Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ze stadionów do mafii

Redakcja
Fot. Michał Klag
Fot. Michał Klag
W ciągu ostatnich miesięcy w całym kraju zarzuty o udział w przestępczości zorganizowanej usłyszało ponad 200 osób związanych ze środowiskami pseudokibiców. Za handel narkotykami, odkażanym alkoholem, ściąganie haraczy, za rozboje i zabójstwa.

Fot. Michał Klag

- Najpierw robi się interesy, później walczy się na sprzęt. Interesy zawsze biorą górę - mówi Marcin, kibic Wisły z drugiego szeregu, zadymiarz.

Sprzęt to zwykle: nóż, maczeta, tasak i siekiera. Interesy są wszędzie takie same - handel prochami, kontrabandą, włamy. W ubiegłym tygodniu krakowska policja rozbiła gang rekrutujący się m.in. z szalikowców Białej Gwiazdy, którzy rozprowadzali narkotyki wśród kolegów na wiślackim stadionie. Bywa jednak, że interesy robią nawet najbardziej zaciekli wrogowie.

Krakowscy pseudokibice jako pierwsi w Polsce okryli się ponurą sławą nożowników. Zaczął "Jude gang", bojówka Cracovii. Ale na rewanż Sharksów - gangu Wisły - nie trzeba było długo czekać. W latach 90. prawie każdy mecz na stadionach po przeciwnych stronach Błoń kończył się zadymą. Rachunki wyrównywano na osiedlach. W innych miastach było podobnie, tyle że tam kibice zawierali nieformalne porozumienia, że bójki - owszem, ale bez noży i tasaków. Na ustawkach, czyli umawianych walkach, w przeciwieństwie do stadionowych potyczek, miały obowiązywać zasady. Ekipy spotykały się w ustronnym miejscu. Ustalały wcześniej liczbę osób biorących udział w bójce oraz czas jej trwania. Walka miała być honorowa: na gołe pięści, bez sprzętu. W Krakowie czystej walki nie było. Niby umawiali sześciu na sześciu, ale jak przychodziło do walki, to zza krzaków wyskakiwało kolejnych pięciu.

Później zaczęły się wjazdy. Ekipa wpadała z zaskoczenia na osiedle rywali i szukała wrogów. Przykłady: Czerwiec 2003. 17-latek pobity śmiertelnie w Nowej Hucie. Wracał z dyskoteki, zapytano go, gdzie mieszka. Odpowiedział - osiedle Na Lotnisku. To osiedle opanowane przez Wisłę. Bili kibice Cracovii. Sierpień 2003. 23-letni Filip ginie na nowohuckim osiedlu Strusia, bo znów źle odpowiada na pytanie, komu kibicuje. Wrzesień 2003, osiedle Kalinowe. Kamil, 19-letni student AGH, dostaje cios siekierą i kilka pchnięć nożem. Biją kibice Cracovii, którzy chcą się zemścić za wcześniejszy wjazd wiślaków na "swój" teren. Nie ma znaczenia, że Kamil nie interesuje się piłką. Październik 2004, osiedle Dąbie, ul. Szafera. 17-letni Paweł, ps. Fujin, wiślak, ginie od ciosów nożem na ławce pod blokiem, w którym mieszka.

Kilka tygodni wcześniej jego grupa zaatakowała nożami kibica Cracovii. To zemsta. Maj 2005. Pięciu wiślaków rusza na osiedle Albertyńskie, żeby "upolować jakiegoś Żyda". Spotykają 18-letniego chłopaka, który przyjechał z Niemiec w odwiedziny do ojca. Atakują nożem. Śmiertelny cios zadaje rówieśnik ofiary. I tak dalej, aż do dzisiaj.

W tym czasie bojówki zaczęły wchodzić w przestępcze interesy. Młodzi wojownicy początkowo byli narybkiem dla "ludzi z miasta". Chcieli brać z nich przykład, nobilitowało ich, gdy gangsterzy zatrudniali ich w charakterze ochroniarzy, wykorzystywali do przestępczych porachunków. Później sami pseudokibice zaczęli tworzyć własne grupy.

- Stadion to narybek. Nie tak wprost, że ktoś podchodzi i werbuje. Ale jak jest grupa podporządkowana, w której kilka setek jest gotowych do skrzyknięcia, to zawsze można z niej coś wyłowić. Stopniowe przekształcanie się bojówek w gangi - to ostatnie 10 lat. Na stadionie to było wyraźnie widać. Czasem nie dało się wprost powiedzieć, ale pewne rzeczy były niemal oczywiste. Wiadomo było: kto, jak, gdzie i z kim. Tylko policja długo tego nie zauważała - mówi były działacz jednego z krakowskich klubów.
Policja przyznaje: - Rzeczywiście, problem przestępczości wśród pseudokibiców zbyt długo postrzegany był wyłącznie w kategorii chuligańskich wybryków: - zadym, bójek, ustawek - mówi policjant z krakowskiego CBŚ. - Pierwsze niepokojące sygnały pojawiły się, kiedy krakowskie grupy zaczęły używać niebezpiecznych narzędzi i popularne stało się "dziobanie" po pośladkach i po udach - do pierwszej krwi. Kiedy małe noże zastąpiono większymi narzędziami, wiedzieliśmy, że to już nie są żarty. Tym bardziej że pokrzywdzeni nie chcieli zeznawać i często mówili "zraniłem się sam". Wciąż były to jednak porachunki między pseudokibicami. Teraz już nie ma wątpliwości, że to zwyczajna bandytka i trzeba z nimi walczyć takimi samymi metodami, jak z każdą inną przestępczością zorganizowaną.

Kluby też stosowały różne taktyki. Większość udawała, że nie widzi problemu, inne szły na układy z kibolami, tylko nieliczne zdecydowały się na walkę.

- Jedyne, co może zrobić klub w takiej sytuacji, to zbudować mur i nie wpuszczać za niego bandyty. Bo to tak, jakby zaprosić go do własnego domu. Spoufalanie się jest niebezpieczne w dłuższej perspektywie. Na szczęście jeszcze kilka lat temu wyraźnych roszczeń z ich strony nie było - mówi były działacz Cracovii.

Pojawiły się jednak w Wiśle. Jerzy Jurczyński, były wiceprezes Białej Gwiazdy, w październiku 2006 r. ujawnił w mediach, że pracownicy klubu są szantażowani przez stadionowych bojówkarzy. "Przekazywaliśmy tym osobom 150 wejściówek na każdy mecz, które były potem sprzedawane po kilkadziesiąt złotych w okresie, gdy obowiązywał nas zakaz sprzedaży biletów" - mówił. Dlaczego? "Dla świętego spokoju, dla własnego bezpieczeństwa. Cały czas ulega się szantażowi".

Mówił też o próbach wymuszenia biletów na zagraniczne wyjazdy i o haraczu. "Pewne osoby chciały wprowadzić do klubu własnych przedstawicieli, twierdząc, że są niezadowoleni z obecnej firmy cateringowej. Traktujemy to jako próbę wymuszenia, a takich zjawisk nikt już więcej nie będzie akceptował. Jestem przerażony faktem, że na naszym stadionie istnieje grupa, która zastrasza ludzi chcących wspierać Wisłę w trakcie meczu. Zrobimy wszystko, by takie sytuacje nie miały miejsca. Do tej pory ulegaliśmy pewnym groźbom. To była praca pod presją. Chcieliśmy uniknąć sytuacji, w których owa grupa zrobi coś, co może spowodować walkower czy jakiekolwiek inne sytuacje szkodliwe dla Wisły. Postanowiliśmy jednak, że nie będzie więcej darmowych wejściówek dla wybranych. Koniec rozmów z ludźmi, którzy twierdzą, że w razie odmowy dojdzie do zadymy czy innych wydarzeń" - zapewniał. Wcześniej jednak on sam wychwalał inicjatywę rekrutowania stewardów spośród chuliganów. Pilnowanie przez nich porządku na stadionie szybko zostało skompromitowane, gdy pobili jednego z niesfornych kibiców.

Jak zakończyła się wojna Wisły z kibolami? Niespełna trzy miesiące po jej ogłoszeniu Jurczyński pożegnał się z posadą wiceprezesa, a wkrótce potem z samym klubem. Potem wszystko ucichło. Klub poszedł na ustępstwa czy pozbawił przywilejów?
- Nie wiemy - przyznaje policjant z krakowskiego CBŚ. - Myślę, że każdy klub stara się zatrzymać kibiców i pewne rzeczy z nimi ustala. Za bezpieczeństwo na stadionie odpowiedzialny jest organizator, który w pewnym momencie stawia sobie pytanie: czy warto ponosić wysokie koszty zatrudnienia firmy ochroniarskiej, a i tak mieć kłopoty, czy lepiej odpuścić kibicom, żeby pilnowali porządku. Tak kupuje się spokój na stadionie. Najbardziej wyraźnie było to widać na Lechu Poznań.

Kibice tego klubu przez ostatnie lata zachowywali się na stadionie wzorowo. Zdyscyplinowani, świetnie zorganizowani, słynęli w Polsce z doskonałej oprawy meczowej. Sami pilnowali porządku, czuli się tam niemal gospodarzami. Władze klubu szczyciły się, że to wynik porozumienia zawartego z kibicami reprezentowanymi przez stowarzyszenie Wiara Lecha. Jednak niedawno wyszło na jaw, że ta symbioza nie była za darmo. Kibice dostają dofinansowanie z klubu na oprawę meczową, handlują gadżetami i przede wszystkim ich lider dostał - na wyłączność - koncesję na catering na stadionie. Nie miało znaczenia, że "Litar", szef stowarzyszenia WL, w przeszłości miał zakaz stadionowy i wyrok za bójkę. Ani też to, że jesienią ub. roku na meczu reprezentacji Polski poturbował rodzinę z dziećmi, która przyszła kibicować w narodowych barwach. Wciąż był partnerem do rozmów o polityce klubu, był nawet przyjmowany przez prezydenta Poznania.

Afera wybuchła dopiero w lutym, gdy CBŚ trafił na trop narkotykowego gangu w Poznaniu. Zatrzymano 16 osób, w tym pięciu znanych poznańskich kibiców spod szyldu Wiary Lecha. A w ich mieszkaniach: marihuanę, kokainę, ekstazy, filmy z ustawek i "sprzęt", czyli noże, maczety, pistolet i pałki. Według policji, tworzyli zorganizowaną grupę przestępczą, którą sami założyli.

Odmienny sposób relacji z kibicami wybrała Legia. - To był właściwie jedyny klub w Polsce, który dawał własnym kibicom zakazy stadionowe, przewidziane w ustawie o imprezach masowych - mówią policjanci.

Walka trwała trzy lata. Oprócz stadionowych zakazów, klub odmówił też organizacji wyjazdów grup swoich kibiców. Ale oni i tak jeździli. Przyjęli zasadę: wejdą, zrobią zadymę, tylko po, żeby ukarać klub - zamknięciem stadionu lub sankcjami nałożonymi przez Ekstraklasę. Byli wpuszczani na gościnne stadiony, choć nie powinni, bo klub nie autoryzował tych wyjazdów. Kupowali bilety, bo stanowili sporą siłę finansową dla organizatorów meczu.

W tym czasie na Legii pustoszały trybuny, atmosfera była katastrofalna. Spadały przychody z biletów, reklam, sponsorów. O końcu wojny zdecydował rachunek ekonomiczny. Nowy, wybudowany stadion trzeba było kimś zapełnić. Klub wycofał się z zakazów. Kibole mogli ogłosić zwycięstwo. Policja wypowiedziała wojnę pseudokibicom w lutym, niedługo po brutalnym zabójstwie Tomasza C. ps. "Człowiek", jednego z liderów Cracovii na krakowskim Kurdwanowie. Według świadków napad na niego przypominał mafijną egzekucję. Srebrne audi, którym jechał ul. Wysłouchów, zostało zepchnięte przez rozpędzonego jeepa. Zaatakowany przyśpieszył, ale stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w osiedlową cukiernię. Dalej próbował uciekać pieszo. Wtedy ruszyło za nim kilkunastu zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn. Dopadli go w kabinie śmieciarki, gdzie chciał się schronić. Zginął od kilku ciosów. Do dzisiaj w tej sprawie zatrzymano 11 podejrzanych. Wszyscy uchodzą za aktywnych członków jednej z bojówek Wisły. Odgrywali w niej role zaufanych "żołnierzy". Czuli się już tak bezkarni, że zaatakowali w biały dzień, na oczach przerażonych przechodniów. To miała być kolejna odsłona "świętej wojny".
W ciągu ostatnich miesięcy w całym kraju zarzuty o udział w przestępczości zorganizowanej usłyszało ponad 200 osób związanych ze środowiskami pseudokibiców. Za handel narkotykami, odkażanym alkoholem, ściąganie haraczy, za rozboje i zabójstwa. Policyjna ofensywa ma oczywiście związek ze zbliżającymi się mistrzostwami Europy w piłce nożnej. W komendzie głównej wreszcie zauważono, że pseudokibice to już nie zwykła chuliganeria. We wszystkich komendach wojewódzkich powstały specgrupy złożone z funkcjonariuszy CBŚ i wydziałów kryminalnych do ich śledzenia.

Do ofensywy przystąpił także rząd, zamykając kilka stadionów, co wywołało protest, nie tylko wśród kibiców. Przeciwnicy mówią o zastosowaniu odpowiedzialności zbiorowej, zagraniu rządu pod publiczkę. Ale są też inne głosy.

- To posunięcie bardzo ostre, ale może okazać się skuteczne. Bo klub ma motywację, żeby naciskać na kiboli, by ich ucywilizować. Przekaz powinien być jasny: robisz zadymę na osiedlu, twój klub ucierpi. To może być skuteczny straszak, nie tylko dlatego, że oni czują miętę do stadionu. Wielu na pewno się zastanowi, mając perspektywę meczu przy pustych trybunach. Gdzie handel narkotykami, gdzie się spotkam z kumplami, jakie straty z darmowych wejściówek? - mówi jeden z krakowskich działaczy sportowych.

Ewa Kopcik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski