Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niestrudzony "Filo"

Redakcja
Urodzony: 20.12.1935 w Przemyślu. Dyscyplina: boks. Kluby: Polonia Przemyśl, Gwardia Przemyśl, Garbarnia Kraków, Wisła Kraków. Pseudonim: "Filo". Liczba walk: 412 w ciągu 22 lat (359 zwycięstw - w tym 120 przed czasem - 11 remisów i 42 porażki). W reprezentacji Polski: 4 walki (2 zwycięstwa i 2 porażki). Kategoria wagowa: głównie kogucia i piórkowa. Największe sukcesy: indywidualnie: brązowy medalista Festiwalu Młodzieży (Moskwa 1957), 2-krotny mistrz Polski (1958 i 1961), 3-krotny brązowy medalista MP (1956, 1959 i 1962), 9-krotny mistrz Krakowa, 2-krotny wicemistrz Krakowa, mistrz OZB Rzeszów; drużynowo: srebro MP z Wisłą (1954 i 1955). Trener: Wisła Kraków (od 1968; obecnie społeczny koordynator sekcji bokserskiej). Wychowankowie - m.in. Antoni Chorabik, Dariusz Czernij, Tomasz Winiarski i Andrzej Wawrzyk. Jest jedną z największych legend Wisły Kraków. W grudniu obchodził 70. urodziny. W tym roku będzie świętować wyjątkowy jubileusz - 60 lat z boksem w roli zawodnika i trenera!

Teofil Kowalski z boksem związany jest już 60 lat!

Urodzony: 20.12.1935 w Przemyślu. Dyscyplina: boks. Kluby: Polonia Przemyśl, Gwardia Przemyśl, Garbarnia Kraków, Wisła Kraków. Pseudonim: "Filo". Liczba walk: 412 w ciągu 22 lat (359 zwycięstw - w tym 120 przed czasem - 11 remisów i 42 porażki). W reprezentacji Polski: 4 walki (2 zwycięstwa i 2 porażki). Kategoria wagowa: głównie kogucia i piórkowa. Największe sukcesy: indywidualnie: brązowy medalista Festiwalu Młodzieży (Moskwa 1957), 2-krotny mistrz Polski (1958 i 1961), 3-krotny brązowy medalista MP (1956, 1959 i 1962), 9-krotny mistrz Krakowa, 2-krotny wicemistrz Krakowa, mistrz OZB Rzeszów; drużynowo: srebro MP z Wisłą (1954 i 1955). Trener: Wisła Kraków (od 1968; obecnie społeczny koordynator sekcji bokserskiej). Wychowankowie - m.in. Antoni Chorabik, Dariusz Czernij, Tomasz Winiarski i Andrzej Wawrzyk.

Jest jedną z największych legend Wisły Kraków. W grudniu obchodził 70. urodziny. W tym roku będzie świętować wyjątkowy jubileusz - 60 lat z boksem w roli zawodnika i trenera!

Teofil Kowalski - bo o nim mowa - od 38 lat jest trenerem w wiślackiej sekcji. Wychował wielu znanych zawodników; jego podopieczni zdobyli około 100 medali MP różnych kategorii wiekowych. Przyczynił się do powstania szkółek bokserskich w Nowej Hucie, Skawinie, Wieliczce, Sułkowicach. Był animatorem organizacji turnieju o Złote Rękawice. Obecnie pracuje społecznie jako koordynator sekcji, pomagając w treningach Tomaszowi Winiarskiemu i Jackowi Hanzlikowi. Ma też zajęcia z VIP-ami. Niezapomniany "Filo" ze wzgledu na wiek już nie tarczuje z podopiecznymi, ale wciąż służy swą radą, pomocą, doświadczeniem. Pilnuje czasu, zwraca uwagę, podpowiada. Takich trenerów po siedemdziesiątce jest w polskim boksie już niewielu.

11-letni zwycięzca!

Bokserskie treningi rozpoczął w rodzinnym Przemyślu już jako 11-latek. Pewnego dnia przeczytał afisz zachęcający do uprawiania boksu w miejscowej Polonii. Trenerem był mjr Marian Słabicki, żołnierz armii gen. Andersa. Właśnie ta przeszłość sprawiła, że władze nie chciały wyrazić zgody na prowadzenie przez niego zajęć, ale pomógł mu jego przyjaciel, legendarny trener Feliks Stamm. - Na dziedzińcu liceum Słowackiego trener podzielił nas na grupy. Było nas około 450. Potem grupa ta się wykruszała, po miesiącu zostało nas 25. Trener przyjmował chętnych od 14 lat. Ja miałem 11, ale się do tego nie przyznałem. Byłem dobrze zbudowany... - wspomina.
Trudno w to uwierzyć, ale na ringu zadebiutował już kilka tygodni później. Ba, w swej pierwszej walce pokonał dorosłego rywala, odbywającego służbę wojskową w Jarosławiu. Pojechał na mecz jako kibic, ale nieoczekiwanie trener wstawił go do składu, by uniknąć walkoweru. W pierwszej rundzie dostał solidne baty, drugą też przegrał, ale w trzeciej przejął inicjatywę i wygrał walkę przez poddanie. 11-latek pokonał dorosłego faceta! Jakim cudem? - Był wyższy ode mnie, ale niedużo. Ważył 54, a ja 43 kilogramy. Ale sobie poradziłem. Pamiętam, że mój przeciwnik nazywał się Cebulak, ale to nie był Zbigniew, reprezentant Polski - wyjaśnia.

Nie tylko na ringu....

Sportem interesował się od małego. Dobrze pływał, w szkole podstawowej grał w piłkę - jako bramkarz i prawoskrzydłowy (choć jest mańkutem, nie umiał kopać piłki lewą nogą), a w szkole średniej w koszykówkę (traktuje ją jako znakomite, bo wymagające wszechstronności, uzupełnienie zajęć dla boksu), świetnie też grał w tenisa stołowego (był nawet mistrzem okręgu rzeszowskiego w rywalizacji młodzików). To wszystko sprawiało, że miał znakomity refleks, był wysportowany i bardzo ambitny.
W Polonii boksował do 1952 roku, potem oddano go do Gwardii za... trzech piłkarzy. W 1953 roku rozpoczął studia na Wydziale Prawa UJ. W Krakowie trenował sam, bez trenera, mieszkał u kuzynki w Podgórzu, bo nie dostał miejsca w akademiku. Przez pewien czas dojeżdżał na zawody do Przemyśla. W końcu stał się zawodnikiem Garbarnii, ale ponieważ nie miał tam z kim sparować, trafił do Wisły (wówczas Gwardii). Na krakowskim ringu po raz pierwszy pojawił się wcześniej, w 1951 roku, gdy ściągnięto go do Wisły na towarzyski mecz z czeską ekipą Ruda Hvezda. W krakowskim klubie brakowało wtedy zawodnika wagi koguciej. Bardzo się wtedy spodobał ówczesnemu sternikowi Wisły Grzegorzowi Łaninowi. Nie mógł wtedy przewidzieć, że zwiąże się z Wisłą na ponad pół wieku...

Pamiętał wzory i telefony

Jednym z trenerów w Wiśle był niezapomniany Józef Romanow, którego wspomina z wielkim sentymentem. - Lubił trenować ze mną, bo i ja, i on byliśmy mańkutami - podkreśla. Jako zawodnik imponował kondycją, pracą nóg, szybkością. Lubił walczyć z doskoku, zadając podwójne prawe i dwie lewe. - Zdecydowana większość ze 120 nokautów była efektem moich ciosów na splot słoneczny, w wątrobę i śledzionę. Tylko 2 razy znokautowałem rywala ciosem w głowę. Kondycyjnie byłem zwykle doskonale przygotowany i "zajeżdżałem" rywali w trzeciej rundzie. Czasami jednak miewałem problemy z wagą, którą musiałem zbijać. Kiedyś zbijałem aż 11 kilogramów, by wystąpić w ligowym meczu, ale i tak przegrałem, "przekręcony" przez sędziów - przyznaje.
W swej karierze stoczył aż 412 walk; więcej z polskich bokserów - przynajmniej po wojnie - stoczył tylko Tadeusz Walasek (421). Nigdy nie zosatł znokautowany. Rzadko był liczony. - Byłem szybki, trudny do trafienia. Mało przyjmowałem uderzeń na głowę. Problemem dla mnie były głównie prawe proste rywala z kontry - podkreśla. Taki sposób boksowania sprawiał, że nie odczuwał poważniej - jak wielu innych pięściarzy - skutków uprawiania boksu, zwłaszcza ciosów w głowę. - Potrafiłem się uczyć o czwartej nad ranem, pamiętałem wzory chemiczne w szkole. Do 65. roku życia nie zapisywałem numerów telefonów, bo wszystkie zapamiętywałem - mówi z dumą.

Pięć medali w MP

W wiślackich barwach zdobył dwa złote i trzy brązowe medale indywidualnych MP. W 1958 roku w finale w Łodzi pokonał Jana Szczepańskiego (Pilica Tomaszów Mazowiecki), który 14 lat później został mistrzem olimpijskim w Monachium. - On dopiero zaczynał karierę. Ja już byłem doświadczonym zawodnikiem. Byłem wtedy w doskonałej formie. W mistrzostwach okręgu wszystkie walki wygrałem przed czasem - chwali się nie bez powodu. 3 lata później w mistrzostwach okręgu przegrał z odwiecznym rywalem Stanisławem Żydaczkiem, ale ponieważ tarnowianin miał wypadek motocyklowy, pojechał na MP do Wrocławia i... został mistrzem kraju. W finale pokonał Stanisława Dzienisa (Gwardia Białystok). Rok później przegrał z nim w półfinale.
Łącznie zaliczył 11 startów w MP (eliminacje i finały). Zadebiutował w nich w Lublinie w 1952 roku, odnosząc sensacyjne zwycięstwo nad Ryszardem Kargierem (Łódź). - Wcześniej zwiedzaliśmy Majdanek. Słyszałem, jak Kargier powiedział do Woźniaka (Stanisława, z CWKS Warszawa, późniejszego mistrza Polski - przyp. J. F.): "mam jakiegoś łebka". Potem mu to przypomniałem. W następnej walce przegrałem z Woźniakiem - wspomina. 2 lata później przegrał w półfinale MP w Warszawie, ale nie dostał brązowego medalu, gdyż wymyślono, że przegrani w tej fazie mistrzostw muszą jeszcze stoczyć pojedynek o trzecie miejsce, za które dopiero przyznawano brąz. Pokonał go wtedy Jan Brychlik (Górnik Katowice).

No i co, panie Feliksie?

Na międzynarodowej arenie jego największy sukces to brązowy medal podczas Festiwalu Młodzieży w 1957 roku w Moskwie. To były nieoficjalne młodzieżowe MŚ. W pierwszej walce błyskawicznie znokautował Egipcjanina, w drugiej pokonał Rumuna, w trzeciej przegrał 2-3 z Włochem. Werdykt na korzyść Spinettiego moskiewscy kibice skwitowali przeraźliwymi gwizdami i skandowaniem nazwiska Polaka. W 1961 roku był drugi na Spartakiadzie Gwardyjskiej w Bukareszcie.
Nigdy nie wystąpił w mistrzostwach Europy i igrzyskach olimpijskich. - Zenon Stefaniuk (mistrz Europy w 1953 i 1955 roku - przyp. J. F.) i Jerzy Adamski (wicemistrz olimpijski w 1960 roku oraz mistrz Europy w 1959 roku i brązowy medalista ME w 1963 roku - przyp. J. F.) byli wyraźnie lepsi ode mnie - przyznaje. Nie czuł się jednak gorszy od Brunona Bendinga. To jednak na niego postawił Stamm, wysyłając na igrzyska do Rzymu. - Zdobył tam brązowy medal, ale w następnym roku podczas mistrzostw Polski we Wrocławiu wygrałem z nim bezdyskusyjnie. Gdy schodziłem z ringu, powiedziałem do Stamma: "No i co, panie Feliksie? Może ja bym w Rzymie zdobył srebrny medal" - nie ukrywa żalu do legendarnego trenera.
Stoczył wiele znakomitych walk. Pytany o te najbardziej pamiętne, wymienia m.in.... przegrany pojedynek w lidze w 1955 roku ze Zdzisławem Soczewińskim (Kolejarz Gdańsk) w Krakowie. - Byłem trzy razy liczony, a mój rywal dwa razy. Cóż to była za walka. Bokserzy pięć razy liczeni! Rok później w rewanżu Soczewińskiego wyliczono trzy razy - wspomina z sentymentem.

Wychowanek olimpijczykiem?

Zawodniczą karierę zakończył w 1968 roku po walce, w której mając trzykrotnie wyliczonego przeciwnika, sędziowie uznali go za pokonanego. - Sędziowie to największe zło w polskim boksie - przekonuje, mając na myśli nie tylko dawne, "jego", czasy.
Na UJ studiował "tylko" 4 lata. Trudno było pogodzić prawo ze sportem na najwyższym poziomie i obowiązkami rodzinnymi. Gdy zmarła mu żona, przez 5 lat samotnie wychowywał dwoje dzieci. Potem ożenił się po raz drugi; z obu małżeństw ma troje dzieci (Artur - wielki pasjonat boksu, odpowiadający w wiślackiej sekcji za sprawy organizacyjno-finansowo-medialne, Iwona i Katarzyna) oraz sześcioro wnucząt.
W 1973 roku obronił pracę magisterską "Zdolność sądowa i procesowa w postępowaniu cywilnym". W 1982 roku ukończył studia podyplomowe na AWF we Wrocławiu. Przez wiele lat pracował w Instalu, pełniąc ważne funkcje kierownicze. Marzy, by na igrzyska do Pekinu pojechał wielce uzdolniony 19-latek Andrzej Wawrzyk. Jemu się nie udało zostać olimpijczykiem. Może powiedzie się to jego wychowankowi...
JERZY FILIPIUK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski