MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzech zbójników - jak twarda skała

Redakcja
Nowocześni górale - w rytmie dubstepu FOT. UNIVERSAL MUSIC POLAND
Nowocześni górale - w rytmie dubstepu FOT. UNIVERSAL MUSIC POLAND
ROZMOWA ze STANISŁAWEM KARPIELEM-BUŁECKĄ z zespołu Future Folk, który zagra w piątek, 29 czerwca, w klubie Frantic.

Nowocześni górale - w rytmie dubstepu FOT. UNIVERSAL MUSIC POLAND

- Pochodzisz z muzykalnej rodziny. Kto wywarł na Ciebie większy wpływ - ojciec Jan czy stryj Sebastian?

- Na pewno ojciec. Chociaż muzykę właściwie wyssałem już z mlekiem matki. U nas w domu muzyka jest bowiem cały czas - od rana do wieczora. Ojciec jak wstaje, często od razu śpiewa albo gra na skrzypcach. Nic więc dziwnego, że i mnie się to utrwaliło.

- Ale zabrałeś się za muzykowanie dosyć późno.

- Jakoś dopiero po dwudziestym roku życia zacząłem brać muzykę na poważnie. Wcześniej zajmowałem się narciarstwem freestylowym. Kiedy znajomi słyszeli jak coś tam śpiewam przy goleniu, pytali czemu nie robię tego zawodowo. Zaczęło się od podśpiewywania przy różnych okazjach - wesel, chrzcin, after-party po zawodach, jak się wypiło, bo wiadomo, że wtedy człowiek jest odważniejszy, a potem już zaczęło się robić coraz bardziej serio. To było dla mnie duże wyzwanie, stworzyć coś nowego, przecież ojciec jest jednym z pierwszych góralskich muzyków, którzy nowatorsko łączyli folklor z jazzem, potem założył Krywań, a stryj - jest wielką gwiazdą polskiego popu.

- Po raz pierwszy zaistniałeś szerzej na płycie Goorala ze słynną "Karczmareczką".

- Każde doświadczenie jest ważne. Gooral mnie poprosił - więc mu trochę pomogłem. Ale z całym szacunkiem dla jego muzyki, stwierdziłem, że wolę pracować z prawdziwymi góralami. (śmiech) A tak poważnie - to dzięki tamtemu doświadczeniu dowiedziałem się wiele o sobie, choćby tego, jaką muzykę chciałbym tworzyć. Dlatego postanowiłem zrobić coś swojego i nowego.

- I jak trafiłeś na producenta Matta Kowalsky'ego?

- Przez mojego menedżera. On wiedział, że chcę stworzyć własny projekt, dlatego doprowadził do naszego spotkania. Matt od razu przypadł mi do gustu - jest wykształconym producentem, specjalizuje się w nowoczesnej elektronice, ma do tej muzyki dobre ucho. Dlatego miesiąc po pierwszym spotkaniu w sierpniu zeszłego roku zrobiliśmy pierwszy numer - "Janko". To melodia ludowa, do której dopisaliśmy tylko własny refren. Pamiętałem dokładnie ten utwór z dawnych czasów, bo tata zrobił go niegdyś na jazzowo ze Zbigniewem Namysłowskim. I od zawsze wiedziałem, że jeśli kiedyś zacznę własną działalność, to właśnie od "Janka". I tak też się stało.

- W składzie Future Folk pojawił się również skrzypek Szymon Chyc-Magdzin z Zakopanego.

- To jest dopiero prawdziwy góral! Ma pieprz w tyłku. Największe ADHD w regionie. (śmiech) Kiedy ojciec jechał na jakiś dobry koncert, zawsze zabierał go ze sobą. Dlatego wiedziałem, że to musi być muzyk pierwsza klasa. Zresztą znaliśmy się od najmłodszych lat. Kiedy zaproponowałem go Mattowi, początkowo trochę kręcił nosem, nie był pewny, czy to dobry pomysł. Ale powiedziałem: "Nie ma dyskusji - muszą być skrzypce". Pojechałem do Zakopanego i pytam się Szymka, czy by się pisał na takie granie. A on od razu: "Wchodzę w to!". I tak zostało. Teraz bardzo dobrze się dogadujemy, a przede wszystkim tworzymy prawdziwy zespół - uzupełniamy się i współdziałamy. W piosence "Twarda skała" śpiewam: "Było nas zbójników trzech". I to jest właśnie o nas!
- Jak tworzyliście piosenki na "Zbacowanie"?

- To był prawdziwy ewenement. Najpierw Matt zrobił te swoje elektroniczne podkłady, a potem Szymek dołożył skrzypce, a na końcu ja dałem wokal. Oprócz dwóch tradycyjnych melodii - wspomnianego "Janka" i "W murowanej piwnicy" - wszystko budowaliśmy od podstaw. Nie ma na płycie niczego, co by już wcześniej było zrobione w takiej muzyce.

- Trudno było Ci śpiewać do tych elektronicznych bitów?

- Na początku rzeczywiście było ciężko. Przyznam szczerze, że słabo to widziałem. Ale potem skrzypce zmiękczyły te brzmienia - i ułatwiły mi zadanie. Gdy weszliśmy do studia w Izabelinie, wszystko poszło już gładko. Zresztą duża w tym zasługa naszego realizatora - Piotra Zygo. To człowiek, który ma słuch absolutny. Kiedy do studia przyniesiono syntezator, kolegom wydawało się, że jest doskonale nastrojony. A on posłuchał i mówi: "Nie do końca". Pokręcił gałkami - i chłopakom gały wyszły na wierzch. Dlatego dużo rzeczy nam podpowiadał - a my słuchaliśmy uważnie, bo wiedzieliśmy, że zna się na rzeczy i warto wykorzystać jego doświadczenie.

- Matt postawił w warstwie rytmicznej na ciężki dubstep.

- Może ktoś nam zarzuci, że idziemy z modą. Ale co tam! Nawet sama Madonna czy Lady Gaga teraz po niego sięgają. Nam to po prostu pasowało. Podkreśla siłę, czasem mroczny nastrój, dodaje energii. A przede wszystkim ilustrujemy nim moc płynącą z regionu. Ale jest tutaj też trochę innych brzmień - nawet jak ktoś będzie chciał, to i rocka znajdzie. To taki misz- -masz, dla każdego coś miłego. Dlatego na naszym forum fani piszą nie o jednym kawałku, ale o wszystkich nagraniach z płyty.

- Mimo że śpiewasz gwarą, to teksty są jak najbardziej zrozumiałe. Jak Ci się to udało?

- Oczywiście, mógłbym polecieć tak, żeby nikt nie wiedział, o co chodzi. Nasza góralska gwara jest jednak najbardziej przejrzysta ze wszystkich lokalnych gwar w Polsce. Poza tym śpiewałem specjalnie w taki sposób, żeby wszystko było dla każdego jasne. Te podhalańskie zaśpiewy są tutaj bardzo ważne. Może kiedyś zrobimy coś takiego popowego - jak Sebastian w Zakopowerze - ale jeszcze nie teraz.

- Jak publiczność reaguje na Waszą skoczną muzykę?

- Zagraliśmy dużo koncertów przed wydaniem płyty - bo aż dwadzieścia. Nikt nie znał więc naszej muzyki, a byliśmy miło zaskoczeni przyjęciem. Dwa tygodnie temu graliśmy w Proszowicach - i był prawdziwy szał. Jak jest bis po występie, to znaczy, że koncert był dobry, a tam ludzie wymusili na nas aż trzy bisy! Zawsze świetnie nas przyjmują na Śląsku, tam się jeździ na pewniaka. Poza tym włączyliśmy do repertuaru "W murowanej piwnicy" po to, aby właśnie rozruszać ludzi na występach. Bo czasem jest tak, że gramy, widzowie się kiwają, ale gdy łupniemy "W murowanej" - od razu zaczyna się inny koncert. Bo wszyscy znają tę melodię.
- A jak w Zakopanem przyjmują Waszą eklektyczną muzykę?

- Nie usłyszałem na razie ani jednego złego słowa o Future Folk. Niedawno graliśmy tam pierwszy koncert - i do klubu na pięćset osób przyszło aż siedemset! Przyszedł tata z mamą, choć nigdy wcześniej nie byli na takiej imprezie. Wiadomo - dla nich ta elektronika jest trochę odstraszająca. Dowiedziałem się jednak po koncercie, że ojciec powiedział: "Jak się ruszają, to jest dobrze". (śmiech)

Rozmawiał PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski