Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie tancerki w przedmiotach

BOK
Miałam tyle miejsca w swoim warszawskim mieszkaniu, że mogłam przeprowadzać próby - śmieje się Krystyna Mazurówna, rok 1966 Fot. archiwum artystki
Miałam tyle miejsca w swoim warszawskim mieszkaniu, że mogłam przeprowadzać próby - śmieje się Krystyna Mazurówna, rok 1966 Fot. archiwum artystki
- Towarzyszowi Wiesławowi nie spodobał się mój taniec. Powiedział, że jakieś to takie nowoczesne i zbyt rozerotyzowane. A ja myślę: "Jaka mam być! Czy to moja wina, że mi piersi w czarnym body sterczą?" - śmieje się Krystyna Mazurówna.

Miałam tyle miejsca w swoim warszawskim mieszkaniu, że mogłam przeprowadzać próby - śmieje się Krystyna Mazurówna, rok 1966 Fot. archiwum artystki

Gdy na scenie osiągnęła już wszystko, co mogła w Polsce Ludowej, wyskoczyła w świat. W Paryżu zaczynała od zera, za jedyny kapitał mając nogi. I znów sukces! Bo KRYSTYNIE MAZURÓWNIE wszystko wychodzi. Podobno...

Zadzwoniłem do niej spod paryskiego Moulin Rouge. Odebrał rozświergotany głos: "Wywiad? Oczywiście! O ile zda pan test na inteligencję, który zaraz podyktuję". Tu następowało tłumaczenie drogi do jej mieszkania leżącego w pobliżu ulicy i alei o tej samej nazwie. Test nie okazał się trudny - na mapie Paryża jest tylko jedno takie skrzyżowanie!

Stolik w kształcie psa Pluto

Wita mnie uśmiechnięta mała kobietka. Artystyczna dusza ukrywa się w kolorowych włosach, ściętych asymetrycznie. - Zapraszam do wycieczki w moje życie. Sama się śmieję, że to mieszkanie jest jak przedział pociągu. A ja wciąż w podróży - żartuje Krystyna Mazurówna.


Wyglądała jak siostra najsłynniejszej modelki lat 60. – Twiggy

Za długim korytarzem, gdzie stoją niekompletne manekiny sklepowe wystrojone w boa z piór, kryje się salon. A tam - pop-art niemal wprost z wystawy designu! Stolik w kształcie psa Pluto i czerwona - jak szminka na ustach właścicielki - kanapa. Zresztą, w kształcie ust. - Mój przyjaciel, reżyser Jurek Gruza, mawia zawsze: "Krysia! Ludzie po 10 euro płacą, żeby takie rzeczy w muzeach oglądać. Ty powinnaś brać po 5 euro, a miałabyś tylu chętnych, że opędzić byś się nie mogła" - śmieje się Mazurówna.

I wspomina, że w Polsce miała największe mieszkanie na Starówce, przy Piwnej w Warszawie. Trójpoziomowe, przerobione ze strychu. I najlepsze ciuchy wprost z Zachodu. Na tańcu wspinała się do dobrobytu i "małej stabilizacji". Wbrew pozorom droga wcale nie była długa, wyboista.

Po ukończeniu warszawskiej szkoły baletowej dostała etat w stołecznej Operze i Teatrze Wielkim. - Wtedy taki etat był marzeniem każdej tancerki. Niejedna chciała mi oczy wydrapać - mówi Mazurówna.

Ale szybko jej się znudziło. Jak sama mówi, nie chciała być 29. czy 31. łabędziem w zespole. Ale wtedy miała już sporo sukcesów na koncie. Szła przez życie zawodowe u boku wybitnych tancerzy, Witolda Grucy i Stanisława Szymańskiego. Tak naprawdę mogła siedzieć w Teatrze Wielkim i doczekać emerytury. Ale wtedy z Francji przyszło zaproszenie: stypendium w Paryżu - trzy tygodnie nauki tańca współczesnego. Spojrzała w zupełnie inną twarz scenicznego ruchu. Wiedziała, że po powrocie do kraju musi na nowo stawiać kroki na parkiecie. I wiedziała, że nie zrobi tego w Teatrze Wielkim. A to był początek lat 60., szara Polska Ludowa. I Krystyna Mazurówna, która założyła swój zespół tańca współczesnego. Wtedy z grona młodych tancerzy wyrwała Gerarda Wilka. Nikt nie wróżył mu kariery. Mówiono, że ma za mocne rysy, zbyt kanciaste ruchy jak na baletmistrza. Ale na tancerza współczesnego był jak znalazł. To z nim Mazurówna występowała w teledysku Piotra Szczepanika "Kochać".
- Po jednej z naszych imprez zadzwonił telefon. Ludzie z telewizji. Przypominają, że dziś mamy nagranie. U Szczepanika. A my z Wilkiem leżymy, mając jeszcze w głowie szumiące wspomnienia wieczoru. Nocował wtedy u mnie, ale jak przyjaciel. Zapomnieliśmy całkiem! Ubieraliśmy się i rozgrzewali w taksówce. W ostatniej chwili wpadliśmy do studia - śmieje się.


Mazurówna, rok 1966

Plotkowano o nich. Byli jedną z modnych par warszawskiego światka artystycznego. Mówiono: "Nie na darmo akurat we dwoje występują przy najbardziej romantycznej piosence naszych czasów". - Łączyło nas wiele: przyjaźń i słabość do rosłych, przystojnych brunetów - kwituje Mazurówna.

Kanapa w kształcie czerwonych ust

Nie miała jeszcze dwudziestu lat, gdy znany krytyk filmowy, Zygmunt Kałużyński, powiedział jej: "W tym kraju interesujących mężczyzn jest tylko trzech: Toeplitz, Mrożek i Kisielewski".

- Pomyślałam tak: z Toeplitzem już byłam, Mrożka przetestowałam, jeszcze mi ten Kisielewski został. Tylko ja głupia siksa byłam i nie wiedziałam, że to o starego Kisiela chodziło, a nie o Wacka, pianistę - śmieje się Mazurówna.

Cóż, życie prywatne miała bujne, jeszcze przed "młodym Kisielewskim". Reżyser Jerzy Gruza opowiadał kiedyś, że gdy ją poznał pod filarem na placu Konstytucji, miała krótką spódniczkę i kolorowe skarpetki. Wyglądała jak siostra Twiggy, najsłynniejszej modelki lat 60. Nic dziwnego, że postanowił ją poderwać. Nawet zdobył numer. Potem chwalił się, jaką spotkał "lalę", Krzysztofowi Teodorowi Toeplitzowi. Ten patrzy na numer i mówi "To mój telefon! Ja się z tą lalą ożenię".

Choć owocem tego związku jest syn, Kasper Teodor, kompozytor, nie pobrali się. Mazurówna kwituje krótko: "różnica charakterów". Zmienił jej imię na "bardziej dumnie brzmiące" . Miała być Katarzyną Toeplitz. Chciał ją widzieć w kostiumach Chanel. Nie wytrzymała.
Potem małżeństwo ("zupełnie nieistotne" - zaznacza w jednym zdaniu), wreszcie pianista Wacław Kisielewski, ze słynnego duetu Marek i Wacek. Razem z nimi i ośmioletnim Kasprem w listopadzie 1968 roku odleciała do Paryża. - Cudny był, lecz nie dla mnie. Ja mu szczęścia dać nie mogłam -wspomina.

Gdy założyła grupę tańca Fantom, z programem etiud baletowych, pojechali do Pragi na międzynarodowy festiwal jazzowy. I sukces! Zdobyli pierwszą nagrodę. Były kontrakty, zachwyty, obietnice występów na Zachodzie. Gdy wszystko było przygotowane - odebrano im paszporty. Mazurówna do dziś nie wie, za co. Podobno starsi koledzy donieśli, że nie wiadomo, co "nawyczyniają tacy młodzi, bez doświadczenia, pozycji, a przede wszystkim ideologicznego przygotowania". Jeszcze zechcą zostać.


Na zdjęciu z lewej: _Mazurówna z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem_

Ale ona wiedziała już wcześniej , że tu nie ma dla niej miejsca. Co prawda tańczyli sporo, występowała przecież zarówno w telewizji czy w Syrenie, jak i na dożynkach czy w halach fabryk. - Czułam, że nic w Polsce więcej nie osiągnę, że krzywo patrzą na taką, co to się jej zamarzył prywatny zespół tańca, i to jeszcze takiego, "zachodniego". Wszechwładny w tamtym czasie w świecie rozrywki prezes telewizji Włodzimierz Sokorski wciąż mi powtarzał: "Mamy tyle pięknych polskich tańców ludowych. Dlaczego pani się nimi nie zajmie?" - mówi Mazurówna.

Raz zaprosili ją na występ, na bankiet partyjny, gdzie był sam Władysław Gomułka. Przed nią występuje kwartet smyczkowy i jakaś para tańca ludowego. Jedno gorsze od drugiego. Pogubione nuty i ruchy. Stali po wypłatę honorarium. Słyszy, jak kwartet się cieszy, że dostał więcej, niż powinien, para od tańców ludowych tak samo. Staje ona i... nic! - Jak to nic?! - krzyczę. A tu mi mówi ktoś z organizacji: "Wie pani, towarzysz Wiesław nie był zadowolony z pani występu, więc powiedział, że pani nie płacimy, bo to jakieś takie nowoczesne i zbyt rozerotyzowane. Jakoś to pani uregulujemy". A ja myślę: "Jaka mam być! Czy to moja wina, że mi piersi w czarnym body odstają?" - śmieje się.

W końcu zabrali jej zespół. Powiedzieli, że tancerze idą na etaty państwowe albo do wojska. Nie chciała im zwichnąć karier. Zaprosiła do swojego mieszkania na wielką imprezę, powiedziała "Bierzcie, co chcecie! I bawmy się!". Zastanawiała się, co włożyć do walizki - mogła zabrać tylko 20 kg bagażu. Wzięła więc pamiątki i prywatne listy. Wyszło... 15 kg! Pieniędzy nie można było wywozić, ale pewien dyplomata zaoferował przekazanie gotówki przez ambasadę. Z 1200 dolarów wpłaconych w Warszawie odebrała w Paryżu tysiąc. Nie awanturowała się - usługa musi kosztować.

Kolorowy wózek na alkohole

Nikt tu na nią nie czekał. Wegetowali we czwórkę - z małym Kasprem, Markiem i Wackiem. Duet czasem występował, choć młodego Kisielewskiego bardziej od gry na pianinie podobno interesował hazard. Ona musiała zadbać o codzienność. Stawała w kolejce do kasy teatru, i pojedynczymi słowami mówiła "Ja Polka, tancerka, szukać,". Kasjerki nic. Nim zrozumiała, że tu obowiązują castingi, minęło trochę czasu. Gdy Victor Upshow szukał dziewczyny, przyszła z ulicy. Choć wtedy nie miał dla niej miejsca, w końcu ją zaangażował. I otworzył jej drogę do paryskich sfer tańca. Dzięki tanecznym występom poznała Arystotelesa Onassisa. Spodziewała się, że po występie będzie szampan i ostrygi. A on zaproponował... wodę. - Przy takiej oszczędności nie dziwię się, że został miliarderem - żartuje Mazurówna.

Tańczyła też w słynnej rewii Bambino, gdzie przygotowano spektakl dla wracającej na scenę Josephine Baker, blisko 70-letniej! Podobno tryskała energią, znów tańczyła obwieszona bananami - jak za młodu, gdy stała się sensacją Paryża. Słynna premiera była sukcesem, na stojąco oklaskiwała występ Grace Kelly. Ale tej nocy Baker zmarła. A Mazurówna znów była bez pracy, więc poszła na casting do słynnego Casino de Paris. Chciała tańczyć jako jedna z zespołu, przyjęto ją jako... solistkę! Tańczyła sześć lat. Znów się znudziła, więc - powtórka z rozrywki - stworzyła własny zespół. I pewnie tańczyłaby do teraz, gdyby nie występ w telewizji niemieckiej. Hanna Schygulla, znana nad Renem aktorka, która przyznaje się do polskiego pochodzenia, przyszła z entuzjazmem do garderoby: "Która to Polka Krystyna? Widziałam wasz występ, ty jeszcze świetnie tańczysz". Nie usłyszała nic innego tylko "jeszcze". - Nie można tańczyć "jeszcze" świetnie. Albo znakomicie, albo już wcale. Nie ma nic pośrodku - mówi Mazurówna.

Ale w tym czasie została choreografką we własnej grupie tanecznej, a nawet... inwestorką na rynku nieruchomości.

W jej mieszkaniu trudno nie zauważyć pomalowanego wózka dziecięcego. Najpierw służył rodzinie (poza Kasprem ma jeszcze syna, Baltazara Bluteau, gitarzystę jazzowego, i córkę Ernestynę Bluteau, pianistkę i akompaniatorkę). Potem był rekwizytem w jednym z programów, dziś pełni już w salonie funkcję barku. - Przyjaciółka twierdzi, że ten wózek jest jak całe to moje życie. Najpierw byłam matką, potem artystką, teraz został mi już tylko alkoholizm - śmieje się.

Łukasz Gazur

Krystyna Mazurówna jest jurorką w nowym programie "Tylko taniec", który od soboty można będzie oglądać o godz. 20 w Polsacie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski