Fot. TOZ
PRAWO. Wolontariusze: Anna K. zwodziła nas pięknymi wizjami, ale przerażała działalnością
"Jako byli wolontariusze, także wykorzystani i oszukani przez Annę K., staramy się ze swojej strony zrobić wszystko , by uniemożliwić jej dalszą działalność, a zwłaszcza tak zwaną "opiekę" nad zwierzętami , która jak widać kończy się dla nich w sposób tragiczny i pełen cierpień" - piszą w liście do redakcji "Dziennika Polskiego" współpracownicy podejrzanej.
Większość z nich widzi w byłej szefowej osobę, która chciała dorobić się na krzywdzie zwierząt. Twierdzą, że początki znajomości z nią tego nie zapowiadały. - Kiedy ją poznałam, zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Opowiadała o stworzeniu ośrodka dla starych i schorowanych psów. Czułam, że chce pomagać zwierzętom - mówi Wiesława Włodarczyk, była wolontariuszka fundacji.
Pozytywne odczucia szybko jednak zastąpiły negatywne doświadczenia. - Anna K. zaczęła pożyczać pieniądze na utrzymanie zwierząt. Znalazło się wiele osób, które przekazywały jej nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Problem jednak w tym, że gotówka nie była przeznaczana na psy i koty - podkreśla Włodarczyk. Dodaje, że po pożyczeniu pieniędzy Anna K. przestawała odbierać telefony od ludzi, którzy jej pomogli.
Bożena Bator, właścicielka hotelu dla psów w Niepołomicach przyjęła psy od fundacji. Za opiekę miała dostać ponad tysiąc złotych. - Poza drobnymi kwotami od Anny K. nigdy nie doczekałam się pieniędzy za usługę - żali się Bator.
Mirosław Mucha, były wolontariusz, który pracował w schronisku w Kłaju, do dziś zastanawia się, czy szefowa fundacji jest osobą chorą psychicznie, czy też zaślepiła ją chęć zysku.
- Pamiętam, że jak brakowało jej pieniędzy, to biegała z obłędem w oczach, kombinując, jak zdobyć gotówkę - wspomina Mirosław Mucha.
Anny K. broni Agnieszka Szwed z Alarmowego Funduszu Nadziei na Życie. - Włączyła się w akcję sterylizacji kotów, zapłaciła za zabieg 17 zwierząt. Adoptowała również starego psa, którym opiekowała się we własnym domu. Stworzyła mu naprawdę godziwe warunki - zapewnia pracownica AFNnŻ.
Dodaje, że jej pogląd na działalność Anny K. zmienił się diametralnie po odkryciu makabrycznych warunków, w jakich przetrzymywała zwierzęta.
- Ciężko jest mi uwierzyć w to, że za jej postępowaniem stoi tylko wyrafinowanie i chęć zysku - podsumowuje Szwed.
O szefowej Fundacji zrobiło się głośno w połowie maja, kiedy policja odkryła na jej posesji w Podłężu kilkadziesiąt worków z martwymi zwierzętami.
Działka w Podłężu to kolejne - po Kłaju i krakowskim mieszkaniu przy ul. Pawiej - miejsce, w którym Anna K. przetrzymywała w bardzo złych warunkach psy i koty.
Osoby, które czują się pokrzywdzone przez działalność podejrzanej, mogą przesłać informacje na poniższy adres e-mailowy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?