Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Medal dla dwojga

Redakcja
Magda została siatkarką na przekór niezbyt szczodrej naturze, która nie dała jej wysokiego wzrostu. Gdyby nie była tak uparta, może nie doczekałaby się dnia, w którym jako rozgrywająca reprezentacji Polski świętowała złoty medal mistrzostw Europy. Stanisław na przekór polskim patriarchalnym tradycjom wybór Magdy uszanował i zgodził się odwrócić domowe role.

Gdyby chcieć w historii rodziny Śliwów pominąć sportowe wątki, tej historii by nie było, a tak trwa już 20 lat

248
Puchar dla mistrzyń Europy w rękach kapitana reprezentacji Polski Magdaleny Śliwy Fot. PAP

MAGDALENA ŚLIWA

Ur. 17 listopada 1969. Wzrost 171 cm, rozgrywająca reprezentacji Polski w siatkówce, uznana za najlepszą rozgrywająca ME’03; wychowanka Wisły Kraków, zdobyła z nią srebrny medal MP (1990 r.), grała potem w Chemiku Police (mistrzostwo i Puchar Polski 1994, 1995, brąz MP 1996), BKS Stal Bielsko-Biała (mistrzostwo Polski 2003, brąz MP 1997), Desparze Perugii (zdobyła z nim Puchar Zdobywców Pucharów w 2000 r., dwukrotnie Puchar Włoch), Foppapedretti Bergamo (mistrzostwo Włoch 2002), aktualnie w Monteschiavo Jesi. Reprezentantka kraju w MŚ 2002 (17. miejsce), ME 1991 (9. miejsce), 1995 (9. miejsce), 1997 (6. miejsce), 1999 (9. miejsce), 2003 (1. miejsce).
   Gdyby nie był tak uparty, życie męża swojej żony, kraszone dowcipami kolegów, mogłoby przestać mu się podobać. Zostawił w nim miejsce na piłkarską pasję, którą realizuje grając w IV-ligowej Garbarni Kraków, ale wcześniej pogodził się z tym, że świat wielkiego sportu w domu reprezentuje Magda. Tylko ich córka 13-letnia Iza nie robi nic na przekór. Zgodnie z rodzinną tradycją gra w siatkówkę i słucha pilnującego szkolnych obowiązków taty, bo pod chroniczną nieobecność mamy to on kieruje życiem rodziny Śliwów.

Podstępna umowa

   Gdyby chcieć w ich historii pominąć sportowe wątki, tej historii by nie było, a tak trwa już 20 lat. Zaczęła się jak zwykła wakacyjna znajomość nastolatków na kolonii. Jego uwagę zwróciła tym, że jak na dziewczynę nieźle radziła sobie przy pingpongowym stole. Wymienili adresy, potem pisali listy. Młodzieńcze uczucie zrobiło się poważniejsze akurat, gdy Stanisław przeczytał w gazecie o debiucie Magdy w siatkarskiej ekstraklasie w barwach krakowskiej Wisły. Miała 17 lat, więc nie był pewien, czy to ta sama Magda Szryniawska, którą poznał na kolonii przed kilkoma laty.
   To nie musiała być ona, bo jak na siatkarkę była za mała. Kiedy trenerzy Wisły szukali talentów do klasy sportowej o profilu siatkarskim, Magda, właśnie ze względu na niski wzrost i brak nadziei na znaczące w nim zmiany (rodzice też nie są wysocy), nie została wybrana. Leszek Kędryna wspomina, że jego i prowadzącej szkółkę przy SP nr 5 Romy Karolczyk uwagę zwróciła przede wszystkim Elżbieta Wrona, wyższa od Magdy Szryniawskiej o głowę. Tyle że to Magdzie bardziej zależało na trenowaniu siatkówki, więc opiekunowie Wisły zawarli z nią podstępny układ: jeśli zachęci Elę, razem trafią do siatkarskiej klasy.
   - Od początku była wzorem pracowitości, mogła trenować o dowolnej porze dnia i nocy. Wcześnie dokonała wyboru, że siatkówka będzie jej życiową drogą, więc inaczej niż koleżanki nie bała się zrezygnować z tradycyjnego liceum na rzecz szkoły wieczorowej. Tylko tak mogła pogodzić naukę z profesjonalnym sportem - wspomina Lesław Kędryna.

Koleżanki zazdroszczą

   Magda nie wie dziś, skąd nastolatka miała pewność, że to właściwa droga. Być może za tamtym wyborem kryje się ta sama tajemnica, która po 13 latach reprezentacyjnej przygody daje jej radość z uprawiania siatkówki. - Jestem szczęściarą, bo robię to, co kocham - mówiła po zdobyciu tytułu mistrzyni Europy.
   Koleżanki z reprezentacji zazdroszczą swojemu kapitanowi nie tylko tego szczęścia. Niektóre nie wiedziały, jak w intensywne sportowe życie wcisnąć inne ważne dla kobiety role, więc teraz zazdroszczą Magdzie rodziny - męża i córki, domu, który udało się stworzyć Śliwom, żyjąc często na walizkach, tysiące kilometrów od siebie. Magda nie lubi okazywać wzruszenia, więc kiedy mówi, że do niczego nie doszłaby bez swojego męża, spuszczając oczy ukrywa, że zaszły łzami.
   Pierwszą wspólną małżeńską decyzję w sprawie podziału rodzinnych obowiązków musieli podjąć, kiedy kilka tygodni po narodzinach Izy Magdzie zaproponowano grę w reprezentacji kraju. Uznali, że to Stanisław, wspierany mocno przez swoją mamę Ewę, zaopiekuje się córką, kiedy żona będzie przebywać na zgrupowaniach kadry. Magda przegapiła moment, kiedy mała uczyła się siadać i mówiła pierwsze słowo, a ponieważ nie chciała, żeby omijały ją inne ważne chwile matczynego życia, postarała się o zgodę na zabieranie większej już Izy na obozy kadry. Babcia Ewa do dziś jest jednak ważną postacią w życiu rodziny Śliwów. Wciąż pomaga synowi w czasie nieobecności Magdy. Do niej biegnie Iza, kiedy chce porozmawiać o babskich sprawach, a mamy nie ma blisko.

Lepiej żyć

   Druga nocna rozmowa zdarzyła się ponad rok później. Kontrakt zaproponował Magdzie bogaty wówczas Chemik Police. - Mieliśmy wtedy pokój w starej hali Wisły, z umywalką zamiast łazienki. Chcieliśmy żyć lepiej... - wspomina Stanisław Śliwa. Piłkarz III-ligowej Garbarni leczył wtedy kontuzję, do Polic przenosił się z nogą gipsie, ale i nadzieją, że żona będzie gwiazdą ligowych parkietów, a on zagra w II-ligowej drużynie piłkarskiej Chemika. Z tych planów nic nie wyszło. Po kontuzji nie wrócił do formy, grał w niższych ligach i... odprowadzał Izę do przedszkola, zajmował się wspólnie z Magdą domem, gotował. Siatkarki Chemika noszono w Policach na rękach, zdobyły mistrzostwo kraju, także Puchar Polski. Wtedy był pewien, że dokonali właściwego wyboru. - To sukcesy Magdy pokazywały, że tamta decyzja, podjęta przy umywalce w Krakowie, nie była daremna.

217
Mama nie miałaby nic przeciwko temu, aby córka Izabella poszła w jej mistrzowskie ślady

   A sukcesów było sporo. Kolejne medale mistrzostw kraju, w tym złote w barwach BKS Stali Bielsko, występy w reprezentacji Polski w mistrzostwach Europy i świata, wreszcie wyjazd do Włoch, do jednej z najsilniejszych lig świata.

Włoski szlak

   Pierwszy kontrakt z Desparem Perugia podpisał właściwie pan, a nie pani Śliwa. Prezes włoskiego klubu przyjechał z ofertą do Gdańska, ale Magdalena Śliwa, niezadowolona z warunków, najpierw ją odrzuciła. Dostała jeszcze noc na przemyślenie sprawy, a rano jeszcze raz powiedziała "nie". Włoch wyjechał, był w drodze do Warszawy, Magda snuła się smutna po kątach. - Żałujesz? Chcesz jednak spróbować? - pytał mąż, a potem mknął już za prezesem Desparu do Warszawy i w imieniu żony podpisywał kontrakt - umowę na nowy rozdział w życiu całej rodziny Śliwów.
   W pierwszym sezonie spędzili wspólnie we Włoszech siedem miesięcy. Przewodniczką po Perugii była dla Śliwów Dorota Świeniewicz. Mieszkali nawet w jednym domu. - Zobaczyłem jak wielka jest różnica między polskim a włoskim profesjonalizmem w sporcie - wspomina Stanisław Śliwa. Magda nie miała czasu na łączenie obowiązków domowych z zawodowymi. Przestrzegała ściśle ustalonych godzin treningów i odpoczynku, musiała dbać o właściwą dietę, do tego reklamować sponsorów, spotykać się z dziennikarzami. - Mąż organizował domowe życie - mówi Magda. Całej rodzinie było jednak trudno w nowej rzeczywistości. Izie, gdy korespondencyjnie zaliczała II klasę podstawówki, Magdzie uwikłanej w siatkarski kierat i Stanisławowi, bez futbolu, kolegów z boiska, rodziny i... polskiego żurku.
   Ale przecież wybrali włoski szlak, by żyć lepiej, więc kiedy żona cieszyła się z sukcesów Perugii, a potem Foppapedretti Bergamo, mąż nie marudził.
   Nie narzekał też, kiedy wróciła do Polski, by z Krakowa codziennie dojeżdżać do Bielska. Tytuł mistrzyni Polski zdobyty z BKS Stalą potwierdził sens jej wyboru, ale nie wystarczył do znalezienia w Polsce godnego pracodawcy. On bardziej niż Magda denerwuje się, gdy ktoś zagląda w jej metrykę. - Włosi nie bali się zatrudnić 33-latki - mówi z przekąsem. Czasem dochodzi do wniosku, że gdyby urodziła się 10 lat wcześniej lub 10 lat później, sportowe życie miałaby łatwiejsze. Ale ona urodziła się w czasach, w których z każdym rokiem kobieca siatkówka znaczyła mniej niż męska. Aż do tego wrześniowego dnia, w którym Polki zostały mistrzyniami Europy.

Rozgrywający inaczej

   Przed telewizorem denerwował się bardziej niż na swoich meczach. - Wierzyłem w medal, ale w złoto? Chyba nie. Zdobyły je dla siebie, bo przed mistrzostwami nikt na nie nie liczył, nie obiecywał żadnych premii. Takie złoto za darmo... Aby sukces procentował, nie można go teraz zostawiać bez promocji. Trzeba pomóc kobiecej drużynie tak, jak pomagało się męskiej reprezentacji, przyciągając sponsorów, godziwie płacąc - uważa Stanisław Śliwa.
   Nikt bardziej niż on nie wie, jak bardzo na to złoto mistrzostw Europy zasłużyła jego żona - zgodą na wyrzeczenia, rozstania, katorżniczą pracą, profesjonalizmem. W ciągu tych lat towarzyszenia jej na parkietach Europy zdążył poznać siatkówkę. - Nie ma porównania między trudnością zadań, które stoją przed rozgrywającą pod siatką a jej odpowiednikiem w futbolu. Na decyzje Magda ma sekundy, od niej zależy powodzenie każdej akcji - mówi mąż mistrzyni. - Na parkiecie żona jest taka jak w życiu - nie boi się podjąć ryzyka, zawsze zachowuje zimną krew, kiedy wszystko wokół się wali, na niej można polegać.
   Magda to samo mówi o mężu: - Opoka, na nim wszystko się opiera.
   Tak będzie także w tym sezonie. Magda znów gra we Włoszech, w Monteschiavo Jesi i będzie miała mnóstwo obowiązków w reprezentacji. Teraz występuje z nią w Pucharze Świata w Japonii. Jego i Izę czekają w Krakowie wczesne pobudki i znów nerwy przed telewizorem. Potem codzienne obowiązki męża pracującej żony - zawieźć dziecko do szkoły, odwieźć na trening na Wisłę, zrobić kolację, przypilnować lekcji, czuwać na trwającą od czterech lat budową domu. Gdzieś po drodze zdąży na swój trening, bo on bez Garbarni nie umie żyć, tak jak Magda bez siatkówki. Nie szuka nawet pracy, bo który szef zgodzi się na jego kilkutygodniowe wypady do Włoch, gdy Magda zatęskni za rodziną? Który szef zrozumie, że podwładny nie przyjdzie do pracy, bo jego żona, między zgrupowaniem kadry a powrotem do włoskiego klubu, ma dla rodziny kilka godzin.
   Z kilkunastu lat małżeńskiego życia razem spędzili może połowę. Nie zdążyli się sobą ani nacieszyć ani znudzić. Na wszystko będzie czas, kiedy Magda skończy karierę. Coraz częściej mąż słyszy o jej planach: za dwa, trzy lata wróci do Krakowa, do Wisły. Bogate siatkarskie doświadczenia chciałaby wykorzystać, by pomóc klubowi w powrocie do dawnej świetności. Może na parkiecie spotkają się wtedy dwie panie Śliwy...
MAŁGORZATA SYRDA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski