Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec świata demokratów

Redakcja
Raport z misji obserwacyjnej w jednym z krajów na Wschodzie: "W 2011 roku podczas wyborów do parlamentu jednej partii nie było na kartach do głosowania w kilku regionach kraju – potwierdzone przez Sąd Najwyższy. Nigdy nie sprawdzono, w jakiej skali zaistniało to zjawisko.

Paweł Kowal: OD KRAKOWA DO BRUKSELI

W 2013 w referendum zmieniono godziny głosowania, granice obwodów, nie działała strona z informacją o tym, gdzie można głosować, obwieszczenia pojawiły się w ostatniej chwili lub wcale, dopisano zmarłą przed 6 laty osobę do listy uprawnionych. Do tego nie zapewniono tajności udziału w referendum dla podwładnych osoby, nad której odwołaniem głosowano”. Rezultat jasny: oburzenie kilku grup politycznych w Parlamencie Europejskim, specjalna rezolucja. Oczywiste ryzyko wmieszania administracji w proces wyborczy na rzecz rządzących.

To wszystko jednak w Polsce. Podobne wydarzenia zdarzają się w całej Europie. Ale nie to, by ktoś wykształcony, o demokratycznych poglądach wzruszył w takiej sprawie ramionami i nie zainteresował się nią. Reakcja naszych elit na informacje o problemach jest żenująca. Obciachowe tłumaczenie, że Hanna Gronkiewicz Waltz "nie jest winna”, więc nie ma powodu, by jej stawiać zarzuty. Kuriozalne jest tłumaczenie, że poprzez pytanie o problemy w przygotowaniu referendum pod­waża się autorytet Państwowej Komisji Wyborczej.

Gdy rzecz dotyczy standardów demokracji, to PKW jest stroną odpowiedzialną za ten standard i nawet trzeba domagać się od niej wyjaśnień, a ona nie ma prawa się obrażać. Arcyobciach to tłumaczenie, że prośby do Rady Europy czy OBWE o ocenę procesu wyborczego to dowód zdrady kraju. Akurat te organizacje wyspecjalizowały się w obserwowaniu wyborów i nigdzie nie ma lepszych od nich i bardziej obiektywnych instytucji.

Kolejny absurd: założenie, że w Polsce nie ma już nikogo, kto zarządza przestrzeganiem procedur, bo każdy, kto to po cichu robi, jest miłośnikiem PiS. Opinie te i szantaże moralne dowodzą jednego: ich autorzy nie za wiele pojmują z procesu wyborczego w demokratycznym kraju i znaczenia, jakie ma przestrzeganie procedur. Autorzy tych bzdur nie pojmują, że każde przyzwolenie na złamanie procedur dzisiaj oznacza, że konkurent, gdy będzie u władzy, uzna, że może sobie pozwolić na więcej.

– Niepotrzebnie się denerwujesz, zbytnio sobie wyśrubowałeś standardy w Brukseli – uspokaja znajoma. A tu z demokracją jest jak z miłością czy przyjaźnią. Jest, jest, ale gdy nie dba się o szczegóły, można się obudzić z niczym. I bardzo zdziwić. Czy naruszenia wyborcze są w Polsce w wielkiej skali? Nie wiem, mam nadzieję, że nie. Ale trzy rzeczy wiem na pewno: w PO dla dobra sprawy powinien się znaleźć chociaż jeden sprawiedliwy i opowiedzieć się za poważnym potraktowaniem sygnałów o naruszeniach. Po drugie: na kolejne wybory najlepiej po prostu zaprosić międzynarodowych obserwatorów. I po trzecie: naprawdę niebezpieczni dla demokracji – bardziej niż same naruszenia – są ci, którzy zamiast je sprawdzać, szydzą z przynoszących złe wiadomości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski