Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostra gra o Budapeszt

Redakcja
Konflikt pomiędzy rządem Victora Orbana i Unią Europejską po raz pierwszy wszedł w fazę realnie niebezpieczną tak dla Europy, jak i dla Węgier. Środowa rezolucja Parlamentu Europejskiego zadziałała jak gwałtowne przeciągnięcie struny w toczącej się od dawna rozgrywce.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Uchwalona wbrew przywódcom europejskiej prawicy, żąda głębokich zmian w węgierskiej konstytucji, po raz pierwszy opatrując owo żądanie zapowiedzią wszczęcia procedury sankcji mających prowadzić do pozbawienia Węgier prawa głosu w Radzie Unii. Dla suwerennego kraju tak sformułowane żądanie nie jest możliwe do przyjęcia. Trudno wyobrazić sobie, aby parlament w Budapeszcie pod taką presją zabrał się za zmienianie konstytucji. I nie sposób założyć, że Węgry po prostu pogodzą się z sytuacją, po ewentualnym pozbawieniu ich prawa głosu. Uderzałoby to w ich elementarne poczucie narodowej godności. A pełne pryncypialności reakcje tak parlamentu, jak i premiera nie pozostawiają w tej sprawie wątpliwości.

Oczywiście nie o taki scenariusz chodzi europejskiej lewicy, która jest promotorem zaostrzenia relacji z Budapesztem. W przyszłym roku Węgry czekają wybory powszechne, a stawką obecnej ostrej akcji jest przede wszystkim kompromitacja rządu Orbana w oczach własnego narodu. Świadczy o tym także niedawny przeciek z poufnego zebrania tzw. Grupy Bilder­berg, w trakcie którego wiceszefowa Komisji Europejskiej Viviane Reding miała referować plan międzynarodowej kampanii czarnego PR-u wobec władz węgierskich i jego finansowanie. Rzecznik Reding, dopytywany o wiarogodność owego przecieku, nie starał się go nawet dementować. Przypadek ten zresztą unaocznia fakt, że o pozbyciu się Orbana za wolą samych węgierskich wyborców marzy nie tylko międzynarodówka socjalistów.

Reding należy do grona liderów prawicowej EPP i traktowana jest nawet w mediach jako realna kandydatka na następczynię Barroso. Plan polityczny europejskich przeciwników Orbana jest dość klarowny. Napiąć stosunki tak, aby wyraźny dyskomfort z tego powodu odczuli przeciętni Węgrzy i następnie mocno poluzować, jeśli w wyniku wyborów, lewicy uda się powrócić do władzy w Budapeszcie. Zapewne sam fakt takiej zmiany władzy stałby się przełomem, a Unia nie podnosiłaby już dalej swoich dzisiejszych żądań. Póki co Węgry czeka okres bardzo brutalnej kampanii politycznej, która zmobilizuje wielkie międzynarodowe pieniądze i dopuści brudne chwyty dla osiągnięcia celu, jakim jest odsunięcie Orbana od władzy.

Tyle tylko, że taki scenariusz może się okazać iluzją. Orban ma wszelkie szanse, aby po raz kolejny wygrać najbliższe wybory. Co gorsza, słabszy zapewne niż obecnie może zostać zmuszony do koalicji z faktycznie nieprzyjemnymi nacjonalistami z partii Jobbik, którzy krytykują jego politykę jako proeuropejską, miękką i liberalną. Dopiero co właśnie polem sporu stał się wprowadzony 1 lipca nowy kodeks karny, któremu politycy Jobbiku zarzucają nadmierną łagodność wobec przestępców.

Celowo napięte relacje i wszczęte europejskie procedury sankcyjne nie znajdą wówczas żadnego pretekstu do poluzowania. I jak często w polityce bywa, Europa może ujrzeć polityczne skutki, których zupełnie nie planowała. Tym łatwiej o to, że unijne procedury maja inercyjną naturę owych młynów, które raz puszczone w ruch nabierają rozpędu, mielą wszystko i ciężko doprawdy potem je zatrzymać. A co gorsza, nawet jeszcze przed wyborami, Orban – ratując twarz przed Węgrami – może zostać zmuszony do dokonania ostrego antyunijnego skrętu. W warunkach, w których Anglicy przygotowują się do referendum nad wystąpieniem z Unii, podobny rozwój zdarzeń na Węgrzech może okazać się jawnym zaproszeniem do rozpadu Europy. Nic dziwnego zatem, że w reakcji na brukselską rezolucję premier Węgier mówi o "zagrożeniu dla projektu europejskiego”.

Nie sposób w końcu nie zwrócić uwagi na fakt, że w ciężkiej sytuacji Orban zwraca się manifestacyjnie w stronę Polski. O Tusku mówi z wyraźną nadzieją: "To silny człowiek i zawsze popiera Węgry”. Do tej pory sam Tusk, jak i polska dyplomacja próbowali wspierać Węgry, nie przyłączając się do ataków na Orbana i łagodząc napięcie pomiędzy Budapesztem a Berlinem i Brukselą. Szło o to, by europejskie restrykcje nie były ani nadmiernie stanowcze, ani nazbyt dotkliwe. Orban mógł także liczyć na zgodne poparcie polskich europosłów tak z PiS, jak i z PO. Polityka zakulisowego łagodzenia konfliktu była dotąd rozsądna z perspektywy polskiego i węgierskiego interesu. Ale przy obecnej eskalacji może się okazać już nieefektywna. Brukselskie legiony przekroczyły właśnie Rubikon. Tylko stanowcza i publiczna akcja Polski w obronie suwerenności Węgier może mieć jeszcze jakieś szanse powodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski