Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Broń się sam

Redakcja
Policjanci przeprowadzają czynności śledcze po napadzie na bank w Nowej Hucie w 2009 roku Fot. Grzegorz Ziemiański
Policjanci przeprowadzają czynności śledcze po napadzie na bank w Nowej Hucie w 2009 roku Fot. Grzegorz Ziemiański
Mniej patroli na ulicach, mniej pieniędzy na policję. Tymczasem ze statystyk wynika, że przestępczość spada, a skuteczność stróżów prawa rośnie. Cud kryminalistyczny?

Policjanci przeprowadzają czynności śledcze po napadzie na bank w Nowej Hucie w 2009 roku Fot. Grzegorz Ziemiański

Państwo - próba diagnozy

W ciągu ostatnich czterech lat liczba przestępstw kryminalnych w Polsce zmniejszyła się o ponad 15 tys. ... wynika ze statystyk Komendy Głównej Policji. W ubiegłym roku wprawdzie było ich nieco więcej niż rok wcześniej, ale w kategoriach tzw. szczególnie uciążliwych społecznie odnotowano spadki. Zabójstw i usiłowań pozbawienia życia było mniej o 2,5 proc., rozbojów o 2.6 proc., a pobić aż o 9 proc. Spadła też wyraźnie liczba gwałtów - o 11 proc. Wzrosła za to przestępczość narkotykowa i gospodarcza, ale policja ujawnia coraz więcej przestępstw. Obraz psuje tylko wzrost kradzieży z włamaniem - o 9,1 proc. Czujemy się bezpieczniej?

Klatka schodowa jednego z bloków na krakowskim osiedlu Ruczaj. Zdewastowane i otwarte skrzynki na listy, ściany dokładnie pokryte wulgarnymi napisami, w piwnicy - odchody, walające się po podłodze niedopałki papierosów, wyłamany zamek wejściowych drzwi do budynku. Mieszkańcy boją się wychodzić ze swoich mieszkań, jednak nie ze względu na ten brud i bałagan.

- Naszą klatkę schodową upatrzyli sobie na miejsce spotkań młodociani chuligani z dzielnicy. Przychodzą do syna jednej z sąsiadek i do późnej nocy wystają pod drzwiami - skarży się jedna z mieszkanek bloku, która prosi o zachowanie swojego nazwiska do wiadomości redakcji, bo boi się zemsty wandali. - Piją alkohol, palą narkotyki, dewastują nam klatkę schodową, włamują się do piwnic. Zaczepiają i wyzywają mieszkańców.

Jeden z lokatorów parę miesięcy temu zareagował. Zwrócił uwagę trzem podpitym młodzieńcom, żeby nie sikali wprost pod jego oknem. - Sp..., zanim ożenią ci kosę - usłyszał w odpowiedzi. Zadzwonił na policję. Patrol pojawił się po ok. 20 minutach, tyle że chuligani zdążyli już przenieść się gdzie indziej. Następnego dnia na drzwiach mieszkania pana Tomka pojawiły się pierwsze wulgarne napisy. Następnego dnia kolejne.

- Okazało się, że nie mogę liczyć na ich usunięcie przez administratora budynku, choć przecież działałem w jego interesie, reagując na naruszanie porządku. Mogłem co najwyżej sam sięgnąć po pędzel i farbę - opowiada.

Policja umorzyła dochodzenie w sprawie gróźb karalnych, bo sprawców nie udało się ustalić. Sąsiedzi pana Tomka otrzymali lekcję, że najlepiej siedzieć cicho. On sam z goryczą mówi: - Tak powstaje slums, tak rodzi się znieczulica.

W ostatnim swoim raporcie KGP chwali się, że od początku dekady wykrywalność przestępstw systematycznie rośnie, a w ub. roku osiągnęła 68,3 proc. Największa dotyczyła zabójstw - ponad 92 proc. W pobiciach niewiele gorzej - prawie 80 proc., w zgwałceniach ponad 80 proc. Sprawców rozbojów wykryto w ponad 66 proc. przypadków. Skuteczność ścigania najbardziej społecznie dolegliwych przestępstw, takich jak kradzieże i włamania, sięgała 26-28 proc. Czyli, że większości nie udaje się wykryć. Ale też jest sukces, bo wskaźniki pną się w górę.
Mniej różowy obraz pokazują statystyki Małopolski, która mieści się w górnej części tabel dotyczących wskaźników przestępstw w województwach. Największym problemem u nas są kradzieże (prawie połowa przestępstw kryminalnych), a ich liczba ciągle rośnie (o 746 w ub. roku). To pięta achillesowa policji, bo ich wykrywalność sięga zaledwie kilkunastu procent. Rośnie też liczba włamań (o kilkanaście procent w ub. roku) oraz rozbojów i wymuszeń. Tu wzrost jest największy i sięga prawie jednej czwartej. Najwięcej przestępstw popełnianych jest w Krakowie.

- Nie ma dnia, abyśmy nie zajmowali się tego typu sprawami. Bywa, że jest ich nawet kilka dziennie. Zwykle młode osoby napadają na starszych lub bezbronną młodzież - zauważają prokuratorzy.

Policyjne statystyki to potwierdzają: w ciągu ostatnich czterech lat liczba przestępstw nieletnich w Małopolsce niemal się podwoiła. Dominują rozboje i wymuszenia (42 proc. w ub. roku). Pocieszające jest jedynie to, że przestępcy znacznie rzadziej kradną samochody. W ub. roku zniknęło ich około tysiąca, czyli o prawie 250 mniej niż rok wcześniej.

W Krakowie dość często dochodzi do prawdziwych bitew na pięści i siekiery - mają już tradycję. W styczniu tego roku na krakowskim Kurdwanowie doszło do prawdziwej egzekucji, w której zginął jeden z przywódców szalikowców. W biały dzień, na oczach przerażonych mieszkańców.

- Bandy rozwydrzonych wyrostków paradują z nożami i maczetami po osiedlu. Może gdyby była jakaś reakcja, gdyby zabrano im te przedmioty, do tragedii by nie doszło - skarżyli się kilka dni później mieszkańcy Kurdwanowa.

- Codziennie policjanci zabierają tym ludziom maczety, noże i inne niebezpieczne narzędzia. Policyjne magazyny pełne są tego wszystkiego. Wielokrotnie także dzięki sygnałom od mieszkańców policjanci zapobiegli jakiejś bójce czy porachunkom. Policjanci, tak jak większość mieszkańców, uważają, że ktoś, kto siedzi na ławce w nocy z nożem lub maczetą, jest zagrożeniem. Ale prawo nie zabrania mieć przy sobie tych narzędzi. Jakiś czas temu pewnemu fanatykowi jednej z krakowskich drużyn piłkarskich oddaliśmy kilka maczet zabranych mu podczas nocnych patroli. Nie było podstaw prawnych, aby je zabrać na dobre - mówi mł. insp. Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji.

Brak lepszych wyników policja tłumaczy brakiem funkcjonariuszy. Dwa lata temu skończyła się tzw. służba kandydacka, w której młodzi mężczyźni odrabiali służbę wojskową. Z ulic zniknęło 200 policjantów. W krakowskiej komendzie miejskiej zaczęto robić przetasowania kadrowe, ludzi zza biurek wysyłać w teren, ale - jak przyznają sami policjanci - to za mało, aby działać skutecznie.

- W Krakowie praktycznie zniknęły już patrole piesze, znacznie dłużej czeka się też na interwencje. Działamy na zasadzie pogotowia ratunkowego, i to też wybiórczo, bo w pierwszej kolejności patrol wysyła się tam, gdzie jest większe zagrożenie. Co będzie, jeśli dyżurny źle oceni sytuację i zwykła awantura domowa przerodzi się w atak siekierą? Takie oszczędności nie wróżą niczego dobrego - alarmował w minionym roku Janusz Łabuz, przewodniczący NSZZ Policjantów w Małopolsce.
W latach 2009-2010 liczba mundurowych pod Wawelem zmniejszyła się o ponad 350. W komisariatach brakowało po ok. 20 funkcjonariuszy. Kłopoty kadrowe wiązały się z problemami budżetu i wprowadzeniem limitów przyjęć. W każdej komendzie wojewódzkiej, zgodnie z zarządzeniem komendanta głównego, zamrożono 4,5 proc. wakatów. W skali kraju oznaczało to ok. 5 tys. nieobsadzonych etatów i przeniesienie środków z funduszu osobowego na "rzeczówkę", czyli na utrzymanie jednostek. Pod koniec roku sytuacja się tylko nieco poprawiła - w całej Małopolsce przyjęto do służby 127 osób. Dla porównania: w 2007 - 527, w 2008 - 456, w 2009 - 219.

Kryzys dopadł policję w 2008 r., gdy rząd obciął jej budżet o 0,5 mld złotych. Poszukiwanie oszczędności zaczęło rodzić absurdy. Niektóre komendy wyznaczały dzienne limity przejazdu dla radiowozów - np. 15 km, z komisariatów znikały radia, w niektórych zostawiono tylko jeden telefon, z którego można było dodzwonić się na komórkę. Nie pomogło. W następny rok policja wkroczyła z gigantycznym długiem. W samej Małopolsce sięgał on ponad 23 mln zł. Były to rachunki wobec kontrahentów za wykonane już usługi. Budżet sztukowano m.in. blokadą wakatów i wstrzymaniem przyjęć do policji. Przy okazji stanowisko stracił gen. Henryk Tusiński, rządzący policyjnymi pieniędzmi. Tuż po tym, jak do mediów wyciekło nagranie z wewnętrznej narady kierownictwa policji, na której Tusiński mówił o zapaści finansowej swojej instytucji.

W całym kraju policja ma 103 309 etatów, ale nigdy nie udało się ich w 100 proc. wypełnić. Stan zatrudnienia w ub. roku to ponad 98 tys. funkcjonariuszy. Z oficjalnych danych wynika, że blisko 92 tys. pracowało w pierwszej linii, czyli 32,5 tys. w służbie kryminalnej i ponad 59,3 tys. w prewencji. Ale z tego trzeba odjąć 6 tys. mundurowych, bowiem tylu - jak twierdzi MSWiA - codziennie przebywa na L-4. Około 15,5 tys. stróżów prawa miało średni staż służby krótszy niż trzy lata, czyli tak naprawdę dopiero uczyli się policyjnego rzemiosła. O błędy więc nietrudno i nietrudno o kolejne odsłony dramatu: "obywatelu, broń się sam!"

Takie błędy zaliczyli w ub. roku policjanci, którzy mieli szukać zaginionej 24-letniej Urszuli Olszowskiej z Krakowa. Mieli, bo przez ponad miesiąc, oprócz rodziny, właściwie nikt jej nie szukał. Ciało dziewczyny znaleziono w Tatrach wyłącznie na skutek uporu ojca. Lista zaniedbań w tej sprawie jest długa: Policja nie rozpoczęła poszukiwań w górach i nie powiadomiła TOPR, choć ojciec sugerował, że dziewczyna tam się wybrała. Nie sprawdzono monitoringu w Rynku Głównym w Krakowie, choć pierwszy trop wiódł właśnie tam. Ula rzekomo umówiła się na spotkanie na krakowskim Rynku ze znajomym. Znajomego dopiero po kilku miesiącach przesłuchano. Monitoring po 12 dniach został automatycznie skasowany. Kiedy już znaleziono zwłoki dziewczyny, nie przeszukano terenu, gdzie doszło do tragedii. Zrobił to jej ojciec. Znalazł kurtkę córki, zrobił zdjęcia. Chciał je oddać prokuraturze. W pismach pytał, co ma zrobić z zabezpieczonymi dowodami. Bez odzewu. W końcu zawiózł zdjęcia do zakopiańskiej komendy. Przyjęto je, ale z narzekaniem, że są zbyt dużego formatu i nie mieszczą się na półce...
"Policjanci na ulicy są niedouczeni i stanowią zagrożenie dla siebie samych oraz tych, których mają chronić. Kończy się to tym, że bandyci biją ich z dziecinną łatwością" - alarmował Antoni Duda, szef policyjnych związkowców na konferencji prasowej w Katowicach.

Konferencję zorganizował podinspektor Jacek Kosmaty, rzecznik prasowy Szkoły Policji w Katowicach (kształcą się tam m.in. kandydaci na policjantów z Małopolski), by zaalarmować, że drastyczne oszczędności zachwiały systemem szkolenia. Mówił m.in. o tym, że kursanci coraz rzadziej strzelają, mają mniej zajęć z technik obezwładniania przestępców, że z powodu cięć w budżecie szkoły skrócono szkolenie podstawowe z siedmiu do sześciu miesięcy. "Oszczędności doszły już do poziomu absurdu" - alarmował, ale chwilę później przestał już być rzecznikiem szkoły.

- Kilka miesięcy temu z mojego samochodu ktoś ukradł lusterka. Gdy to zauważyłem, od razu zadzwoniłem na policję - opowiada nasz Czytelnik. - Już po kilkunastu minutach przyjechał funkcjonariusz, sprawnie spisał protokół i kazał czekać na wieści. Dwa dni później podjechałem do komisariatu i przez telefon w dyżurce rozmawiałem z dochodzeniowcem. Spytałem żartem, czy już mają podejrzanych, a ja odzyskam swe lusterka. - Panie, to zgłoszenie z niedzieli, a ja mam na biurku stertę podobnych spraw jeszcze z piątku - wyjaśnił zawalony robotą funkcjonariusz. Tydzień później listonosz przyniósł mi list polecony: "dochodzenie umorzone z powodu niewykrycia sprawcy". W tydzień przeprowadził dochodzenie! Czy gdzieś na świecie policja działa szybciej?

Policyjne statystki nie tłumaczą fenonemu, dlaczego akurat wykrywalność zabójstw wynosi w Polsce ponad 90 proc. Dlaczego policja łatwo łapie gwałcicieli, a ze złodziejami i włamywaczami sobie nie radzi. Zabójstw najwięcej popełnia się w rodzinie, a sprawcy sami się ujawniają. Ofiary gwałtów na ogół same wskazują gwałcicieli, ofiary pobić, tych co pobili. Znacznie trudniej złapać złodzieja, którego nikt nie wskaże.

Ewa Kopcik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski