Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod wspólnym dachem

Redakcja
Fot. Ingimage
Fot. Ingimage
Jeszcze kilka dekad temu oczekiwanie na mieszkanie było dla młodego małżeństwa wieloletnią lekcją cierpliwości.

Fot. Ingimage

RODZINA. Dostosowanie rytmu życia dwóch, a czasami trzech pokoleń nie zawsze jest łatwe

Trzeba było liczyć na kąt u rodziców. Dzisiaj każdy młody człowiek, który ma pracę i jakie takie zarobki może kupić własne lokum. Ale bywa, że młodzi wolą przez jakiś czas pomieszkać z rodzicami, żeby zaoszczędzić na wynajmie czy jedzeniu i odłożyć więcej na własne mieszkanie. Czasami nie ma sensu inwestowanie we własne cztery kąty, ponieważ mieszkanie rodziców zostało przewidziane dla dwóch rodzin. Wtedy przekonują się, że dostosowanie rytmu życia dwóch, a czasami trzech pokoleń pod jednym dachem nie zawsze jest łatwe.

Jola, 25 lat, rok po ślubie, mieszka wraz z mężem w domu jego rodziców. Młodzi mają do dyspozycji piętro, a teściowie parter. Wspólna jest klatka schodowa i wjazd do dużego garażu.

- Nie mamy szans na własny kąt gdzieś dalej, więc będziemy budować zewnętrzną klatkę schodową do siebie, żeby uniknąć konfliktów - mówi Jola. - Oboje mamy wolne zawody. Śpimy długo, ale też do późna pracujemy. Czasami wracamy do domu, gdy rodzice już pogasili światła. My siadamy do śniadania, oni przygotowują się do obiadu. Po prostu się mijamy.

Konflikty powstają, bo kiedy ja piorę - najczęściej wieczorem - przeszkadzam rodzicom w oglądaniu serialu. Gdy oni już zasypiają, a my przemieszczamy się po schodach - mają pretensje o hałas. A z kolei my nie możemy dospać, gdy o ósmej rano z dołu słychać odkurzacz, bo teściowa akurat ma w planie sprzątanie klatki schodowej. Lubimy się, ale sobie przeszkadzamy, bo żyjemy w innym rytmie.

Dom teściów Joli został zbudowany z myślą o synu. Oni chcieli mieć na starość dziecko w pobliżu, jemu też nie przeszkadzało, gdy okazało się, że całe piętro dostanie w prezencie. W zasadzie wszystko powinno być w porządku, ale gdy do syna lub córki wprowadza się ich druga połowa, a potem pojawiają się wnuki, zaczynają się niesnaski. Problemy - wbrew pozorom - nie muszą wynikać ze zbytniego zagęszczenia na domowym terytorium, choć i to niejeden raz wystawia nerwy obu stron na ciężką próbę. Generalnie przyczyn jest więcej. Starszemu pokoleniu trudno zaakceptować odmienny styl życia, który zaburza sposób postępowania wypracowany przez lata. Młodym trudno się dostosować.

Teresa, 82 lata, przekonała się, że życie z rodziną syna pod jednym dachem, w mieszkaniu w bloku jest trudne, a z czasem wręcz niemożliwe. Dlatego podjęli z mężem decyzję o wyprowadzce i wynajęciu garsoniery, choć czteropokojowe mieszkanie, w którym zostawili syna, to był dorobek ich życia. - Momentami było nerwowo, choć pewnie nikt tego nie chciał - mówi pani Teresa. - A to mąż zajmował łazienkę akurat wtedy, gdy dzieci szykowały się do szkoły. Nie złośliwie, tylko nie był w stanie się powstrzymać. To się w starszym wieku zdarza. A to stukał kubkami w kuchni, bo musiał się czegoś napić w nocy i budził synową. A to musieliśmy zmienić pościel, bo się coś wylało, a pralka była zajęta. To drobiazgi, ale powodowały spięcia, a czasami ostre wymiany zdań. Woleliśmy mieć spokój, choć w gorszych warunkach.
Problemów można wymieniać mnóstwo. Ale zanim będzie trzeba na nie reagować, można postarać się ich uniknąć. Na przykład spróbować ustalić zasady postępowania. Nie można liczyć na to, że jakoś to będzie i samo się ułoży. Fakt, że dzieci są dorosłe, nie oznacza, że wszystko im wolno. Ale też nie wszystko wolno rodzicom. Warto uzgodnić zasady obowiązujące w domu i konsultować zmiany czy nieprzewidziane przypadki: kto odpowiada za sprzątanie, jakie nawyki są dokuczliwe dla pozostałych, kto i jakie rachunki reguluje.

No i należy ze sobą rozmawiać. Jeśli brakuje komunikacji, to wszelkie drobne sprzeczki mogą urosnąć do rangi wielkich konfliktów. Sygnalizowanie błahych nieporozumień nie powinno zmienić się w narzekanie, ale sprawić, że łatwiej będzie się wzajemnie dopasować.

Krystiana, 68 lat, jest zdania, że zasady łatwo ustalać, bo to teoria. Natomiast, gdy przychodzi do ich realizacji na co dzień - bywa znacznie trudniej. - Życie pisze różne scenariusze. Do dziś pamiętam, jak któregoś dnia zapomniałam zamieszać gulasz i przypalił się nowy garnek synowej. Usłyszałam wtedy ostre - no tak, trzeba kupić nowy. Przyniosłam więc na ten nowy pieniądze i dopiero się zaczęło... Pewnie, że garnek, to nic takiego, ale takich sytuacji jest mnóstwo. Ja także bywam drobiazgowa, nie tylko synowa. Czepiam się, że wyrzuca całkiem dobre poszewki albo robi remont łazienki, choć kafelki, które położył mój mąż 20 lat temu są jeszcze całkiem dobre. Gdy ochłoniemy, dochodzimy do porozumienia, ale potrzeba czasu.

W życiu współczesnych rodzin etyka złotego środka wymyślona przez Arystotelesa nie bez przyczyny zyskuje uznanie. Filozof poleca dążenie do rozsądnych zachowań, które są tak samo dalekie od nadmiaru, jak i niedostatku.

Małgorzata ma 30 lat, wyższe wykształcenie i od trzech lat mieszka z mężem w domu jego rodziców. - Nie jest ciasno, bo i my z Jarkiem, i teściowie mamy do dyspozycji po dwa spore pokoje, ale wspólna kuchnia oraz łazienka i tak dostarczają powodów do spięć i napięć. Gdy zabieram się za gotowanie zupy pomidorowej po swojemu, zaraz obok jest teściowa, która - pewnie bez złej woli - poprawia to, co robię, komentuje i radzi. Jak mam dobry dzień, jakoś to wytrzymuję, ale kiedy indziej się obruszam. I ciche dni gotowe. To samo dotyczy prania nie w takim, jak trzeba proszku, wieszania nie na takim, jak należy wieszaku. Teściowa po prostu wie lepiej, a wszystko robi najlepiej. Dlatego, jeśli tylko mogę, wyciągam męża na obiad w mieście, a piorę u swojej mamy, żeby mieć spokój.

Psychologowie wyjaśniają, że jest tak, bo ludzie przyglądając się dobrze znanej im czynności wykonywanej przez inną osobę - bez względu na to, czy chodzi o pranie, sprzątanie, uprawę ogródka, czy też majsterkowanie - często myślą: - ja to robię lepiej. Gdy zapytać ich: Dlaczego lepiej? - odpowiedzi sypią jak z rękawa: mam większe doświadczenie, jestem fachowcem w tej dziedzinie, zawsze robiłem to po swojemu i było skuteczne.
A wystarczyłoby, gdyby teściowa wyobraziła sobie, że ona smaży mielone, a młoda synowa stojąc tuż obok mówi jej przez ramię: takiego tłuszczu nie wolno używać, sznycle trzeba inaczej panierować, mięso najlepiej mielić w domu, a nie przynosić kupne, bo nie wiadomo, co się je...

Już po chwili pracy ze swoją wyobraźnią wyszłaby z kuchni i zaakceptowała przepis synowej na pomidorówkę.

Umiejętność zdystansowania się do własnych poglądów wobec odmienności opinii innego człowieka to cenna rzecz.

Majka Lisińska-Kozioł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski