Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

AK-owiec, który odnawiał Wisłę

Redakcja
W 1945 r. po wypędzeniu z Krakowa Niemców przez Rosjan, wznowiono działalność klubów sportowych. Zaroiło się też boisko Wisły. Jednym z najbardziej ofiarnych działaczy sportowym był Tadeusz Lachcik-Wójcik.

W trzech rolach

   W tym roku Cracovia i Wisła obchodzą swe 95-lecia. Z tej okazji dziś przypominamy postać jednego z bardziej zasłużonych wiślaków czasu tuż po ostatniej wojnie.
   Nie był z urodzenia krakowianinem, ale losy często wiązały go z podwawelskim grodem. Po zakończeniu okupacji niemieckiej zamieszkał w Krakowie, bo tu miał rodzinę. Przed wojną już był sportowcem, lekkoatletą i hokeistą poznańskiej Warty. Po wojnie wybrał Wisłę, albowiem jego krakowscy kuzyni byli zwolennikami tego klubu. Zamieszkał przy ul. Kraszewskiego, by stamtąd często bywać w klubie Białej Gwiazdy.
   - Właściwie to pełniłem trzy role - wspomina po latach sędziwy pan Tadeusz. - Byłem w Wiśle zawodnikiem, trenerem i działaczem. A nawet nieraz występowałem jeszcze jako sędzia sportowy. Chciałem, po latach przerwy spowodowanych wojną, pomóc odnowić wiślacki klub. Było biednie, ale skrzyknęła się grupa ludzi, ofiarnych dla sportu. Największe zainteresowanie przyciągali oczywiście piłkarze, ale też ruszyły inne sekcje. Współpracowałem m.in z Januszem Korosadowiczem nad reaktywowaniem wiślackiej lekkoatletyki. Szczególnie sympatycznie wspominam prace w sekcji hokeja. Udało mi się stworzyć drużynę, w dużej mierze z byłych lwowiaków. I jeszcze jedna sekcja, którą współorganizowałem to była gimnastyka mężczyzn. W klubie wtedy pracowało się za darmo, nikt nie pytał o wynagrodzenie. Entuzjazm i sportowe zamiłowanie zastępowały wszystko. Satysfakcją były też coraz lepsze występy naszych podopiecznych. O hokeistach i biegaczach z Wisły zaczęło być głośno w całym kraju, zdobywali medale.

Żołnierskie losy

   Tadeusz Wójcik urodził się w 1910 r. w Podhajcach, na utraconych kresach. Jego ojciec, kierownik szkoły, interesował się sportem, działał w Sokole. Powołany został w 1914 r. na front. Tadeusz miał jeszcze dwóch młodszych braci. Ich matka, kiedy wybuchła rewolucja bolszewicka, uciekła z dziećmi na zachód. Niebawem jednak zmarła na suchoty. Wychowaniem dzieci zajął się ojciec, który szczęśliwie powrócił z wojennego frontu. Za pracą nauczyciela wyjechał aż w Poznańskie. Tam Tadeusz uczył się, m.in. w korpusie kadetów. Coraz wyraziściej szykowała mu się kariera wojskowego. Ukończył szkołę artylerii w Toruniu, zostając podchorążym ogniomistrzem. Nie zaniedbywał przy tym sportu.
   Zbliżał się wrzesień 1939 r. - Spodziewaliśmy się wojny - _mówi Tadeusz Wójcik. - Dotknęła ona nas już w pierwszym dniu, przed godziną piątą rano. Byłem wtedy zwiadowcą II Dywizjonu Artylerii Konnej, wchodzącej w skład Wołyńskiej Brygady Kawalerii. Jeszcze przed świtem koło wsi Mokra pod Kłobuckiem zaatakowali nas Niemcy. To było istne piekło na ziemi. Nieprzyjaciel przewyższał nas uzbrojeniem, wspierało go lotnictwo. My zaś biliśmy wroga celnością ognia._
   Obrona polska pod Mokrą przeszła do wojskowej legendy. Atak niemiecki kilkakrotnie się załamywał. Niemcy, widząc skuteczną obronę, ominęli broniony teren i poszli w kierunku Warszawy. Nasi żołnierze ścigali ich, ale straty były coraz większe. Wójcik, mimo iż podchorąży, musiał dowodzić baterią. Na polu bitwy rozkazem samego Śmigłego-Rydza awansowany został na podporucznika. Z kampanii wrześniowej zachował też Krzyż Walecznych.

Uniknął Katynia

   Znalazł się na krótko w sztabie późniejszej legendy polskiego wojska gen. Andersa. Ale nadszedł dzień 17 września i wszelki opór okazał się daremny. Od wchodu wkroczyła do Polski Armia Czerwona. Wielu kolegów podporucznika Wójcika dostało się do niewoli radzieckiej, gdzie czekały ich obozy i śmierć. On zaś wpadł w ręce Niemców.
   - Tak uniknąłem losu kolegów, których zwłoki po kilku latach znaleziono w Katyniu - potwierdza pan Tadeusz.
   Dziwnym trafem do niewoli brali go ci sami Niemcy, z którymi walczył pod Mokrą. Oficer wroga potraktował polskich bohaterów spod Mokrej honorowo, pozwolił im zostawić szable. Honory nie trwały długo, bo, kiedy przewieziono ich do Przemyśla, odebrano wszystko i traktowano jak zwykłych jeńców. Nastąpił transport do Krakowa. Wójcik postanowił wtedy uciec. Dużo polskich żołnierzy dzięki swemu sprytowi i pomocy krakowian uniknęło wywózek do stalagów i oflagów. Tadeusz Wójcik zmienił wtedy personalia, nową metrykę z nazwiskiem Antoniego Juchy wydał mu proboszcz norbertanek.
   Wstąpił do Związki Walki Zbrojnej, przemianowanego następnie w Armię Krajową. Działał w okręgu częstochowskim, przyjmując pseudonim Krzyżak. Szkolił partyzantów, ścigał konfidentów.

Święta wojna nie tylko piłkarska

   W 1945 r. znalazł się w Wiśle. Czasy jednak były takie, że wolał nie przyznawać się do swej żołnierskiej i podziemnej przeszłości. Przybrał imię i nazwisko Antoni Lachcik (tak nazywała się jego dalsza rodzina). Pod tym nazwiskiem zanotowano w prasie owych lat jego występy jako kulomiotu. Jednym z nich był udział w lekkoatletycznym meczu Wisła - Cracovia. Nie tylko bowiem piłkarze mieli swą świętą wojnę w Krakowie, ale lekkoatleci, hokeiści i sportowcy innych sekcji także. W meczu lekkoatletycznym o 3 punkty lepsza okazała się Cracovia.
   W spotkaniach hokejowych występował jako bramkarz. Sprzętu nikt nie dawał, strój bramkarski domowym sposobem zrobił sam. Załatwiał też innym. Pracował dorywczo na krakowskiej tandecie i tam wyszukiwał sportowe buty piłki, dresy itp. Przeznaczał na potrzeby hokeja własne pieniądze. Często też przedwojenni wiślacy sami przynosili swój dawny sprzęt do klubu.

Urządzenie bieżni i lodowiska

   - Pilną sprawą było uruchomienie obiektów - mówi Tadeusz Wójcik. - Sami zrobiliśmy wokół boiska piłkarskiego 300-metrową bieżnię. Wówczas uniezależniliśmy się od treningów, wypraszanych na Cracovii. Zimą wylewaliśmy wodą plac obok trybuny i tam powstawało lodowisko. Na mecze hokeja przychodziło nawet pięćset osób. Grając w hokeja, miałem za partnerów m.in. przedwojennego olimpijczyka ze Lwowa Kazimierza Sokołowskiego, a także piłkarzy, którzy zimą przemieniali się w hokeistów, m.in. sławnego Mieczysław Gracza.
   Hokeiści Wisły - wówczas po 14 latach przerwy istnienia sekcji - pierwszy mecz rozegrali 16 stycznia 1946 r. z krakowską Legią. W następnym roku byli wicemistrzami Polski, za Cracovią.

Nakaz wysiedlenia

   Zawodnik, trener i działacz Lachcik mocno związał się z klubem. Jednak nadchodziły lata 50, czasy stawały się coraz gorsze. Odgórnie przyłączono TS Wisła do federacji gwardyjskiej, milicyjnej, zmieniono nazwę klubu, wyrzucano z niego ludzi. Ciemne chmury zawisły szczególnie nad byłymi AK-owcami. Władze zaczęły podejrzewać, że życiorys Antoniego Lachcika nie jest politycznie poprawny, że coś ukrywa.
   - Coraz więcej szczegółów wychodziło na jaw - wspomina nasz rozmówca. - Kiedyś siedzę na trybunie Wisły, obok szefowie milicji i klubu, aż ktoś woła do mnie: - Przecież to Tadek Wójcik, co tu robisz?! To był dawny kolega z Poznania, przyjechał do Krakowa na mecz i niechcąco mnie zdekonspirował. Nie czekałem długo. Powiedziano mi w klubie, że takich jak ja czeka gorszy los niż mi wyznaczono. Ratują mnie tylko zasługi dla sportu, więc skazany jestem jedynie na osiedlenie 100 km poza Krakowem.
   Tak zasłużony wiślak musiał opuścić swój umiłowany klub. Zakotwiczył się w Rabce, gdzie mieszka do dziś. Wrócił do prawdziwego nazwiska. Pracował jako trener lekkoatletyki w KS Wierchy i w szkole pielęgniarskiej. Klub "Białej Gwiazdy" na długo o nim zapomniał. Dopiero od niedawna jest zapraszany na uroczyste imprezy Wisły. Mimo 91 lat Tadeusz Wójcik nadal chętnie przyjeżdża do Krakowa. W tym roku przeżył jeszcze jedną wzruszającą chwilę, otrzymał stopień majora.
    JAN OTAŁĘGA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski