Przemyk w monochromie Fot. QL Music
Sobota, 30 stycznia, godz. 21, Forty Kleparz
- ...dużo czasu spędza Pani przed komputerem?
- Tak dla zabicia czasu? W ogóle. Bo nie ma czego zabijać. (śmiech) Ciągle mam koncerty, próby, spektakle, warsztaty, no i codzienne życie. Poza tym, jakoś nie kręci mnie buszowanie po Internecie. Własną skrzynkę pocztową założyłam sobie dopiero dwa i pół roku temu. Przedtem potrafiłam się i bez tego obejść.
- Czyli nie ściąga Pani muzyki z Internetu?
- Nie. Żadnego piractwa. Jestem chyba jedną z ostatnich osób na świecie, która kupuje płyty w sklepie. (śmiech) Czasem też dostaję je w prezencie. Ostatnio znalazłam pod choinką składanki Radiohead i Morphine. Oczywiście zdarza się, że ktoś znajomy mówi: "Koniecznie tego posłuchaj!" i wtedy sprawdzam to w Internecie. Zdarza mi się również przegrywać płyty - ale tylko dla własnych potrzeb, kiedy nie mogę danego albumu kupić w sklepie.
- A komputer w pracy?
- To moje podstawowe narzędzie. Wykorzystuję przede wszystkim programy muzyczne do komponowania i aranżowania. Stworzyłam bank własnych brzmień i dzięki niemu dokonuję różnych symulacji, tworzę wstępne wersje utworów i nagrywam wokale. Kiedy kupiłam komputer, zaczęłam właśnie od opanowania programów muzycznych. Gdy przyszło wykorzystać go do "normalnych" rzeczy - chociażby wysyłania czy odbierania poczty, okazało się, że muszę się wszystkiego uczyć od nowa, ponieważ klawisze na klawiaturze służą do czegoś innego w programach muzycznych, a do czegoś innego - w pocztowych.
- Skoro tyle Pani korzysta z elektroniki, to skąd wziął się pomysł na założenie akustycznego tria?
- To dla mnie nowa muzyczna jakość. Dlaczego? Bo wnosi do mojej twórczości ożywczy element improwizacji. Wcześniej wszystko musiało być dopracowane do ostatniego dźwięku, idealne, a przez to przewidywalne. Dojrzałam do improwizacji po działaniach teatralnych. Zaczęło bawić mnie nie tylko śpiewanie, ale również granie na instrumentach. Najpierw sięgnęłam po gitarę, potem dokupiłam bębenki, cymbałki, a ostatnio - mój ukochany akordeon. Publiczność przyjęła ten projekt bardzo ciepło, bo i ja jestem jakby "cieplejsza" (śmiech). Na koncertach Acoustic Trio jest po prostu więcej muzyki, więcej "żywego" grania.
- Coś mi się tu nie zgadza: jakim cudem nauczyła się Pani improwizacji w teatrze? Przecież tam zazwyczaj dokładnie odgrywa się to, co jest w skrypcie.
- To prawda. Ale zanim spektakl będzie miał swoją premierę, trzeba mozolnie zbudować rolę. I wtedy pojawia się pewna swoboda interpretacji. Moja najważniejsza rola - w "Terapii Jonasza" - była mówiona, tańczona i śpiewana. Wtedy po raz pierwszy mogłam sobie pozwolić na większy margines wolności, dialog z publicznością. Stałam w przesuwanej wannie, musiałam utrzymać równowagę, suknia z fiszbin ściskała mnie w pasie, na stopach miałam buty na wysokim obcasie, w których nigdy wcześniej nie chodziłam, a we włosy wpięto mi łodygi tataraku. Ale nie byłam sama na scenie. Partnerowali mi aktorzy i to w nich znalazłam wsparcie - uwierzyli we mnie, co sprawiło, że sama uwierzyłam we własne siły.
- A estradowe doświadczenie nie pomogło?
- Kiedy daję koncert, zdarza się, że śpiewam jakby do wewnątrz, w głąb siebie - zamykam oczy, przeżywam tekst piosenki i odpływam w inny wymiar. A w teatrze zmuszona byłam do działania na zewnątrz - współpracy z pozostałymi aktorami. I choć w tym spektaklu nie było miejsca na improwizację, musiałam uruchomić intuicję - wyczuwać odpowiedni moment, działać na kilku frontach jednocześnie. I właśnie to przydaje mi się podczas występów Acoustic Trio.
- Do tej pory zazwyczaj była Pani wstrzemięźliwa w kontakcie z widownią.
- To prawda. Czasem zdarzało mi się wyjść na scenę, powiedzieć "dobry wieczór" i na tym kończył się mój dialog ze słuchaczami. (śmiech) Teraz bardziej dopuszczam do siebie ludzi, dzięki czemu koncerty stają się intymne, niemal prywatne. Teatr sprawił, że się otworzyłam i oswoiłam z widzami. Przez to czuję się dojrzalsza. Co prawda, zawsze każdy koncert był dla mnie świętem, czymś niecodziennym i niezwykłym, ale teraz pozwalam sobie na większe szaleństwa: ciągle mówię, opowiadam, wnoszę na scenę różne rekwizyty, walizki, torby, szale. I robi się mały spektakl.
- Jakie piosenki wykonuje Pani z akustycznym zespołem?
- Acoustic Trio powołałam do życia, kiedy uświadomiłam sobie, że mam w repertuarze wiele piosenek, których nie mogę wykonać z dużym składem - bo są zbyt kameralne, wyciszone lub zbyt skromne, tylko akustyczne, choćby na dwie gitary, których nie ma w moim zespole. I to właśnie one stanowią większość programu koncertów Acoustic Trio. Ale sięgam też po mocne, ostro zagrane piosenki - choćby "Bliznę" czy "Drzewo". Bawię się nimi, nadaję nowy wymiar, nowe znaczenia.
- Czy jest szansa, że usłyszymy Acoustic Trio na płycie?
- Tak. Przygotowujemy się do koncertu w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, który zostanie sfilmowany i ukaże się na DVD. Na razie nie mamy jednak jeszcze ustalonego terminu. Wiem, że na ten koncert czeka spora grupa słuchaczy, ciągle dostaję informacje i pytania o termin występu. To daje mi siłę i ochotę do dalszej pracy. I wzrusza naturalnie.
Rozmawiał PAWEŁ GZYL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?