Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedziela już nie dla nas

Redakcja
Dyskusja dotycząca świętowania niedzieli skupia się przede wszystkim na handlu. Polacy bowiem pokochali handlowe niedziele. Fot. Anna Kaczmarz
Dyskusja dotycząca świętowania niedzieli skupia się przede wszystkim na handlu. Polacy bowiem pokochali handlowe niedziele. Fot. Anna Kaczmarz
Nie lubię poniedziałku. Nie, nie chodzi o kultową polską komedię. Nie lubię pierwszego dnia tygodnia podobnie jak większość Polaków. Na podstawie rozmów ze znajomymi i nieznajomymi oraz wyników sondaży przeprowadzonych na kilku portalach internetowych twierdzę, że należę do tej większości. Poniedziałek jest liderem rankingu najbardziej nielubianych dni tygodnia i ostatni w sondażu na dzień ulubiony. Jednak czerwonej latarni nie dzierży samotnie. Zaskakujące, że w obu rankingach znajduje się w najbliższym sąsiedztwie... niedzieli.

Dyskusja dotycząca świętowania niedzieli skupia się przede wszystkim na handlu. Polacy bowiem pokochali handlowe niedziele. Fot. Anna Kaczmarz

Za jakiś czas dojrzejemy jako społeczeństwo i sami uznamy, że wartością jest czas dla rodziny, spokój i komfort życia. Znów święto będzie świętem.

Jak to się stało, że jedyny w tygodniu dzień świąteczny, wolny od pracy, zarezerwowany na odpoczynek, kiedyś tak wyczekiwany, stracił swoje atuty? Jak to się stało, że pozycję lidera na liście ulubionych dni tygodnia odebrał niedzieli piątek? W jednym z sondaży (statystyczni.pl) połowa głosujących wskazała piątek, jako ulubiony. 34 proc. było za sobotą. Za nimi przepaść. W innym głosowaniu sobota nieznacznie wyprzedziła piąty dzień tygodnia, ale pozostałe wyniki były bardzo zbliżone. Niedziela solidarnie z poniedziałkiem na końcu.

Pod koniec lat 60. zespół Niebiesko-Czarni wylansował swój przebój "Niedziela będzie dla nas". Śpiewała go cała Polska nie tylko z powodu wpadającej w ucho melodii. Tekst piosenki oddawał dokładnie to, czego doświadczali Polacy. Zajęci przez cały tydzień, przyjemności odkładali na jego koniec, codziennie obiecując sobie:

"Ale za to niedziela

Ale za to niedziela

Niedziela będzie dla nas"

Zapominane rytuały

Na niedzielę czekało się przez cały tydzień. To był jedyny w tygodniu dzień wolny od pracy i prawdziwe święto. O świątecznym charakterze niedzieli świadczyło nie tylko wyjście do kościoła. Na ten dzień czekały w szafie najbardziej odświętne ubrania i najlepsze buty. Jadało się niedzielny, czyli uroczysty obiad. Dwa dania z deserem. W PRL-u w związku z trudnościami z zaopatrzeniem przez cały tydzień panie domu musiały kombinować posiłki z tego, co udało się zdobyć, co oznaczało, że na stole pojawiały się głównie jarskie dania. W niedzielę musiało być mięso. Obowiązkowo mamy lub babcie piekły ciasto. Świątecznym zwyczajem były odwiedziny u rodziny lub znajomych. I rewizyty. Z dzieciństwa pamiętam również letnie rodzinne wycieczki organizowane przez zakład pracy właśnie w niedziele. Sobota była normalnym dniem pracy, więc rekreacyjny wyjazd nad jezioro albo do lasu możliwy był tylko w dzień świąteczny.

Luz, beztroska, wolność od obowiązków, a do tego wyjątkowość i odświętność tego dnia podkreślona przez jego niepowszednią oprawę i świąteczne rytuały odchodzą w zapomnienie. Tymi zmianami najbardziej zaniepokojony jest Kościół. Już w 1998 r. papież Jan Paweł II napisał do wiernych list apostolski Dies Domini (O świętowaniu niedzieli) w odpowiedzi na zjawiska, które spowodowały, że niedziela w życiu współczesnego człowieka przestała się różnić od innych dni tygodnia. Zatracił się jej uroczysty charakter.

"Cykl pracy i odpoczynku, wpisany w ludzką naturę, jest bowiem zgodny z wolą samego Boga. (...) odpoczynek jest rzeczą świętą, pozwala bowiem człowiekowi wyrwać się z rytmu ziemskich zajęć, czasem nazbyt go pochłaniających, i na nowo uświadomić, że wszystko jest dziełem Boga". "Dla chrześcijan nie jest to sytuacja normalna, gdy niedziela, dzień święta i radości, nie jest także dniem odpoczynku, a w każdym razie trudno im świętować niedziele, jeśli nie dysponują odpowiednią ilością wolnego czasu" (fragmenty listu Dies Domini).

Wojna o handel

64 proc. pytanych przez CBOS (październik 2010) przyznało, że zdarza się im pracować zawodowo w niedziele. Trudno wyegzekwować zakaz łamania nóg w święto albo wymusić na złodziejach, aby w nie kradli w tym dniu, dzięki czemu osoby zatrudnione w służbach zapewniających nam bezpieczeństwo mogłyby odpoczywać w rodzinnym gronie. Ale nie wszyscy, którzy dziś pracują w dni wolne od pracy, rzeczywiście muszą to robić. Dyskusja dotycząca świętowania niedzieli skupia się przede wszystkim na handlu. Polacy bowiem pokochali handlowe niedziele. Ponad połowa pytanych przez Pentor w 2006 r. wyraziła swoją akceptację dla robienia zakupów w tym świątecznym dniu (54 proc.), odrzuciło tę możliwość 41 proc. Jednak niedzielny tłok w wielkich sklepach świadczy o tym, że wycieczki do galerii stają się jednym z ulubionych zajęć rodaków. Prawdopodobnie popularniejszym niż wskazują badania.

- Niedziela w hipermarkecie to sposób na zabicie czasu. Nie pochwalam, ale i nie potępiam w czambuł takiego wyboru. Współczesne galerie handlowe są miejscem, gdzie robi się zakupy, ale również obejrzy film, zagra w kręgle, zje obiad, wypije filiżankę kawy. W ten sposób rodzina może ciekawie spędzić czas, nacieszyć się sobą, a potem zrelaksowana i z poczuciem miło spędzonego czasu wrócić do domu. W filozofii Kościoła chodzi przede wszystkim o to, aby rodzina niedziele spędzała razem, aby ten czas ją integrował, wzmacniał. Takie zadanie zostaje spełnione nawet w galerii handlowej, jednak aby ktoś mógł w ten sposób odpoczywać, ktoś inny musi pracować - zauważa dr Małgorzata Bogunia-Borowska, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Zarówno Kościół, jak i związki zawodowe upominają się głównie o handlowców pracujących w niedziele, którym taki rytm odbiera możliwość świętowania wspólnie z rodziną. Trudno sobie bowiem wyobrazić zamknięcie muzeów, galerii czy choćby restauracji. A tam też przecież pracują ludzie, którzy muszą zostawić w niedziele rodziny same. Do pracy udają się zatrudnieni we wszystkich służbach zapewniających nam bezpieczeństwo: policjanci, strażacy, strażnicy miejscy, lekarze, meteorolodzy, hydrolodzy i wielu, wielu innych specjalistów. Pracują kierowcy komunikacji zbiorowej i kolejarze. Zachęcając rodziny do wspólnego świętowania, najlepiej aktywnego, nie zapominajmy, że gdziekolwiek się wybiorą: do zoo, na narty zimą, na basen lub zwiedzać nieodległy zamek, wszędzie zastaną osoby obsługujące ich, jako klientów, kosztem własnych rodzin. Nawet siadając w tym dniu przed telewizorem (To ulubiona rozrywka Polaków. 52 proc. ankietowanych przez CBOS w 2010 przyznało, że czas wolny od pracy spędza, oglądając telewizję) lub słuchając radia powinniśmy mieć świadomość, że możemy to robić, ponieważ redakcje pracują pełną parą. Pracują także redakcje gazet, przygotowujące poniedziałkowe wydania. Pracownicy naukowi prowadzą zajęcia na studiach podyplomowych i niestacjonarnych wyższych uczelni. Ktoś uczy w tym czasie w szkołach dla pracujących. Gdyby nie taki tryb, nie mieliby szans uzupełnić wykształcenia. Można by długo wymieniać. Skończyć tę wyliczankę należy w rodzinie, którą niedziela powinna łączyć. Łącznikiem więzi w rodzinie zawsze był stół: rodzinne śniadanie, obiad, kawa z krewnymi. Tymczasem okazuje się, że dla współczesnych zapracowanych kobiet te niedzielne obowiązki są bardzo przykre. Po całotygodniowym wysiłku w pracy połączonym z prowadzeniem domu, choć w niedziele chciałyby odpocząć. Z przygotowanego przez PAN raportu ogłoszonego w Sejmie 9 marca 2010 wynikało, że polscy mężczyźni codziennie mają o 49 minut więcej czasu wolnego dla siebie niż kobiety. CBOS zbadał, że kobiety mają generalnie znacznie mniej wolnego czasu. Aż 69 proc. Polek dysponuje mniej niż 20 godzinami w tygodniu. Chciałoby się choć w niedziele pójść na obiad do restauracji, aby odpocząć od obowiązków. Ale tam musi pracować ktoś, kto przez nas nie może być ze swoją rodziną. Węzeł gordyjski.

Toksyczna niedziela

Zdzisław, ekonomista, współwłaściciel kancelarii finansowej, niedziele ma wolne. Teoretycznie.

- Naprawdę wolna jest tylko sobota. Niedziela jest już toksyczna i nie zmienia tego fakt wyjścia do kościoła. Obiad kończy czas odpoczynku. Trzeba zacząć myśleć o papierach - czytać, notować, przygotowywać strategie, ustalać kolejność działań na poniedziałek. Wśród moich znajomych nie ma nikogo, kto mógłby przyjść następnego dnia do pracy na luzie, bez przygotowania. Dziś taka beztroska dotyczy już chyba tylko urzędników państwowych. Żadna prywatna firma nie może sobie pozwolić na takie marnotrawstwo czasu.

- W niedzielę mamy już świadomość, że za kilkanaście godzin trzeba wrócić do pracy. A pracujemy dziś zupełnie inaczej niż kilkadziesiąt lat temu. Musimy być wydajni, kompetentni, szybcy, asertywni. I na najwyższych obrotach. Stres, wyzwania, które czekają na nas następnego dnia, dopadają nas wcześniej. Już nie pozwalają odpocząć. Nie ma perspektywy kolejnego dnia wolnego - komentuje dr Małgorzata Bogunia-Borowska.

Dzień przeznaczony na świętowanie, na pielęgnowanie więzi rodzinnych - paradoksalnie współcześnie może przynosić efekty zupełnie odwrotne. Badania niemieckich socjologów wykazały, że aż 70 proc. par kłóci się właśnie w niedziele.

- W PRL-u, kiedy niemal każda rodzina wyjeżdżała na dwutygodniowe zakładowe wczasy, najwięcej kłótni przypadało na ten wakacyjny czas. Dziś na niedziele. To wynika ze zmienionego systemu pracy. Ludzie tak dużo pracują, że w ciągu tygodnia niemal ze sobą nie rozmawiają. Mechanicznie, rutynowo wykonują codzienne czynności w domu. Jeśli nie dochodzi do wymiany informacji, do zainteresowania wzajemnymi problemami, do negocjacji w celu rozwiązania konfliktów, to niedziela bezwzględnie obnaża miałkość kontaktów. Nie ma zastępczych zajęć, nie ma współpracowników, małżonkowie zostali twarzą w twarz i okazuje się, że nie potrafią się dogadać. Płytkie więzi rodzinne sprawiają, że niecodzienne sytuacje uwierają. Nawet obiad niedzielny w gronie rodziny może być torturą - stawia diagnozę dr Małgorzata Bogunia-Borowska.

Piątek - weekendu początek

Inne niż przed laty świętowane niedzieli jest konsekwencją innego systemu pracy. Wydajność, jaką osiągają wielkie korporacje, korporacyjny styl życia, stał się wzorem dla innych przedsiębiorstw. Rytm tygodnia wyznacza dziś logika firmowa. Od poniedziałku do czwartku pracownicy mają ostro przykręconą śrubę. W piątek się ją odkręca.

- W wielu dużych firmach jest to tzw. casual day, w którym nie obowiązują stroje korporacyjne. Sam ten fakt powoduje pewien luz psychiczny. Na piątek nie planuje się trudnych spotkań. We Francji czy Niemczech pracuje się krócej. Wtedy też organizowane są integracyjne spotkania korporacyjne. Istnieją badania potwierdzające, ze Brytyjczycy gremialnie upijają się w piątkowe wieczory. To rodzaj resetu. Trzeba odreagować ogromny stres, który podczas całego tygodnia towarzyszył nam w pracy - mówi dr Bogunia-Borowska. Nic dziwnego, że pracujący z takim utęsknieniem czekają na piątek.
- Ten dzień stał się punktem zapalnym pokazującym konflikt dwóch porządków: sakralnego i uniwersalnego. W Kościele piątek, jako dzień Męki Pańskiej, jest czasem pokuty, przeznaczonym na refleksję, wyciszenie. O zabawie nie ma mowy. Tymczasem logika korporacyjna wprowadziła zupełnie inne znaczenie piątku. Ma on nas naturalnie wprowadzić w rytm weekendowego odpoczynku. Jest czasem odreagowania, na który czeka się z utęsknieniem przez cały tydzień. Tak jak kiedyś na niedzielę - komentuje socjolog z UJ.

Syndrom piątku odczuwa większość Polaków, im młodsi, tym bardziej. 60 proc. z grupy 18 - 34 lat (CBOS) stwierdziło, że ma dziś znacznie mniej wolnego czasu niż pięć lat temu. Zapracowani Polacy czekają na możliwość regeneracji sił. Co tydzień z utęsknieniem czekają na piątek.

Inna jakość życia

16 stycznia 2011 nasz zawodnik Michał Jurecki doznał kontuzji podczas meczu Mistrzostw Świata w Piłce Ręcznej. Polski trener był w szoku, ponieważ okazało się, że w Goeteborgu w żadnym szpitalu nie można wykonać badania USG. Dlaczego? Bo to była niedziela. Służby medyczne reagowały tylko w sytuacji zagrożenia życia. Szwedzi w niedziele wypoczywają.

- Podobnie jak inne kraje zachodnie, zwłaszcza etyki protestanckiej. Kiedyś, podczas pobytu w Szwajcarii, musieliśmy po chleb w niedzielę jechać aż na lotnisko. Wszystkie sklepy były zamknięte i to było zupełnie naturalne. Otwarte sklepy to hałas, ruch, samochody, spaliny. A okoliczni mieszkańcy chcą mieć spokój. Są na innym etapie rozwoju gospodarczego i społecznego. Już zachłysnęli się konsumpcją. Dziś wartością dla tych społeczeństw jest wyższa jakość życia, a ona przejawia się w dążeniu do komfortu, spokoju, wyciszenia się w gronie własnej rodziny. Żądając czasu dla swoich najbliższych, trzeba to samo zapewnić również innym rodzinom - komentuje dr Bogunia-Borowska.

Polacy wciąż nadrabiają dystans cywilizacyjny, który dzieli nas od Zachodu. Pracujemy najdłużej w Europie. Po dwóch dekadach zaciskania pasa i budowania gospodarki wolnorynkowej doszło do głosu pokolenie, które stosuje w swoim życiu prawie wyłącznie zasady logiki konsumpcyjnej. Ciężko pracujemy i jak potrafimy w tych warunkach staramy się skonsumować efekty swojej pracy.

- Ale nie dajmy się zwariować. I na nas wkrótce przyjdzie refleksja, że należy powalczyć o inną jakość życia. Ta ewolucja niekoniecznie musi być związana z Kościołem. Dziś jeszcze próba np. zamknięcia sklepów w niedzielę byłaby odebrana jako rodzaj opresji. To poświęcenie pokolenia, które się dorabia. Za jakiś czas dojrzejemy jako społeczeństwo i sami uznamy, że wartością jest czas dla rodziny, spokój i komfort życia. Znów święto będzie świętem - uważa dr Małgorzata Bogunia-Borowska.

Ewa Piłat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski