Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iron Maiden "The Final Frontier"

Redakcja
Po pierwszym przesłuchaniu podmiotu tego wypracowanka chciałem go zacząć od cytatu z Wielkiego Rodaka: Jestem za, a nawet przeciw.

Moje CD

Chciałem, bowiem wydawało mi się, że ono wręcz idealnie oddaje mój stosunek do najnowszego dzieła Iron Maiden. "Za" - bo pomyślałem, że "The Final Frontier" to płyta, która mi się podoba i która jest taka, jakiej się spodziewałem, ale (i stąd to "przeciw") bo, zdało mi się, iż wielki zespół już się właściwie nie rozwija. Na szczęście, zanim zacząłem przelewać żale na papier, po raz wtóry uruchomiłem odtwarzacz. Potem robiłem to znowu i znowu. No i wtedy okazało się, że to, iż piszę dość wolno, uratowało mnie przed koniecznością zaczynania od początku, bo... radykalnie zmieniłem zdanie o tym albumie. I co ważne, na zdecydowane (i to bardzo) - "za"! A stało się tak, bowiem spostrzegłem, a po umysłowym przetrawieniu zrozumiałem, że od ładnych paru lat Ironi grają coraz bardziej... progresywnie! Ponieważ zwrot: "od ładnych paru lat" jest równie wygodny (dla piszącego) co enigmatyczny, to przypomnę, że ostatnią naprawdę ważną datą w historii Żelaznej Dziewicy, był rok 1999, kiedy to do grupy powrócili jej synowie marnotrawni - Bruce Dickinson oraz Adrian Smith i w którym zapadła decyzja, że od tego momentu będzie ona nagrywała i występowała z trzema gitarzystami prowadzącymi. Był to pomysł nowatorski, dający nadzieję na unowocześnienie ich propozycji. I - moim, już osłuchanym zdaniem - to właśnie "The Final Frontier" jest prawdziwym spełnieniem owych oczekiwań. Bowiem dopiero teraz w pełni słychać, że owo poszerzenie składu miało sens, bowiem zaowocowało nową muzyką (myślę, iż też przez to, że każdemu z "wioślarzy" trzeba było dać miejsce na pokazanie co potrafi).

Piętnasty, a pierwszy od czterech lat longplay Iron Maiden zaczyna się od mającego fascynującą introdukcje tematu "Satellite Is... The Final Frontier". W sumie prawie 9 minut wielkiego metalu. Potem jest wspaniale, bo trafiamy do pełnego złota "El Dorado". Będzie przebój! Następne trzy tematy mają po około 5 min. i pokazują, że muzycy wciąż potrafią tworzyć zwarte dobre melodie (szczególnie podoba mi się nieco balladowa czwórka - "Coming Home"). No a od utworu numer sześć, przekonujemy się, że to, co dotąd smakowaliśmy było jedynie przygrywką do głównej części płyty, czyli do blisko 50-minutowego szaleństwa, na które składają się: "Isle Of Avalon", "Starblind", "The Talisman", "The Man Who Would Be King" i fantastyczno-finałowe "When The Wild Wind Blows". To właśnie ten ów nowy, progresywnie-tytanowy Iron Maiden. Brawo!

Jerzy Skarżyński, "Radio Kraków"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski