Wacław Krupiński: KULTURAŁKI
Reżyser i współtłumacz nazwał spektakl „melodramatem muzycznym z elementami komediowymi”, co z grubsza oddaje charakter owego wieczoru. Troje niemłodych aktorów – szybko się okaże, że złączonych w trójkącie nie tylko zawodowym; troje, którym nie dane było osiągać scenicznych spełnień, a i w życiu osobistym nie dostali ról dających pełnię satysfakcji i ukojenia. Ale nie jest to układanka z cyklu „ich dwóch, ona jedna”, a raczej liryczna opowieść o życiowej szamotaninie, o zawiłościach uczuć, co nie wygasają z wiekiem... Oczywiście, ona musi mieć w sobie tyle kobiecego ciepła i szaleństwa, podkreślanego i przez kostiumy, ile ma Krystyna Podleska, oni – pamięć o niegdysiejszych uczuciach, uniesieniach i porażkach.
Rozstrzygnie i tak ona. Wiadomo, kobieta, a zwłaszcza Krysia z „Misia”, potrafi. Potrafi też Janusz Szydłowski – znaleźć dla autorskiego konceptu świetną sceniczną formę, nadać spektaklowi właściwy rytm i poprowadzić aktorów tak, by wydobyli swe zawodowe przewagi, ale i zgrabnie uwypuklili zalety tekstu – jego dowcipne, acz nieprzerysowane dialogi. A także akcenty dramatyczne, jak słowny pojedynek obu antagonistów, w którym Leszek Piskorz znakomicie scala chełpliwość zwycięzcy z poczuciem przegranej. Jest i ten drugi – Tony. Mimo choroby, znużenia życiem, zgorzknienia wciąż zachował męski charme... To wspaniała, przekonująca rola Tadeusza Huka, aktora, któremu w ostatnich latach teatr nie daje powodów do zawodowego dosytu. Polecam zatem Huka w STU, w spektaklu, który ma wszelkie dane, by cieszyć się popularnością wśród widzów.
Dodam, że młodość trójki bohaterów udatnie oddają, śpiewając i tańcząc, Barbara Garstka, Karol Jasiński i Marcin Kątny. I że goszczący na premierze autor, który sam wystawiał sztukę, opuszczał STU w pełni ukontentowany.
Ucieszyła mnie też druga w tym sezonie premiera Teatru im. J. Słowackiego. Po wyrafinowanej, przygotowanej z rozmachem „Maskaradzie” teraz oglądamy na scenie Miniatura dramat dwóch braci – „W mrocznym mrocznym domu”. Tekst Neila LaBute`a, w reżyserii Marcina Hycnara, mocno rezonuje z emocjami, jakie wywołują obecne doniesienia o pedofilii (acz sztuka nie dotyczy osób duchownych). Ale bynajmniej, i na szczęście!, nie publicystyczny walor decyduje o artystycznej randze spektaklu, a wyśmienita gra aktorska. Grzegorz Mielczarek – który już nieraz dowiódł maestrii i Marcin Sianko – w ewidentnie najlepszej swej roli, jako bracia wciągnięci w otchłań ciągnącej się od chłopięcych lat traumy oraz partnerująca im Karolina Kamińska, tegoroczna absolwentka łódzkiej Fil-mówki dowodzą, że teatr może stać aktorem. Że dobrze poprowadzony aktor nawet mielizny i szczeliny tekstu wypełni wiarygodnym tonem, wzmocni własną prawdą. Mielczarek i Sianko są prawdziwi, tak w chwili wściekłości, jak i rozpaczy; gdy prowadzą ze sobą zapętloną w labiryntach dawnych zdarzeń grę i gdy oczyszczeni padają sobie, pierwszy raz w życiu, w ramiona. Miniatura, a teatr to ogromny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?