brzeski bunkier z planami budowy tajemniczej linii telefonicznej, łączącej Moskwę z Berlinem. - Linia powstała za czasów Hitlera, wtedy, kiedy w Czchowie budowano zaporę - mawiali inni. Najstarsi mieszkańcy Brzeska wspominali budowlańców z początku lat 60., którzy od Jadownik, w kierunku Brzeska, ręcznie kopali rów i układali w nim grube kable. Analiza kapsuły nie pozostawia żadnych złudzeń: to jeden z wielu łączników, wybudowanych na trasie tajnej linii telefonicznej. Przez wiele lat brzeski koziołek strzegł bunkra, a tysiące spacerujących nie domyślały się, co kryje cokół, na którym stoi beczka. Po raz kolejny sprawdziło się przysłowie, że pod latarnią jest najciemniej... Co znaleźli tutaj robotnicy budowlani: jakieś kable, liczniki, jest tutaj aparatura telekomunikacyjna. Rosyjskie napisy na urządzeniach nie pozostawiają żadnych wątpliwości komu bunkier służył. Natomiast analiza znajdującej się tutaj aparatury wskazuje, że urządzenia służyły do nawiązywania łączności między wojskami Układu Warszawskiego. Wiele wskazuje na to, że także do podsłuchiwania rozmów, między innymi Polaków - zwłaszcza tych międzynarodowych. Ukryta pod beczką kapsuła ma kilka metrów kwadratowych. Obok było małe pomieszczenie socjalne. Czy je ktoś wykorzystywał, kiedy o bunkrze zapomnieli jego budowniczowie, a przede wszystkim.... mocodawcy? Na te pytania odpowiedzi raczej nie poznamy. Udało się nam jednak dotrzeć do człowieka, który jest najprawdopodobniej ostatnim żyjącym budowniczym tajnej linii Moskwa - Berlin.

Linia pod kontrolą

Tadeusz Skirło, blisko 90-letni już dzisiaj rolnik z Iwkowej, na budowie tajnej linii telefonicznej dorabiał przez sześć lat. Legalnie. Jest najprawdopodobniej ostatnim żyjącym świadkiem tamtych wydarzeń. - Praca była ciężka, ale popłatna. Gdzie indziej płacili znacznie mniej. Mówiono nam, byśmy o tym, co tutaj robimy nikomu nie mówili, nawet w domu. My tam do polityki nie mieszaliśmy się, nie zastanawialiśmy się czemu ma to służyć. Zresztą inżynierowie, którzy nadzorowali prace, do rozmów nie byli skorzy - wspomina po latach. Szczegółów nie zna, ale prace na brzeskim Rynku utkwiły mu w sposób wyjątkowy. Do pracy przy linii trafił przypadkowo, z "łapanki". Na wsi, w latach panowania towarzysza Wiesława Gomułki (październik 1956 - grudzień 1970), nie przelewało się. Każdy zarobiony dodatkowo grosz można było włożyć w budowę domu, nowej stajni, zakupić jakieś nowe maszyny czy sprzęt do gospodarstwa rolnego. - Na Rynku w Brzesku kopaliśmy rów ręcznie. Tam, gdzie się nie dało wyręczały nas w tym jakieś maszyny, ale spychacz "rył" zbyt szeroko i mieliśmy więcej pracy przy zasypywaniu kabla. Na Rynku wykopaliśmy ponad trzymetrowy dół. Może nawet miał do czterech metrów. Został on wybetonowany. Do środka doprowadzone były kable. Nie pamiętam którędy, na pewno od Jadownik i dalej, poprowadziliśmy go w stronę Jasienia i Bochni. Kiedy juz zamontowano jakieś przyciski, urządzenia, nie zaglądaliśmy do środka. Widziałem tylko mnóstwo kolorowych przycisków, przełączników, część była chyba podświetlana, ale dzisiaj już dobrze nie pamiętam - opowiada Tadeusz Skirło. Najstarsi mieszkańcy miasta prac na Rynku nie pamiętają. - Nie zwracaliśmy na to uwagi, chociaż dzisiaj, z perspektywy czasu, rzeczywiście ruch wokół Starówki, wydaje się podejrzany. Niby nikt nie zabraniał spoglądać w tę stronę, ale w okolicy kręciło się wiele osób, których wcześniej nikt u nas nie widział - wspominają po latach. Pan Tadeusz drugiego "oddechu" esbeków nie czuł. Czy zatem budowa nie była nadzorowana przez peerelowskie służby specjalne? Mało prawdopodobne. Znawcy problematyki nie mają najmniejszych wątpliwości. Ich zdaniem zbyt nachalne działanie SB czy KGB wzbudziłoby podejrzenia. Taki wzmożony ruch nie uszedłby bowiem uwadze wywiadów państw paktu Północnoatlantyckiego. Cicha budowa, realizowana przez chłoporobotników, wydawała się być po prostu "niewinną". Czy taka była, czy w archiwach wywiadowczych USA, nie ma informacji na jej temat?

Moskwa - Berlin

Pan Tadeusz na budowę trafił pod koniec lat 50. - Zaczęliśmy budowę od Medyki. Do Ruskiej granicy mieliśmy metr, może dwa metry. Z tamtej strony, o ile pamiętam, linia była już wybudowana. Na początku o pracach nie rozmawialiśmy prawie w ogóle. A i potem niechętnie, bo inżynierowie, wszyscy byli Polakami, raczej nie słyszałem, by któryś mówił po rosyjsku, może nieco ze wschodnim akcentem, na ten temat nie chcieli mówić. Kabel był zakopany głęboko; miejscami do trzech - czterech metrów. Co cztery kilometry budowaliśmy "kapsułę", tam montowano jakieś urządzenia. W zasadzie podobne. Ale w kilku miejscach, tak jak chociażby w Brzesku, te bunkry, były nieco większe - zauważa Tadeusz Skirło. Linia biegła wzdłuż drogi Medyka - Rzeszów - Dębica - Tarnów - Brzesko - Bochnia - Kraków - Chrzanów. Gdzie poprowadzoną ją dalej? - Tego nie wiem, po sześciu latach zrezygnowałem z pracy, kontakty z kolegami, którzy nadal ją budowali miałem sporadyczne, o pracach nie mówiliśmy w ogóle - podkreśla pan Tadeusz. Najwięcej problemów było z rzekami, zwłaszcza tymi większymi. - Ale z tym jakoś sobie poradziliśmy - mówi. Pan Tadeusz nie ma najmniejszych wątpliwości, że tajna linia miała charakter militarny. Pracującym na budowie inżynierom kilka razy "wyrwało się" stwierdzenie, że to na wypadek wojny z zachodem. Linia miała łączyć Moskwę z Kijowem, Lwowem, Krakowem i Berlinem. Inni przekonują, że została doprowadzona nawet dalej, do zachodniej Europy, a jedna z jej odnóg została doprowadzona do bazy wojskowej w Legnicy. - Podobne bunkry budowaliśmy co kilka kilometrów. Pamiętam, że taki sam obiekt został wzniesiony w Zgłobicach pod Tarnowem. Miejsca bym dzisiaj nie wskazał, bo przecież wieś rozbudowała się, ze starych domów nie pozostało wiele, ale z tego co pamiętam, to było to na pograniczu z Tarnowem. Kolejna, duża łącznica, została zlokalizowana na wschód od miasta, bodaj na terenie Ładnej - tłumaczy pan Tadeusz Skirło.
Z punktu widzenia historycznego, odkrycie w Brzesku nie jest odkryciem rewolucyjnym. Wyeksponowany bunkier może jednak być doskonałym sposobem na promocję miasta. Pokazanie czegoś nietypowego, oryginalnego, pokazanie kawałka historii Polski. Na razie władze gminy zastanawiają się, w jaki sposób wykorzystać tę sytuację. Odpowiedzialny za wizerunek miasta szef Biura Promocji Urzędu Miejskiego w Brzesku, Krzysztof Bigaj tłumaczy, że miejsce zostanie odpowiednio oznaczone. Bunkier na brzeskim Rynku jest oczywiście kolejnym przyczynkiem do poznania najnowszej historii miasta i regionu. Znalezisko w Brzesku to niejedyna tajemnicza "inwestycja" wzniesiona w latach zimnej wojny, w naszych okolicach.

Atomowy schron

Czesław Dudek to jedna z barwniejszych postaci regionu tarnowskiego. Emerytowany oficer Wojska Polskiego w 1971 roku stanął na czele gminy Tuchów. Jako naczelnik rządził miastem i okolicznymi wsiami przez całą dekadę lat 70. To z jego inicjatywy na miejscowym Rynku pojawił się cokół, a na nim samolot. Podobny monument został swego czasu ustawiony także na Rynku w Radomyślu Wielkim. Przez wiele lat samolot tuchowski, przy deptaku w stronę budynku Sokoła, był wizytówką i jednym z symboli miasta. Pułkownik Czesław Dudek miał swoją wizję zimnej wojny. Mówił, że konfrontacja na linii: NATO - Układ Warszawski może okazać się nieunikniona. Teoria pułkownika Dudka zakładała najgorszy z możliwych scenariuszy - czyli wojnę atomową. A skoro do wojny atomowej świat zmierzał, pułkownik Czesław Dudek uznał, że jednym z "cenniejszych" z punktu widzenia militarnego, a przede wszystkim gospodarczego celów będą Zakłady Azotowe w Tarnowie - Mościcach oraz Zakłady Mechaniczne, produkujące broń konwencjonalną dla wojska Układu Warszawskiego. Skoro Tarnów, jego zdaniem, stanie się miejscem ataku Amerykanów i ich europejskich sojuszników, warto zbudować schron przeciwatomowy. Schron nie byle jaki, bo mogący służyć z jednej strony jako bezpieczna kryjówka, z drugiej jako miejsce obserwacji wybuchu broni jądrowej. Chodziło o taką lokalizację obiektu, by można było obserwować przebieg i skutki wybuchu bomby atomowej. Pomysł futurystyczny, przynajmniej dzisiaj, ale przed 40 blisko laty, przed porozumieniami rozbrojeniowymi pomiędzy USA i ZSRR w ramach programu SALT I i SALT II, konfrontacja dwóch wrogich mocarstw wcale nie była tak mało realna. Zlecona przez pułkownika Dudka inwestycja nie została w całości zrealizowana, ale bez wątpienia zasługuje na przypomnienie.

Baza w Czarnej

Sowiecka jednostka wojskowa w Czarnej była jedną z ostatnich wybudowanych w Polsce. Jak ustalił Jan Majewski, pasjonat lokalnej historii, w latach 1983-84 wojsko polskie przygotowało teren pod jednostkę wojskową. Wiosną 1985 roku pojawili się pierwsi radzieccy oficerowie. Pod lasem z Żdżarach robiło namioty kilkudziesięciu żołnierzy sowieckich. Na samochodach Rosjanie mieli zamontowane radiostacje wojskowe. Wielu mieszkańców obawiało się, że zlokalizowanie bazy, która miała charakter łącznościowy, odbije się na zdrowiu (promieniowanie fal radiowych) oraz jakości odbioru sygnału radiowego i telewizyjnego. Latem 1985 roku ruszyła budowa dwóch baz wojskowych. Jak pisze Jan Majewski: "W pierwszej kolejności zbudowano baraki dla żołnierzy i oficerów, przybywało różnego sprzętu, widoczne to było na ulicach i drogach w okolicy. W latach 1986 do 1990 była duża budowa, w tym czasie były w lesie dwie jednostki wojskowe; jedna łączności, a druga to jednostka budowlana, razem, według różnych szacunków było tam około 500 żołnierzy. Na terenie Żdżar, na powierzchni 13 ha, na skraju lasu ulokowano bazę i zbudowano wiele obiektów". Były tutaj zlokalizowane specjalne baraki, blok mieszkalny na 27 mieszkań dla rodzin oficerów; koszary dla żołnierzy i sztabu; stołówka; kotłownia, magazyny i liczne schrony wojskowe przeznaczone dla radiostacji, węzły ciepłownicze, powstał układ dróg wewnętrznych, infrastruktura komunalna. Czy do bazy w Czarnej doprowadzono także odgałęzienie linii telefonicznej Moskwa - Berlin? Raczej nie, oceniają specjaliści. Baza wojskowa w Żdżarach została bowiem wybudowana w latach 80. kiedy już doskonale rozwinięta była sieć wojskowych łączy radiowych i satelitarnych. Jak wspominają mieszkańcy Czarnej, cały teren bazy wojskowej oświetlono i ogrodzono drutem kolczastym. Sprzęt docierał koleją, a że w Czarnej nie było odpowiedniej rampy, została ona w błyskawicznym tempie wybudowana przez wojsko. Na początku lat 90. prace wstrzymano. Na miejscu pozostało około stu żołnierzy łącznościowców. 15 czerwca 1993 roku radziecki generał, który dotarł tutaj z Legnicy, przekazał wojewodzie tarnowskiemu bazę wojskową. 1 stycznia 1995 roku obiekty przejęła gmina Czarna.

Sowieci w Polsce

Wojsko radzieckie przebywało w Polsce od 1944 roku. Bazy wojskowe rozlokowano w wielu miejscowościach, głównie w zachodniej części Polski. Bazy w naszym regionie miały charakter logistyczny i łącznościowy. W czasach nasilenia zimnej wojny, podczas kryzysu kubańskiego, w Polsce stacjonowało nawet pół miliona wojsk radzieckich. W 1990 roku rozpoczęły się rozmowy w sprawie opuszczenia naszego terytorium przez Sowietów. Dopiero 26 października 1991 roku podpisano w Moskwie układ o wycofaniu wojsk radzieckich z terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Zgodnie z nim, sowieckie jednostki bojowe miały opuścić Polskę do połowy listopada 1992 r., a wszystkie oddziały do końca 1993 r. Ostatni transport z Czarnej wyjechał 15 czerwca 1993 roku, a z Legnicy we wrześniu tego samego roku.

MIROSŁAW KOWALSKI

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski