Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życiorys z tyczką

JOT
To jedno z ważniejszych odznaczeń austriackich, a niezwykle rzadko zdarza się, by przypadło ono nie rodowitemu Austriakowi. Andrzej Ptak odbierze niebawem w Pałacu Prezydenckim w Wiedniu "Srebrny medal za wybitne zasługi dla Austrii".

Dawny zawodnik z Krakowa szkoli Austriaków

   Starsi kibice "królowej sportu" w Krakowie skojarzą Andrzeja Ptaka z występami w zawodach lekkoatletycznych, zwłaszcza w latach sześćdziesiątych. Skakał o tyczce, najdłużej reprezentował barwy Wisły. Wynikiem 4,61 m ustanowił rekord krakowskiego okręgu. W mistrzostwach regionu zdobywał trofea. Był międzynarodowym mistrzem Krakowa. Należał do czołówki krajowej, a stanowili ją tyczkarze, którzy następnie przekazali pałeczkę pokoleniu Kozakiewicza i Ślusarskiego.
   Andrzej Ptak uczestniczył w zawodach ze znakomitościami krajowej "królowej sportu", dobrze znał Władysława Komara, Andrzeja Badeńskiego. W swej karierze sportowej z pewnością mógłby mierzyć jeszcze wyżej, ale plany pokrzyżowały dwie kontuzje. Pierwsza zdarzyła się na zgrupowaniu w Spale, upadł nieszczęśliwie na skoczni. Kolejny wypadek przeżył w Krakowie na stadionie Cracovii. Akurat nadeszły nowe tyczki z NRD, wykonane z fiberglassu, ale tak naprawdę były wątpliwej jakości, taka socrobota. Niemniej zachęcony nowym sprzętem - którego zawsze w klubie brakowało - Andrzej Ptak ruszył na rozbieg, poszybował wysoko i wylądował na krawędzi piaskownicy. Nowa tyczka pękła. Wtedy nie było na skoczni takich zabepieczeń jak teraz. Zawodnik upadł z kilku metrów na twardą deskę, okalającą piasek, instynktownie osłaniając ręka kręgosłup. Kość w ręce oczywiście pękła, a i z kręgosłupem nie było dobrze. Te wypadki zahamowały rozwój kariery.
   Zawodnik urodził się w 1944 r. w Kielcach, ale od młodości mieszkał w Krakowie. Jak sam przyznaje, był niespokojnym duchem, w dodatku czuł się wolny... jak ptak. Naukę zaliczał w coraz to różnych szkołach. Były czasy, gdy nie miał gdzie mieszkać. Tułał się po budynkach klubowych, spał w barakach, szatniach…
   - Do sportu trafiłem… w Rytrze - wspomina Andrzej Ptak. - Uczył mnie wuefu Jan Gryźlak, nie tylko znakomity fachowiec, ale potrafiący nauczyć młodych moralności sportowej, a więc zasad fair play. Potem w Krakowie należałem najpierw do MKS Krakus, z kolei znalazłem się w Olszy, która miała silną sekcję lekkoatletyczną. Z Olszy po kilku latach grupa zawodników, trener Zbigniew Biernat, a ja z nimi, przeszła do Wisły, w której spędziłem najdłuższe lata. Tam w tyczce rywalizowałem z Robertem Szlachtą, Zbigniewem Koźmą, Jerzy Sową. Wisła miała mocną grupę tyczkarzy. Na zakończenie kariery, od 1971 r. wylądowałem w Cracovii. Skakanie zakończyłem cztery lata później.
   Ciepło wspomina swych szkoleniowców, dużo w życiowych perypetiach pomógł mu Emil Muszyński, jego nauczyciel wf. w LO im. Sobieskiego, pod którego kierunkiem był piątym juniorem w tyczce w Polsce. Przez wiele lat wskazówki szkoleniowe pobierał w Wiśle u Kazimierza Kasprzyka.
   W krakowskich klubach nie tylko Andrzej Ptak był zawodnikiem, ale otrzymywał pracę. Imał się każdej, bywał gońcem, w Cracovii strzygł żywopłot. W tym klubie został w końcu szkoleniowcem, a zaufano mu, nie patrząc, czy już posiada wymagane papiery. Andrzej Ptak stworzył niezłą grupę tyczkarzy, byli w niej utalentowani Kazimierz Srokowski, Jacek Strzelichowski, którzy skakali po pięć metrów.
   - Tylko warunki mieliśmy trudne - wspomina trener Ptak, Brakowało sprzętu, jedna tyczka przypadała na kilku. Teraz młodzik w Austrii ma do swej dyspozycji sześć tyczek. Taka to była wtedy twarda rzeczywistość. Tylko zapał trzymał nas przy "królowej sportu".
   W gorącym roku 1981 udało się rodzinie Ptaków zdobyć paszporty i wszyscy wylądowali w Austrii. Trafili do obozu uchodźców, ale Andrzej Ptak miał szczęście natrafić na urzędnika, który też uprawiał skok o tyczce. Najpierw słuchał obojętnie opowieści o wuju petenta Józefie Ptaku, który wbiegł na Monte Cassino w walkach 1944 r., ale ożywił się przy wspomnieniu o sportowej działalności przybysza z Polski. Urzędnik też skakał o tyczce. Ten sportowy wątek wpłynął na to, że Andrzej Ptak otrzymał azyl polityczny, o czym nawet nie śnił. Rodzina Ptaków miała do wyboru emigrację do USA, Kanady i Australii, krótko nawet przebywała w Ameryce, ale wróciła do Austrii. Tam czuli się najlepiej i dziś mijają 24 lata, odkąd mieszkają w Wiedniu, Córka wyszła za mąż, doczekali się wnuków, a Andrzej Ptak, który jak ptak w Krakowie zmieniał zatrudnienie, kluby i szkoły, w Austrii osiadł w jednej placówce szkolnej i nie opuścił jej do dziś. To Wyższa Szkoła Techniczna.
   Mieszkając w stolicy kraju, codziennie jeździ 60 km do Hollabrunn, gdzie pracuje jako nauczyciel sportu i jest dumny ze swej szkoły. To wielki kombinat nauki, ale i sportu, placówka oświatowa ze znakomitą bazą sportową, jedną z najlepszych na świecie. Dlatego postarał się, aby często mogły tam przyjeżdżać na zawody i obozy młodzieżowe drużyny z Polski. Juniorzy Wisły przebywali w Hollabrunn już wielokrotnie.
   Andrzej Ptak jest także trenerem, jego podopieczni zdobywali tytuły mistrzów Austrii w lekkoatletyce, tenisie i… bobslejach. Jego wychowanek Christoph Poestinger był siódmy w sztafecie 4x100 m na igrzyskach w Barcelonie, z kolei bobsleiści zdobywali miejsca w pierwszej dziesiątce na zimowych igrzyskach. Nic dziwnego, że doceniono pracę trenera z Polski, wręczono mu już srebrną odznakę zasłużonego dla wojewódzwa Dolnej Austrii, oraz specjalną odznakę dla wybitnego nauczyciela.
(JOT)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski