MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polacy wolą chałtury, niż grę w orkiestrze symfonicznej

Redakcja
Janusz Filipiak przyznaje, że piłkarze Cracovii grają słabo, ale szuka też pozytywów: - Jest nowy stadion, mamy dobre finanse. Fot. Michał Klag
Janusz Filipiak przyznaje, że piłkarze Cracovii grają słabo, ale szuka też pozytywów: - Jest nowy stadion, mamy dobre finanse. Fot. Michał Klag
ROZMOWA. - O ile młodzi informatycy są zorientowani na sukces, o tyle polski młody piłkarz nie ma ambicji. Ale paradoksalnie, im gorzej w naszej klubowej piłce, tym lepiej dla Cracovii. Przetrwamy i wyjdziemy z tego kryzysu całkiem nieźle - twierdzi prezes JANUSZ FILIPIAK.

Janusz Filipiak przyznaje, że piłkarze Cracovii grają słabo, ale szuka też pozytywów: - Jest nowy stadion, mamy dobre finanse. Fot. Michał Klag

- Pan grał kiedykolwiek w piłkę? - pytamy prezesa MKS Cracovia SSA Janusza Filipiaka.

- W moim pokoleniu każdy grał w piłkę. Grało się na podwórkach, to była jedna z podstawowych metod spędzania czasu. Nie grałem w żadnym klubie jako zawodnik, nie byłem na tyle dobry, by się zakwalifikować.

- Ale ma Pan przeświadczenie, że czuje istotę tej gry?

- Raczej tak, aczkolwiek mam wrażenie, że na piłkę patrzę inaczej jak trenerzy. Oni patrzą na zawodnika jak zagra, jak się ustawia. Oceniają go przez pryzmat całego meczu, albo kilku spotkań. Ja natomiast nie patrzę na urodę zagrań, ale na to, jaka jest jego produktywność. W odniesieniu do napastników nie obchodzi mnie, ile pracy z przodu wykonał, ile się nabiegał, tylko czy strzelił bramkę, czy nie.

- Czyli często Pana ocena mija się z opinią wypowiadaną przez trenera. Pytamy o to, bo niepokoi nas zbyt duża liczba niecelnych strzałów Cracovii na rynku transferowym.

- Ale to zupełnie inna sprawa. Zarządzam bardzo dużą korporacją, ogromną liczbą ludzi, robiłem projekty w ponad 30 krajach, sam ciągle siedzę w samolocie, samochodzie, albo pociągu. W związku z tym muszę zarządzać przez delegowanie. A więc każdy trener, który do nas przychodzi dostaje carte blanche i ja nie forsuję swoich opinii w zatrudnianiu pracowników. Każdy trener przychodzi z własnymi zawodnikami, z własnym wyobrażeniem. Łukasz Nawotczyński to przecież zawodnik Jurija Szatałowa, jak sami piszecie, bo on go lubił w Jagiellonii. Ja się nie wtrącam, każdy trener tworzy autorską ekipę.

- Może więc problemem jest stawianie na czele drużyny nieodpowiednich ludzi?

- Czy ja wiem? Bardziej chodzi o to, że mam ograniczony wybór przy wyborze piłkarzy. W Comarchu, jak sami zauważyliście, mamy bardzo młodych ludzi. Przy 3,5 tys. pracowników średnia wieku wynosi 28 lat, a podbijamy Europę i świat, jesteśmy bardzo dobrzy. W pewnym momencie średnia wieku w Comarchu była niższa, niż średnia wieku drużyny Cracovii. Wynika to z faktu, że w odniesieniu do Comarchu prowadzimy własną politykę rekrutacyjną, polegającą na braniu młodych ludzi prosto z uniwersytetów. Próbowałem robić to samo w polskiej piłce nożnej, była to słynna, wyśmiewana produkcja piłkarzy netto - i skończyło się porażką. Z tej prostej przyczyny, że o ile młodzi informatycy na uniwersytetach są zorientowani na sukces i pracę, mają frajdę z tego, że jeżdżą po świecie i są lepsi od ludzi z innych firm, o tyle polski młody piłkarz nie ma ambicji. Muszę to z przykrością powiedzieć, choć pewnie to się spotka z krytyką. Polscy piłkarze robią chałtury. Ujawnię coś, co powiedziała mi pani Penderecka: "Panie profesorze, dzisiaj w Polsce nie da się zbudować wielkiej orkiestry symfonicznej, bo ledwo młody muzyk nauczy się coś grać, zakłada czteroosobowy zespół i gra chałtury na ślubach". Obecne pokolenie w piłce nożnej ma w sobie jakiś minimalizm, nikt nie chce grać w Realu Madryt, w ogóle nie przychodzi mu to do głowy.
- Nie chce nam się wierzyć, że nie da się zbudować dobrej drużyny z polskich piłkarzy uzupełnionych obcokrajowcami.

- Na dzisiaj się nie da. Nie mówię tego, by wytłumaczyć słabą grę Cracovii. Jestem bardzo sceptyczny także w kontekście Euro 2012. Oczywiście jestem Polakiem i wielokrotnie mówiłem o finansowaniu polskiej piłki nożnej. Tą drogą chciałbym budować Cracovię, ale to się nie sprawdziło. I nie czuję się za to odpowiedzialny, bo takie mamy czasy. Nie da się w Polsce zbudować wspaniałej orkiestry symfonicznej.

- W ciągu roku Pana poglądy tak bardzo ewoluowały? W grudniu 2009 roku powiedział Pan wprost, że jeśli menedżerowie oferują nam piłkarzy z zagranicy, to są to czwartorzędne odpady. I dodał Pan: "Ja będę stawiał na polskich piłkarzy". Minął zaledwie rok, miał Pan do czynienia z tym samym pokoleniem.

- To nie jest tak, że sobie siadam i coś mi do głowy uderza. Moja chęć budowy Cracovii na polskich piłkarzach była bardzo szczera. Pieniądze zarabiamy za granicą dzięki eksportowi, więc importować piłkarzy byłoby wbrew logice.

- A więc to, co teraz Pan robi, jest wbrew logice?

- Ależ proszę panów, ja teraz nie mam wyjścia! Jako prezes Comarchu mam odpowiedzialność społeczną wobec kraju, inną niż jako prezes Cracovii, który odpowiada przed kibicami. Cracovia ma wygrywać i kibiców nie interesuje moja ideologia - Polacy nie Polacy, mamy wygrywać. I z tym długoterminowym celem wspierania polskiego sportu muszę iść na kompromis i ratować skórę.

- Mówiąc o tym polskim beztalenciu...

- Talenty są, tylko na dzisiaj panuje filozofia chałtury. Nie celować w miliony dolarów, czy euro, tylko wystarczy 10 tysięcy złotych miesięcznie i już.

- W porządku, tyle, że mówiąc te słowa, jednocześnie wyraża Pan zgodę na zatrudnienie Łukasza Nawotczyńskiego, symbol przegranego piłkarza, który przez dziesięć lat się tułał po różnych klubach.

- Jak już powiedziałem, daję wolną rękę trenerowi.

- Tak bardzo Pan ufa Szatałowowi?

- A co mam zrobić? Mówić mu - tu robisz dobrze, a tu źle? Nie! W odróżnieniu od wielu innych prezesów, którzy się wtrącają, bo mają na to czas, albo to lubią, ja deleguję odpowiedzialność tworzenia drużyny na trenera. On chciał Nawotczyńskiego, a ja tylko powiedziałem swoje zdanie, że to jest wątpliwe.

- Powiedział mu Pan wprost?

- Tak, pytałem, dlaczego Nawotczyński ma u nas zagrać, skoro w tylu klubach zawiódł. Tutaj żeśmy się trenerowi ugięli. Ale są inne podobne propozycje, o których ciągle dyskutujemy i nie chcemy się ugiąć.

- Czyli jest więcej takich niebezpiecznych dla Cracovii pomysłów Szatałowa?

- Czy niebezpiecznych? Każdy temat jest inny i proszę nie wrzucać ich do jednego worka. Był tutaj trener Orest Lenczyk i też ściągnął zawodników, którzy w innych klubach się nie sprawdzali. U nas się troszeczkę sprawdzili, ale nie na tyle, byśmy odnieśli w ostatniej rundzie jesiennej sukces.
- Sprawdzali się, dopóki ich trenerem był Lenczyk.

- Ale jak się sprawdzali?

- Radosław Matusiak i Michał Goliński wspólnie z resztą drużyny uratowali ekstraklasę. To był jednak konkretny wynik.

- Jesień 2009 była okej, ale wiosna tego roku była, delikatnie mówiąc, taka sobie.

- A nie żałuje Pan dzisiaj, że zwolnił Oresta Lenczyka?

- Nie.

- Mimo ogromnej wpadki Rafała Ulatowskiego?

- Nie żałuję, bo szukamy różnych rozwiązań.

- Dlaczego Pan zwolnił Lenczyka?

- Bo wynik nie był satysfakcjonujący.

- Przyszedł w trakcie sezonu, gdy było bardzo źle i zakończył siedem punktów nad strefą spadkową.

- Ha, ha, ha. Ile?

- Siedem punktów.

- No proszę panów, ale te ostatnie punkty były już rozdane.

- Wcale nie, decydowały o utrzymaniu Cracovii i spadku Piasta Gliwice.

- Nie będziemy analizować trenera Lenczyka. Powiedziałem, że nie będę spraw personalnych analizował w mediach, bo to jest nieeleganckie.

- Ale nasze pytanie brzmiało: "Czy Pan nie żałuje zwolnienia Lenczyka?".

- Powtarzam, że nie żałuję, bo nie jest szczytem moich marzeń czekanie do ostatniej kolejki, czy się utrzymamy.

- Po zmianie sztabu trenerskiego przed tym sezonem powiedział Pan: "Transfery są przemyślane, nie możemy grać słabo, bezbarwnie, na stadionie przy ulicy Kałuży muszą być piękne widowiska".

- Na pewno Saidi Ntibazonkiza jest dobrym transferem, to samo Milos Kosanović. Uchylę rąbka tajemnicy - Arkadiusz Radomski był źle przygotowany do sezonu. Zresztą cała drużyna była bardzo źle przygotowana do sezonu.

- Pod względem fizycznym?

- Tak jest, niestety.

- No, a nieszczęsny Hesdey Suart? Ma zostać na rundę wiosenną.

- Zobaczymy, co pokaże, trener twierdzi, że spowoduje u niego większą motywację. Ostatnio przyszedł i stwierdził, że zrozumiał, o co chodzi. Nie przegraliśmy rundy przez tych, których transferowaliśmy latem, ale tych, którzy tu byli wcześniej.

- I teraz Pan mówi, że trzeba zupełnie przebudować drużynę?

- Ona tego wymaga. Myśleliśmy, że przebudowę uda się zrobić ewolucyjnie, a trzeba zrobić rewolucyjnie. Choć ja rewolucji bardzo nie lubię.

- Powiedział Pan nam wcześniej, że będzie "głębokie odmłodzenie drużyny".

- Tak.

- No to proszę skomentować te fakty: przedłużenie kontraktu z 33-letnim Tomaszem Moskałą, podpisanie nowych z Piotrem Gizą - 30 lat i Nawotczyńskim - 28, wreszcie przedłużenie umowy ze Sławomirem Szeligą, który ma 28 lat. O takie odmłodzenie chodzi?

- Ale jednocześnie mamy Kosanovicia, Andraża Strunę (21-letni Słoweniec - przyp. red.) i wszyscy następni, którzy przyjdą będą młodzi. Kolejny trener się upiera, że musi mieć doświadczonego stopera - szukaliśmy bardzo szeroko, w Czechach, Holandii i innych krajach. Kontrakt Gizy jest półroczny, Piotrkowi dajemy szansę, pomagamy mu.
- To Cracovia jemu pomaga, zamiast on pomóc Cracovii w utrzymaniu?

- Pomagamy mu, bo wyleciał z Legii. Według wszystkich fachowców Giza ma talent i potrafi grać w piłkę. Znamy go. Piotrek w Cracovii się dobrze czuł, jak go transferowaliśmy do Legii, to nie chciał tam iść. Poszedł w końcu skuszony pieniędzmi. Ale miał zdecydowanie lepsze propozycje z zagranicy, był nawet na rozmowach w Rumunii, ale nie chciał tam iść. Chcę więc powiedzieć, że Giza nie ilustruje trendu.

- Cracovia pozbyła się Bartosza Ślusarskiego, pewnie wkrótce Matusiaka i zostanie bez wartościowych napastników. Bo co by nie powiedzieć, ci, z których Pan rezygnuje prezentują określoną klasę.

- W końcówce rundy ci, co wygrywali, to byli Bartłomiej Dudzic i Marcin Krzywicki, a nie Matusiak i Ślusarski. Nawet karnego nie potrafili strzelić - ani jeden, ani drugi. No to bez przesady!

- W meczu z Bełchatowem wchodzi Krzywicki i zostaje wykreowany przez media na bohatera meczu...

- No bo nim był.

- Przeanalizujmy. W pierwszej sytuacji pada gol z dobitki, bo Krzywicki zamiast do siatki, trafił w słupek. W kolejnej akcji strzelił gola, natomiast trzecia bramka padła dlatego, że on się machnął. Na takim piłkarzu chce Pan budować atak Cracovii?

- Wszedł raz na boisko i znalazł się w jedenastce kolejki Canal Plus.

- Zagrał raptem sześć minut. Przypadek.

- Przypadek?

- Absolutny.

- W takim razie życzmy sobie więcej takich przypadków. Nazwiska w Cracovii już były. Teraz będą piłkarze. Cały czas szukamy napastnika, ale nie znajdziemy zbawcy.

- 20-letni Nigeryjczyk Charles Nwaogu z Floty Świnoujście?

- Chce do nas przyjść, ale w tej chwili staramy się zidentyfikować, który z czterech jego menedżerów jest tym właściwym (śmiech). Gdy zaczęliśmy rozmawiać z rzekomo prawdziwym, to zaraz pozostali stwierdzili, że to nieprawda.

- Menedżerowie to całe zło polskiej piłki?

- Jeśli młody, zdolny człowiek weźmie sobie menedżera i mu wierzy, to jest to problem tego młodego człowieka, a nie tego obwiesia, który się pod niego podczepia. Jeżeli ja podejmę złą decyzję, to nie mogę narzekać, że ktoś mnie namówił.

- Jeszcze raz Pana słowa, tym razem z 21 grudnia ubiegłego roku: "Nie interesujemy się zawodnikami, którzy są po trzydziestce. Grali w wielu klubach, a teraz chcą podpisać kontrakt na trzy lata. Nie sądzę, by pomogli nam w osiągnięciu celu. Nie potrzebujemy zawodników zużytych fizycznie i psychicznie. Jeżeli taki zawodnik nigdy nie był związany z Cracovią, nie leży mu na sercu dobro klubu, a jedynie zarobki, to nie ma o czym mówić". Pół roku później zatrudnił Pan 33-letniego Arkadiusza Radomskiego.

- Z pięciu zawodników, którzy zostali zatrudnieni, tylko on był wyjątkiem. Wtedy też panowała teoria, że jest nam potrzebny ktoś doświadczony, kto będzie dyrygował pomocą. Padło na Radomskiego. Moje słowa odnosiły się głównie do polskich piłkarzy, którzy mieli nielogiczną karierę. A Radomski miał bardzo logiczną, spokojną karierę.
- Bardzo długo grał na Zachodzie i został wyciśnięty jak cytryna.

- No może. Na razie jest teoria, że został źle przygotowany do rundy jesiennej. Zobaczymy po zimie.

- Radomski wypowiada się niemal z lekceważeniem: "Trening noworoczny? Przed przyjściem do Cracovii o niczym takim nie słyszałem".

- Z góry mówię, że z tego rozliczę. Ale proszę zwrócić uwagę, że było to samo w odniesieniu do naszych gwiazd, których teraz chcemy się pozbyć. Trener Lenczyk bardzo chętnie się zgodził na odpuszczenie treningu noworocznego naszym gwiazdom.

- A więc angażując Radomskiego, już Pan wiedział, jak zachowują się rentierzy. Mimo to, zdecydował się Pan zapłacić mu ponad 250 tysięcy euro rocznie.

- O czym pan mówi!

- Właściciel Polonii Warszawa Józef Wojciechowski ujawnił na łamach prasy, że oferował Radomskiemu 250 tysięcy, ale ten się nie zgodził, bo w Cracovii dostał więcej.

- Te kwoty, które pojawiają się w czasopismach sportowych, budzą śmiech przedsiębiorców. One bardzo często odbiegają od rzeczywistości.

- A w tym konkretnym przypadku?

- Nie rozmawiajmy o pieniądzach. Mówiąc o zarobkach naruszamy dobra osobiste piłkarza, a ja chcę być fair, bo to jest ciągle zawodnik Cracovii, z którym wiążemy nadzieje.

- Ostatni transfer to prawy obrońca Andraż Struna. Zajmie w wyjściowym składzie miejsce Łukasza Mierzejewskiego?

- Przecież Mierzejewski nie jest w tej chwili do gry. Ma kontuzję złożoną, przewlekłą i będzie długo wchodził w sezon. Nie mam nic przeciwko Mierzejewskiemu, ale nie stać nas na to, żeby pierwsze mecze poświęcić na reaktywowanie go.

- Dlaczego uważa Pan, że czas działa na korzyść Cracovii?

- Ilość pieniędzy w polskim futbolu będzie mniejsza, bo pan Wojciechowski w końcu się zniechęci, albo mu się pieniądze skończą. Zobaczymy, co najpierw (śmiech), ale tak czy inaczej oznacza to, że przestanie je wydawać.

- Ale są inne kluby, które też forsują wysokość zarobków. Właśnie padł rekord polskiej ligi, bo Manuel Arboleda będzie zarabiał w Lechu Poznań ponad 400 tysięcy euro rocznie.

- Jeśli dziennikarze sportowi mówią o pieniądzach, to uprawiają inną dyscyplinę i nie powinni się tym zajmować.

- Czyli Pan nie wierzy w te 400 tysięcy Arboledy?

- Powiem inaczej - jako sponsor TSV 1860 Monachium bardzo dużo nauczyliśmy się o zarządzaniu klubem od środka, a nie czytając prasę. I dlatego uważam, że ilość pieniędzy w polskim futbolu spadnie. Po prostu.

- Wymusi to rynek?

- Znów wrócę do Niemiec. Miejscowa federacja piłkarska dokonała analizy finansów TSV i stwierdzono, że są tak duże długi z lat poprzednich, iż nasz sponsoring ich nie pokryje. Do 14 stycznia TSV ma przedstawić jednorazowo gwarancje na 5 milionów euro, na co są małe szanse. W związku z czym zostaną relegowani z 2. Bundesligi.

- Może się więc Pan wycofać ze sponsorowania tego klubu?
- Wszystko na to wskazuje, że tak się stanie, nie z naszej winy.

- Jeszcze tej zimy?

- Nie, ten rok dograją, umowa nie będzie przedłużona na lata kolejne.

- A więc nie będzie takiej sytuacji, o której mówią niektórzy kibice, że porzuci Pan Cracovię dla TSV 1860 Monachium?

- Nie, nie ma takiej możliwości. Ale wracając do meritum. W niemieckiej piłce, jeśli ktoś ma długi, to leci niżej, nie ma sentymentów. Natomiast u nas kluby mają zaległości, tworzą się "balony". Takie osoby jak ja, czy Sylwester Cacek (główny udziałowiec Widzewa Łódź - przyp. red.) bardzo ostrożnie będą wydawać pieniądze. Nie wynika to z kłopotów finansowych, ale z tego, że nie chce nam się wydawać pieniędzy na takich zawodników, którzy grają słabo.

- Może jako właściciele klubów powinniście usiąść razem do stołu i podpisać pakt - koniec z przepłacaniem. Ustalcie górną granicę zarobków dla piłkarzy.

- Taki pakt byłby nieskuteczny, ponadto zareagowałby urząd antymonopolowy. Jeżeli Wojciechowski daje ogromne pieniądze i się z niego naśmiewają, powstaje "klub Kokosa" (od nazwiska piłkarza Polonii Daniela Kokosińskiego; potocznie zawodnicy, którzy chcą dużo zarabiać, nie dając klubowi nic w zamian - przyp. red.) to jest to skandal po prostu. To pokazuje, jak bardzo jest źle. Ja tego nie mówię rozgoryczony, bo Cracovia gra słabo...

- Niech Pan przyzna, że trochę właśnie dlatego, bo pół roku temu takimi gorzkimi refleksjami się Pan nie dzielił.

- Ale ja nadal jestem optymistą. Bo paradoksalnie, im gorzej w polskiej piłce, tym lepiej dla Cracovii. Bo ja się nie wycofam i gdy ten okres przetrwamy, to my wyjdziemy z tego całkiem nieźle. To nie znaczy, że zdobędziemy Puchar Europy, ale Cracovia przetrwa tak, jak przetrwała gorsze czasy.

- Mówi Pan: Cracovia przetrwa. Chodzi o to, że przetrwa w pierwszej lidze? Bo jak się tam obsunie, to może na wiele lat...

- A dlaczego ma to trwać latami?

- Bo patrzymy na nazwiska tych, co przychodzą.

- Pan się uczepił trzech nazwisk. Przyszło pięciu, z czego jeden stary, to Pan widzi jednego starego, a nie widzi czterech młodych.

- Ci czterej młodzi jesienią nie pokazali niczego ciekawego. Oni też są odpowiedzialni za fatalne wyniki.

- Nie zgadzam się z panem. Oni zagrali dobrze, natomiast odpowiedzialni są ci, którzy w tej chwili opuszczają klub. Jeżeli ktoś ma trzy razy wyższy kontrakt niż ten młody, to oczekiwaliśmy od niego trzy razy lepszej gry. A nie gorszej gry i mniejszego zaangażowania. Pan patrzy inaczej, ja inaczej. Jak powiedziałem na początku - patrzę na produktywność.

- Nie będzie dramatu, jak Cracovia spadnie do pierwszej ligi?

- Nie będzie miło, natomiast po pierwsze, nie jest naszą intencją spaść, robimy wszystko co w naszej mocy, żeby na wiosnę zagrać lepiej. Ta wiosna jest do wygrania, bo poziom ekstraklasy jest bardzo wyrównany, nikt nie może być pewien utrzymania. Każdemu będzie bardzo ciężko zdobywać punkty. Po drugie - sprowadzamy zawodników, którzy powinni być lepsi od tych, co grali, będą lepiej zmotywowani. Panowie, kręcicie się tutaj wokół nazwisk Gizy, Nawotczyńskiego, Radomskiego, to jest może trzech zawodników na kadrę 18-osobową. Gdybym tych zawodników wyciął i miał kadrę poniżej 20 lat, to napisano by, że działam źle.
- Nie uzasadnił Pan jeszcze przedłużenia kontraktu z Moskałą...

- To wynika z faktu, że zawodników na lewą obronę jest u nas bardzo mało. Także w całej Europie. O ile innych zwalniamy, bo są na widoku lepsi, to tutaj może być problem. To samo dotyczy pozycji defensywnego pomocnika. Krytykuje się Radomskiego. Szukamy defensywnego pomocnika, który dźwignąłby grę, proszę wskazać takiego...

- Szymon Sawala z Polonii Bytom.

- Zostawmy to na boku, rzucacie nazwiskami, które mają nas zbawić. Tego typu podejście już było w Cracovii.

- Mówi Pan, że nie żałuje zwolnienia Lenczyka. A nie żałuje Pan, że tak długo trzymał Ulatowskiego?

- To jest inna sprawa. Gdybym go zwolnił po czterech meczach, to by napisano, że jestem pajac. Jak Wojciechowski.

- Ale po sześciu meczach było zero punktów i nadzieje na poprawę znikome.

- Ulatowski (rok wcześniej) przegrał sześć meczów w Bełchatowie, ale potem poszedł bardzo ładnie.

- W Bełchatowie wprawdzie nie wygrał sześciu meczów, ale nie tylko przegrywał, bo zdobył kilka punktów. To jednak różnica.

- No dobrze. Ale mam zasadę, że nigdy nie będę miotał trenerami. Zawsze było tak, że z każdym trenerem byłem dłużej niż jego zwolnienia domagała się opinia publiczna. Tak było z Majewskim, wszyscy go już wyrzucili...

- Może ma Pan za dobre serce?

- Muszę być człowiekiem poważnym, w Comarchu też zwalniamy ludzi, ale każda decyzja jest podejmowana po dogłębnej analizie.

- Może więc w klubie powinien Pan mieć dwóch, trzech ekspertów i oni w takiej kryzysowej sytuacji przygotują raport, z którego wyniknie jednoznacznie, że trenera trzeba jednak zwolnić?

- Powtarzam, muszę być odpowiedzialny. Nie jestem tylko prezesem klubu sportowego, gdybym był tylko nim, to mógłbym robić cyrk. Ludzie mnie oceniają przez pryzmat zarządzania całą grupą Comarchu, czyli ponad 3,5 tysiącami ludzi. Muszę mieć rocznie ponad 300 milionów złotych na pensje. Ludzie muszą widzieć, że jestem poważny, nie strzelam po ścianach.

- Pan twierdzi, że działa ostrożnie. Ale przecież w ciągu ostatnich pięciu lat w klubie pracowało aż ośmiu szkoleniowców, oczywiście nie licząc Marcina Sadki (prowadził zespół w jednym meczu - przyp. red.).

- Ale i tak mamy mniej trenerów niż w innych klubach, gdzie karuzela kręci się znacznie szybciej. Jak mówiłem, każdy trener był przeze mnie zwalniany później niż chciała tego opinia publiczna. Każdy jeden.

- Z wyjątkami, choćby trener Stawowy...

- Trener Stawowy zrezygnował, ja nie go nie zwolniłem, tworzy się jakieś mity.

- Trener Lenczyk...

- Tak, to jedyny trener, za którego zwolnienie biorę pełną odpowiedzialność. Zwolniłem go wbrew czemukolwiek.

- Czy nie brakuje konsekwencji w Pana postępowaniu? Wojciecha Stawowego i Oresta Lenczyka zwolnił Pan przedwcześnie, a Artura Płatka i Rafała Ulatowskiego za późno...
- Jeszcze raz powtarzam, trener Stawowy sam zrezygnował. Jak go spytacie, to na pewno to potwierdzi.

- Ale były pewne okoliczności jego odejścia...

- Okoliczności były takie, że on przedstawił żądania, a ja ich nie spełniłem.

- Płatek spuścił Cracovię do pierwszej ligi, a mimo to dostał kolejną szansę i zmarnował okres przygotowawczy. Czy to było racjonalne?

- (Śmiech) Dobrze, napiszcie panowie, że to było nieracjonalne. Łatwo jest kibicowi, nawet mediom wyszukiwać problemy, ale my się poruszamy w dużych ograniczeniach. Nie jest tak, że ja mogę sobie zatrudnić Mourinho. To każdy wie. Ale niektórym wydaje się, że poza Mourinho to mogę zatrudnić każdego. Nie, tak nie jest. A wracając do trenera Płatka, to proszę o sformułowanie jasnego pytania...

- Dlaczego mimo bardzo słabych wyników zaczął z zespołem przygotowania do nowego sezonu?

- Całe lato negocjowaliśmy z trenerem Stawowym, który miał zastąpić Płatka. Ale okazało się, że to jest nie do przeprowadzenia. Górnik Łęczna nie chciał go puścić, trzeba było zapłacić wysokie odstępne.

- Więcej niż tej jesieni, gdy za zwolnienie Stawowego GKS Katowice domagał się pół miliona złotych?

- Nie wiem, czy panowie mi uwierzą, ale ja nie pamiętam o jaką kwotę wtedy chodziło.

- A kto Panu podsunął kandydaturę trenera Szatałowa?

- Sami go chcieliśmy, i to od dawna. Jak mówiłem, jesteśmy ograniczeni w swoich działaniach. Zapewne padnie pytanie o Zachód. Nie ma jakiegoś wielkiego trenera niemieckiego, który by przyszedł do nas i nas uratował. Musimy się poruszać w realiach. Szatałow pokazał w kilku klubach, że się sprawdza i osiąga przyzwoite wyniki. Jeśli spojrzeć na materiał piłkarski, jakim dysponował i co z niego wycisnął, to nigdzie nie miał porażki. Zawsze dawał, że tak powiem, wartość dodaną do materiału piłkarskiego.

- Nie chciał Pan nawet porozmawiać z Janem Urbanem?

- Nie za bardzo. Trener Urban miał dobry materiał ludzki i nie osiągnął wyników w Legii.

- Czy to jest dobry układ, że Pan jest prezesem Comarchu i Cracovii?

- (śmiech). Cupiał nigdy nie był prezesem Wisły, a i tak jest za klub odpowiedzialny.

- Chodzi o to, że jak Pan przed laty powiedział, nie chce Pan sterować klubem z tylnego siedzenia?

- Oczywiście, mam odwagę, żeby wziąć odpowiedzialność za to, co się w klubie dzieje. Panowie tu mnie ostro krytykujecie, a ja uważam, że miniony rok wcale nie był taki zły. Idziemy ostro do przodu.

- W hokeju owszem...

- Jest nowy stadion, mamy dobre finanse, dzieje się dużo dobrego. Ale zgadzam się, w piłce mamy rzeczywiście dołek od półtora roku.

- Skąd Pan wie, że zagraniczni piłkarze będą grać z większą ambicją niż nasi zawodnicy?

- To widać z rankingów FIFA i UEFA. Poziom motywacji w tamtych ligach i gra są zdecydowanie lepsze. My w tych rankingach jesteśmy bardzo daleko, gramy bardzo słabo. Dlaczego jak mam brać piłkarzy polskich? Powinniśmy raczej zatrudniać np. zawodników z Czarnogóry, z kraju, który ma tylko 700 tysięcy mieszkańców, a wygrywa. Tacy piłkarze będą mieli większą motywację do gry, bo więcej u nas zarobią.
- Ale wiadomo, że taki piłkarz, jeśli zrobi postępy, szybko będzie chciał przenieść się na Zachód. To jest dla niego tylko etap w karierze. Czeka Pana zatem nieustanna przebudowa zespołu.

- A tu panów zaskoczę. To nie jest tak, że u nas jest chaos. Ćwiczymy pewne sprawy na własnej skórze. Pewne rozwiązania nie sprawdziły się. Chcieliśmy się związać z niektórymi piłkarzami na dłużej i to nie sprawdziło się. Dlatego zmieniam zdanie. Piłkarze pograją u nas rok, półtora i pójdą gdzieś na zasadzie transferu. Tak działa futbol i tego się nauczyłem. Nie będzie zatem zawodnika, który będzie cztery lata w tym samym klubie i będzie grał superdobrze, bo będzie przywiązany do barw klubowych. To w dzisiejszym piłce nożnej jest mit, choć pewnie tego chcieliby kibice.

- Taka polityka wymaga nieustannego trzymania ręki na pulsie. Bo musi Pan przewidzieć, by w miejsce odchodzącego piłkarza czekał już następny, równie dobry. To wymaga świetnie zorganizowanego skautingu...

- Będziemy budować zespół obserwatorów.

- Skautów?

- Nie nazywałbym ich tak, bo skaut to jest taki człowiek, który wyciąga rękę po pieniądze. Będą to osoby zaprzyjaźnione, grupa ludzi, z którymi się rozmawia, współpracuje. Taką grupę powoli tworzymy.

- Czy tym zajmuje się Tomasz Rząsa?

- W takim kierunku idziemy. Nie chcemy być w takiej sytuacji, że menedżer zabiera nam zawodnika z klubu i jesteśmy w kropce. Będziemy mieć swoich ludzi, którzy potrafią wyszukać piłkarza, polecić go nam.

- A czy to per saldo nie zwiększy Pana kosztów?

- Można zatrudnić w każdym kraju człowieka po 5 tysięcy euro miesięcznie. Jest to jakieś rozwiązanie, ale moim zdaniem drogie. Wolę polegać na osobach zaufanych, nie może być ich zbyt wiele, trzy-cztery osoby wystarczą. To ma działać na zasadzie wzajemnego zaufania.

- Padło nazwisko "Tomasz Rząsa" oraz słowo "zaufanie". Czy to zaufanie po tej rundzie w stosunku do dyrektora sportowego nie zostało podważone?

- Rola, której podjął się Tomek, jest dla niego nowa. Nagle z piłkarza stał się dyrektorem sportowym. I stale się uczy. Tak, mogę mieć do niego zaufanie. Podchodzi z pełną odpowiedzialnością do tego, co robi, zaczyna rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Ma papiery na to, aby być dobrym dyrektorem sportowym. Zna języki, ludzi, ma urok osobisty, na nim można budować grupę ludzi w ligach zagranicznych, którzy będą nam pomagali. Na pewno wyszedł u niego brak doświadczenia, bo wyzwanie było olbrzymie. W jego sytuacji nawet doświadczony menedżer miałby problemy. Przecież gdy jeden-dwa transfery na pięć są trafione, to jest bardzo dobrze.

- A więc Pan nadal będzie inwestował w Rząsę?

- Słowo "inwestuje" jest obraźliwe dla Tomka. Bo to oznaczałoby, że ja jestem taki wielki, a on potrzebuje, by w niego inwestować. To nie jest dobre traktowanie ludzi. Nadal wierzę, że ma papiery i ufam, że będzie z niego, jak nabierze doświadczenia, dobry dyrektor sportowy. Ale musi więcej jeździć.
- Zamiast szukać u obcych, nie lepiej zbudować w Polsce akademię piłkarską na wzór Ajaksu Amsterdam?

- Nie jesteśmy Barceloną, nie jesteśmy Ajaksem. Mamy inne rozwiązania, mamy swoją Szkołę Mistrzostwa Sportowego w Krakowie. Cracovia jest jej założycielem, mianujemy dyrektora, mamy ją w naszych strukturach organizacyjnych. To jest nasza akademia. SMS ma własne boiska. Mamy jeszcze szkoły zaprzyjaźnione. W komunizmie było tak, że płaciło się za lekcję tenisa i to nadal obowiązuje. Ale za trenowanie młodych piłkarzy nie płaciło się, wręcz przeciwnie, zawodnik musiał z klubu dostać wszystko. I do dzisiaj ludzie uważają, że mamy wytrenować syna za darmo. Musimy w klubie utrzymywać pięć drużyn na zasadach profesjonalnych, to jest potężny wydatek. Ci zawodnicy muszą jeździć na obozy, dostawać sprzęt, muszą mieć boiska do grania. To zapewniamy. Ale prawdopodobieństwo, że z naboru wyłoni się dobry piłkarz jest bardzo małe. Przez ostatnie 6-7 lat tak się nie stało, mieliśmy talenty, wszystkie się zmarnowały.

- Dlaczego?

- Proszę tym nie obciążać klubu. Mam utalentowanego zawodnika 19-letniego, a nad nim opiekę przejmuje 28-letnia atrakcyjna pani. Jak ja mogę z nią konkurować, jeśli sam zawodnik nie rozumie w czym rzecz?

- Dlaczego tacy zawodnicy jak Mateusz Jeleń nie zrobili w Cracovii kariery?

- Osobiście się nim zajmowałem. Trzeba by analizować każdą sytuację osobno. Trzeba być Ajaksem lub Barceloną by dać na to bardzo dużo pieniędzy.

- W Ajaksie to kosztuje 5 milionów euro rocznie.

- W TSV 1860 Monachium 2 miliony euro.

- Nie lepiej, zamiast płacić ogromne pieniądze Radomskiemu i spółce, zainwestować w młodych?

- Próbowaliśmy tego, wydaliśmy sporo pieniędzy i nic z tego nie wyszło. Widać, my nie umiemy. Jednym z powodów jest, jeszcze raz do tego wracam, brak odpowiedniej motywacji młodych polskich zawodników. Zawodnik ma 19 lat, zaczyna coś tam grać, nazywają go talentem i wtedy pojawia się menedżer i ta pani, która przejmuje nad nim opiekę. Jakaś blondynka czy brunetka, bardzo atrakcyjna. Można się śmiać, ale takie są realia. Ci piłkarze nie szanują się w warstwie fizycznej i motywacyjnej. Jest przekleństwem dzisiaj, że młodzi ludzie nie mają iskry bożej, nikt z tych piłkarzy nie widzi się w Realu Madryt, czy Barcelonie. Nie mają takiej wyobraźni. Żeby grać na najwyższym poziomie, to trzeba się nakręcać.

- Może jest jeszcze jedna przyczyna - w Cracovii brakuje presji na wynik. Po dwóch pierwszych porażkach tego sezonu tłumaczył Pan zawodników, mówił, że gra wygląda bardzo dobrze, a piłkarze są zmotywowani, więc jest Pan optymistą. Gdy gracze słyszą takie słowa po przegranych meczach, to pewnie sobie myślą: "po co się bardziej wysilać?".

- Jak delikatnie ukarałem piłkarzy, to był wielki wrzask w mediach aż do dzisiaj. Częścią tej chałtury jest PZPN, także media. Z prezesów robi się idiotów albo szuka się ich błędów. Natomiast PZPN każdą sprawę rozstrzyga na korzyść piłkarzy. Na porządku dziennym jest teraz, że jeśli ktoś chce się sprzedać, to wcale nie gra dobrze, tylko źle.
- Żeby klub miał go dość?

- Tak, to się w głowie nie mieści, to jest nienormalne.

- Ta uwaga dotyczy Matusiaka i Ślusarskiego?

- Nie chcę znowu mówić o konkretnych nazwiskach, bo może to byłoby zbyt pochopne. Niemniej takie standardy u nas obowiązują. A PZPN nie współpracuje z klubami. Obawiam się, że jeśli wkrótce klub ześle piłkarza do Młodej Ekstraklasy, to PZPN powie, że klub nie zapewnia mu warunków do gry w ekstraklasie. Pytam - Młoda Ekstraklasa to nie są warunki do gry? Jeśli to pójdzie dalej w tym kierunku, to będzie zupełnie źle. Co ja będę mógł wyegzekwować od piłkarzy? Pensji nie mogę mu wstrzymać.

- Może więc kluby zawierają niekorzystne dla siebie kontrakty? Powinny być niskie pensje i duże pieniądze w formie premii za dobre wyniki.

- Kto się u nas na to zgodzi? Proszę mi znaleźć jednego piłkarza, który to zaakceptuje.

- Czyli jako właściciel jest Pan bezradny?

- Tak, jako właściciele klubów jesteśmy bezradni. Nie możemy podpisać kontraktu na dwa lata z klauzulą, że jak zawodnik będzie grał słabo, to go zwolnimy po roku. Czyli te wszystkie "wymyki", które są proponowane na portalach, są niezgodne z przepisami UEFA. Mówię działaczom PZPN, prezesowi Lacie, że idziemy w ślepą uliczkę. Oni chyba zaczynają to widzieć.

- Dlaczego ciągle nie dokapitalizował Pan spółki Cracovii?

- To jest złożony proces, więc musi być dobrze obudowany dokumentami, by nie było wątpliwości, czy transakcja została dokonana zgodnie z prawem, ku pożytkowi publicznemu. W okresie wyborów sprawa leżała odłogiem, bo nie chcieliśmy, by stała się przedmiotem przepychanek politycznych. Transakcja wymaga od radnych i prezydenta Krakowa zrozumienia, że jest przeprowadzona w dobrze pojętym interesie miasta.

- Chodzi o wprowadzenie do klubu 30 milionów złotych?

- Tak, głównie po to, by zrealizować na terenie w Cichym Kąciku należącym do Cracovii inwestycję, która ma przede wszystkim służyć rekreacji mieszkańców Krakowa. A za pozostałe pieniądze, około 9 milionów złotych, chcemy spłacić dług klubu wobec Comarchu.

- Pan zakładał, że będzie dokładał do nowego stadionu przy ulicy Kałuży, ale zawsze można mniej dokładać, gdyby się na obiekcie więcej działo.

- Będzie się działo. Przejęliśmy stadion w listopadzie, ale mamy tylko umowę przedwstępną z miastem. To są procedury administracyjne, które trochę trwają. Proszę więc nie oczekiwać, że my cokolwiek zakontraktujemy, zanim będzie umowa, bo nikt się na to nie zgodzi. Najpierw musi przyjść rzeczoznawca, który wyceni stadion i dopiero na podstawie tej wyceny będziemy mogli zawrzeć umowę. Oczekuję, że wkrótce to nastąpi.

- Sądzi Pan, że jeśli w przyszłym sezonie przyjedzie na mecz do Krakowa drużyna z Niecieczy, to 15-tysięczny stadion się wypełni?

- Jeśli będzie dobre widowisko, to tak (śmiech).

Rozmawiali: Krzysztof Kawa, Andrzej Stanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski