MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To wina Ola!

Redakcja
Gaba wymyśla swoją nową autorską płytę Fot. Mystic
Gaba wymyśla swoją nową autorską płytę Fot. Mystic
Rozmowa z GABĄ KULKĄ, która wystąpi 27 maja o godz. 19 w krakowskim Teatrze Groteska

Gaba wymyśla swoją nową autorską płytę Fot. Mystic

- Podobno właśnie wędrujesz po świecie z koncertami.

- W tej chwili kończę pobyt w Tajpej, gdzie gościnnie pomagam młodym ludziom w próbach pisania i nagrywania piosenek. W teorii są to wykłady, ale tak naprawdę dzielę się po prostu swoim doświadczeniem. Gram też kilka solowych koncertów - tajwańska scena muzyczna jest bardzo nastawiona na mainstream i cukierkowy pop. Alternatywy tu prawie nie ma, jest to bardzo ciekawa sytuacja. W związku z tym jestem postrzegana jako bardzo awangardowa - usiłuję przekuć to w coś pozytywnego i dać studentom świadomość, że nie ma "jednej właściwej" muzycznej drogi.

- Kiedy rozmawialiśmy w zeszłym roku, mówiłaś, że chcesz odłożyć wszystkie poboczne projekty na bok i zrobić własną nową płytę. Dlaczego tak się nie stało?

- To wina Ola Walickiego! Jest zdecydowanie zbyt utalentowany, zbyt muzycznie ciekawy i zbyt sympatyczny. Kiedy początkowo pracowaliśmy nad materiałem, który ostatecznie trafił na płytę The Saintbox, miał to być projekt tylko koncertowy, zrobiony specjalnie z myślą o Jazz Jantar 2010. Jednak bardzo prędko zdaliśmy sobie sprawę z tego, że jesteśmy tak zadowoleni z powstałej muzyki, że trzeba ją bardzo solidnie nagrać i wydać. Tak się stało i 2012 stał się rokiem Saintboxa. Płyta solowa poczeka do 2013 roku.

- Czy zaproszenie ze strony Ola Walickiego było dla Ciebie zaskoczeniem?

- Samo zaproszenie nie było zaskoczeniem, bo takie rzeczy się zdarzają. Ale to, że realizacja była tak pozytywna, tak nieśpieszna i tak satysfakcjonująca - było miłą niespodzianką. Chyba nigdy jeszcze nie pracowałam w sposób tak pozbawionym stresu, ciśnienia i problemów z czyimkolwiek ego projekcie.

- Współpraca z muzykiem znanym ze swej ogromnej pasji do improwizowania było dla Ciebie chyba zupełnie nowym wyzwaniem.

- Wyzwaniem na pewno. Z początku bardzo onieśmielające, może nawet trochę frustrujące - bo improwizacja zdecydowanie nie jest moją mocną stroną. Wiele się nauczyłam - nie o improwizacji, ale o tym, by nie pozwolić sobie na paraliż i nieśmiałość, kiedy staję w obliczu cudzych wspaniałych umiejętności. Musiałam się przemóc i wytłumaczyć sobie, że tak jest OK, nie muszę być orłem we wszystkich możliwych dziedzinach. Niezwykle ciepła osobowość Ola na pewno to też ułatwiła.

- Czym się inspirowałaś, pisząc teksty do piosenek?

- Czasem dość obficie korzystałam z faktu, że mamy tę pierwszą wytyczną: temat duchowości w szerokim rozumieniu tego słowa. Jest parę utworów, które mocno są osadzone w tym temacie, takie jak "Eulalia" czy otwierający płytę "Fiolet". Ale inne odeszły daleko od problematyki sacrum.

- W nagraniach z albumu jazz miesza się z folkiem i klasyką, ale całość ma zdecydowanie psychodeliczny ton. To zasługa producenta - Marcina Borsa?

- Brzmienie albumu jest zasługą wszystkich, którzy brali udział w jego realizacji. Przede wszystkim Ola Walickiego, który jest autorem 90 procent wszystkich nut, jakie słychać na płycie, ale też w ogromnej mierze Marcina, który nasze pomysły pięknie przetłumaczył na język płyty długogrającej. Jego ingerencje czasem były zdecydowane, a czasem bardzo delikatne, ale skleiły tę płytę, nadały sensowny, spójny ton surowym dość dźwiękom, jakie przywieźliśmy ze sobą do studia. Dla mnie różnica jest olbrzymia, ale nie jest to coś, na co większość osób zwróciłaby świadomą uwagę. Marcin "uruchomił" nasze dźwięki, złożył je w działającą, naoliwioną maszynę.
- Mimo pewnej amorficzności kompozycji z płyty, większość z nich ma niemal klasyczną formę piosenki. To Twoja osoba wprowadziła tę dyscyplinę do rozbuchanej muzyki Walickiego?

- Zdecydowanie nie. Kompozycje Ola mają taki właśnie charakter - wprowadzają abstrakcyjne i czasem dość surrealistyczne muzycznie elementy w formy, które w gruncie rzeczy nie są maksymalnie skomplikowane. Nad konstrukcją piosenek niejednokrotnie pracowaliśmy wspólnie, ale z naszej dwójki to Olo ma silniejsze poczucie uporządkowania muzycznego.

- Wracasz do Krakowa, aby zaśpiewać w Teatrze Groteska. Co zaprezentujesz tym razem?

- Będzie to kameralny, solowy koncert - czyli coś, co bardzo lubię i robię chętnie. Zaśpiewam w większości swoje autorskie piosenki.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski