Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znęcała się nad zwierzętami tylko dla zysku

MARCIN BANASIK
Fot. TOZ
Fot. TOZ
Owładnięta fobiami, ale też cyniczna, wyrachowana, traktująca ludzi instrumentalnie. Kiedy brakowało jej pieniędzy, biegała z obłędem w oczach - tak o Annie K., prezes fundacji "Ludzie w Potrzebie Zwierzętom", której prokuratura zarzuca znęcanie się nad zwierzętami, wypowiadają się wolontariusze, właściciele hoteli dla zwierząt i pracownicy organizacji prozwierzęcych.

Fot. TOZ

PRAWO. Wolontariusze: Anna K. zwodziła nas pięknymi wizjami, ale przerażała działalnością

"Jako byli wolontariusze, także wykorzystani i oszukani przez Annę K., staramy się ze swojej strony zrobić wszystko , by uniemożliwić jej dalszą działalność, a zwłaszcza tak zwaną "opiekę" nad zwierzętami , która jak widać kończy się dla nich w sposób tragiczny i pełen cierpień" - piszą w liście do redakcji "Dziennika Polskiego" współpracownicy podejrzanej.

Większość z nich widzi w byłej szefowej osobę, która chciała dorobić się na krzywdzie zwierząt. Twierdzą, że początki znajomości z nią tego nie zapowiadały. - Kiedy ją poznałam, zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Opowiadała o stworzeniu ośrodka dla starych i schorowanych psów. Czułam, że chce pomagać zwierzętom - mówi Wiesława Włodarczyk, była wolontariuszka fundacji.

Pozytywne odczucia szybko jednak zastąpiły negatywne doświadczenia. - Anna K. zaczęła pożyczać pieniądze na utrzymanie zwierząt. Znalazło się wiele osób, które przekazywały jej nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Problem jednak w tym, że gotówka nie była przeznaczana na psy i koty - podkreśla Włodarczyk. Dodaje, że po pożyczeniu pieniędzy Anna K. przestawała odbierać telefony od ludzi, którzy jej pomogli.

Bożena Bator, właścicielka hotelu dla psów w Niepołomicach przyjęła psy od fundacji. Za opiekę miała dostać ponad tysiąc złotych. - Poza drobnymi kwotami od Anny K. nigdy nie doczekałam się pieniędzy za usługę - żali się Bator.

Mirosław Mucha, były wolontariusz, który pracował w schronisku w Kłaju, do dziś zastanawia się, czy szefowa fundacji jest osobą chorą psychicznie, czy też zaślepiła ją chęć zysku.

- Pamiętam, że jak brakowało jej pieniędzy, to biegała z obłędem w oczach, kombinując, jak zdobyć gotówkę - wspomina Mirosław Mucha.

Anny K. broni Agnieszka Szwed z Alarmowego Funduszu Nadziei na Życie. - Włączyła się w akcję sterylizacji kotów, zapłaciła za zabieg 17 zwierząt. Adoptowała również starego psa, którym opiekowała się we własnym domu. Stworzyła mu naprawdę godziwe warunki - zapewnia pracownica AFNnŻ.

Dodaje, że jej pogląd na działalność Anny K. zmienił się diametralnie po odkryciu makabrycznych warunków, w jakich przetrzymywała zwierzęta.

- Ciężko jest mi uwierzyć w to, że za jej postępowaniem stoi tylko wyrafinowanie i chęć zysku - podsumowuje Szwed.

O szefowej Fundacji zrobiło się głośno w połowie maja, kiedy policja odkryła na jej posesji w Podłężu kilkadziesiąt worków z martwymi zwierzętami.

Działka w Podłężu to kolejne - po Kłaju i krakowskim mieszkaniu przy ul. Pawiej - miejsce, w którym Anna K. przetrzymywała w bardzo złych warunkach psy i koty.

Osoby, które czują się pokrzywdzone przez działalność podejrzanej, mogą przesłać informacje na poniższy adres e-mailowy.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski