Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przełamałam wstyd w teatrze

Redakcja
Nierozważna i romantyczna - Agnieszka Leśna z Desdemony Fot. Robert Leśny
Nierozważna i romantyczna - Agnieszka Leśna z Desdemony Fot. Robert Leśny
ROZMOWA z AGNIESZKĄ LEŚNĄ, wokalistką grupy Desdemona, o jej nowym albumie - "Endrophins"

Nierozważna i romantyczna - Agnieszka Leśna z Desdemony Fot. Robert Leśny

- Zostałaś wokalistką Desdemony cztery lata temu. Jak do tego doszło?

- To właściwie było zrządzenie losu. W tamtym czasie zespół Apocalyptica ogłosił konkurs na interpretację swego utworu. Nagrałam więc moją ulubioną ich piosenkę i umieściłam w Internecie. Jakiś czas później dostałam maila od menedżera Desdemony z propozycją współpracy. Okazało się, że zobaczyli mój teledysk i tak im się spodobał, że postanowili mnie zaprosić na próbę. Pojechałam więc do Głogowa – a ponieważ dostrzegli we mnie potencjał, złożyli ofertę stałej współpracy.

- Od razu ją przyjęłaś?

- Początkowo mocno się wahałam. Do tej pory śpiewałam klasycznego rocka, melodyjne piosenki, głownie ballady, coś w stylu Nightwish. A kiedy posłuchałam muzyki Desdemony, stwierdziłam, że to trudniejsze granie. „Jak ja się w nie wpasuję?” – myślałam. Problemem okazały się moje „anielskie” chórki. Chłopaki od razu na pierwszej próbie powiedzieli: „Weź to wyrzuć!”. (śmiech) Sytuacja się zmieniła, gdy Robert przyniósł nowe piosenki – od razu znalazłam w nich coś dla siebie. Choć nie były specjalnie liryczne, miały w sobie mnóstwo energii. Postanowiłam więc: „Spróbuję!”. Tym bardziej, że szybko polubiłam chłopaków prywatnie. Musiałam więc przestawić się muzycznie. Zaczęłam słuchać wokalistów z mocnymi głosami, choćby z Queen, Guns N`Roses czy Alice In Chains. Pod ich wpływem zaczęłam nieco zmieniać swój śpiew.

- W zeszłym roku przeżyłaś poważny wypadek. Czy to wpłynęło na prace nad nowym albumem?

- Oj, tak, miałam chwilowe załamanie, straciłam pewność siebie, nie wiedziałam, co będzie dalej. Połowa materiału powstała przed wypadkiem – a połowę musiałam nagrać po nim. Chłopaki stworzyli mi jednak komfortowe warunki. Pracowałam w studiu znajdującym się w domku na odludziu, mogłam więc odpoczywać, pospacerować po lesie. Całe szczęście wypadek nie miał wpływu na mój głos – potrzebowałam raczej psychicznego komfortu.

- Nowe utwory Desdemony maja zdecydowanie industrialny charakter. Pasuje Ci ten zwrot?

- Tak. Gdy słuchałam ich wcześniejszych nagrań, wydawały mi się takie zbyt... suche. Nasza nowa płyta jest miksem różnych stylów – bo są na niej metalowe gitary, industrialna elektronika, melodyjne wokale i taneczne bity. Każdy znajdzie w tym materiale coś dla siebie.

- Starałaś się śpiewać podobnie czy odmiennie niż Twoja poprzedniczka?

- Początkowo trochę się na niej podświadomie wzorowałam. Nawet chłopaki to zauważyli. „W sumie masz podobny głos do Agaty” – powiedzieli po jednej z prób. Szczególnie było to słychać na koncertach, gdy śpiewałam starsze piosenki. Postanowiłam więc budować wokale w oparciu o teksty Agaty, ale odwołując się do własnych emocji. I to bardzo mi pomogło.

- Twoja osoba wniosła do Desdemoeny zdecydowanie więcej pozytywnej energii.

- Po wypadku zmieniłam radykalnie swój stosunek do świata. Teraz stawiam na optymizm, szukam w życiu radości, staram się wyszukiwać we wszystkim pozytywne strony. Wcześniej mocno zanurzałam się w mroku – i to nie miało dobrego wpływu na mnie. Oczywiście ta zmiana nie przychodzi mi wcale łatwo – ale wiem, że przynajmniej muszę próbować. Zresztą akurat Robert też skomponował bardziej melodyjne i energetyczne piosenki. I te nasze tendencje spotkały się ze sobą w dobrym miejscu i czasie. Dlatego to połączenie dało tak dobry efekt.

- Jak wypadł Twój pierwszy kontakt ze studiem nagraniowym?
- Fajnie! Właściwie pracowałam bez stresu. Jedynie od czasu do czasu, chłopaki rzucali: „Weź się skup, dziewczyno!” Tylko wtedy nieco się denerwowałam. Ale mimo, że nawet musiałam jakąś frazę powtarzać dwadzieścia razy, nie przeszkadzało mi to, bo wiedziałam, że pracujemy na dobry efekt. Obejrzałam w Internecie film o nagrywaniu przez Depeche Mode płyty „Ultra” – i jak zobaczyłam, że Dave Gahan też się męczy w studiu ze swoimi partiami, dodało mi to pewności siebie. Po zarejestrowaniu wokali, chłopaki siedli nad aranżacjami, a ja szlifowałam materiał na koncerty.

- W wielu utworach Twój głos został mocno przetworzony. Jak zareagowałaś na te zabiegi?

- Nie miałam z tym problemu – bo wiedziałam przecież, że to jest mój głos. To tak samo, jak z gitarą i przesterem. Mój śpiew został tylko nieco podkolorowany, żeby dobrze pasował do reszty instrumentów. Pod spodem były jednak ciągle te same emocje. To nadal byłam ja!

- W kilku miejscach pozwalasz sobie na operowe wstawki – i brzmi to całkiem ciekawie.

- Stoczyłam z chłopakami prawdziwą walkę o te partie. Oni ich nie chcieli, bo za bardzo kojarzyły im się z gotykiem, od którego chcieli uciec. Robert jest wielkim fanem Nine Inch Nails, dlatego woli brutalne wokale. Czyli z jednej strony ja cisnęłam na te operowe wejścia, a oni mnie hamowali. Uparłam się jednak – i w kilku momentach dopięłam swego. Dobrze jednak, że chłopaki mnie tonowali, bo te operowe śpiewy są tylko drobnymi smaczkami, nie decydującymi o brzmieniu całości.

- Potrafisz zaśpiewać zmysłowo i kusząco, ale też romantycznie.

- To wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze: śpiewam swoje teksty, w których odwołuję się do sytuacji z własnego życia. I ta prawda emocji stwarza magię na scenie. Po drugie: od lat udzielam się w teatrze. Dzięki tym doświadczeniom, mam łatwość w wyrażaniu uczuć. Takie podejście spełnia także  psychoterapeutyczną rolę – bo jak mam jakiś problem, to wyrzucam go z siebie w tekstach i on... przestaje istnieć.

- Dużo przenosisz z teatru do zespołu?

- Nie pożyczam jakichś choreograficznych układów. (śmiech) Ale tak samo przeżywam występy w teatrze, jak i podczas koncertów: cały świat znika, jestem tylko ja i moje emocje. Są jednak różnice. W teatrze zakładam maskę, a na scenie jestem sobą. Doświadczenia aktorki pomagają mi jednak na koncertach – nie mam tremy, nie boję się publiczności, potrafię czerpać od niej energię.

- Tę odwagę widać w Twoim scenicznym image`u: nie ma w Polsce wielu wokalistek, które potrafią tak odważnie eksponować swoją urodę i zmysłowość.
- Rzeczywiście! Ja przełamałam swój wstyd już w teatrze. Dlatego teraz jestem gotowa na odważne zachowania. To nie jest dla mnie trudne. Mam na to swoją metodę. Kiedy kręciliśmy klip, początkowo byłam spięta, bo otaczali mnie sami obcy ludzie. Dlatego postanowiłam najpierw ich poznać – to stworzyło miłą atmosferę, ja się rozluźniłam i poszło już bez problemów.

- A jak sobie poradziłaś na najważniejszym występie Desdemony z nowym materiałem, podczas tegorocznej edycji Castle Party w Bolkowie?

- Miałam strasznego pecha: tuż przed wejściem na scenę, zobaczyłam, że mam pękniętą podeszwę w bucie. Nie było czasu na zmianę – dlatego wyszłam tak do publiczności. Musiałam być jednak bardziej statyczna, nie szalałam tak, jak miałam w planie. Początkowo myślałam, że to będzie stracony występ. Ale, kiedy zobaczyłam ożywienie tłumu i usłyszałam, że ludzie śpiewają nasze nowe piosenki, poczułam falę pozytywnej energii i dałam z siebie wszystko. Podobało mi się to, że na naszym koncercie bawili się ludzie z różnych światów – nie tylko goci.

- Sama chyba na co dzień nie nosisz skór i lateksu?

- (śmiech) Zdarza się. Wszystko zależy od mojego nastroju. Jak mam ochotę na coś ekstrawaganckiego – zakładam takie rzeczy. Kiedy indziej wskakuję w sukienkę w kwiatki. Ale generalnie lubię ubrania w ciemnych tonacjach.

- Jak to się stało, że nowy album Desdemony opublikowała niemiecka wytwórnia Danse Macabre?

- Chłopaki mieli problemy z poprzednim wydawcą. Z trudem wykręcili się z tego niefortunnego kontraktu. Gdy rozeszły się wieści, że mamy gotowy nowy materiał, dostaliśmy kilka propozycji, ale ta od Danse Macabre był najkorzystniejsza. Bo dawała nam najwięcej swobody. Co więcej – w katalogu tej wytwórni było więcej elektronicznych artystów, a to nam odpowiadało, bo chcieliśmy odciąć się od metalowej przeszłości. Ma to jednak swoją cenę. Płyty nie ma niestety w żadnym sklepie w Polsce – ale można bez problemu ją zamówić przez Internet.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski