Wczoraj, w 10. dniu głodówki, Janusza Kowalika wspierał Janusz Korwin-Mikke, lider Nowej Prawicy Fot. Anna Kaczmarz
PROTEST. - Krakowscy urzędnicy zniszczyli mi firmę i życie. Nie odejdę, póki system się nie zmieni - mówi Janusz Kowalik.
- Firma rozwijała się błyskawicznie. W 2005 roku jej sprzedaż sięgała 17 milionów euro, a w 2006 już 36 - mówi Kowalik.
Pod koniec 2005 r. w ISR rozpoczęła się kontrola Urzędu Kontroli Skarbowej. Urzędnicy sprawdzali funkcjonowanie spółki z 4 miesięcy tego roku. Po kilku miesiącach zapadła decyzja o zajęciu jej rachunku bankowego na ok. 700 tys. zł. Po odwołaniu złożonym przez spółkę dyrektor Izby Skarbowej uchylił tę decyzję. - Wtedy UKS rozszerzył kontrolę na cały 2005, 2006 i 2007 rok. W międzyczasie banki, słysząc o kłopotach firmy, wycofały się z jej finansowania. W 2007 musiała więc ogłosić upadłość - opowiada Kowalik.
W maju 2010 r. zapadła decyzja z kontroli UKS.
- Niczego nie znaleziono, więc posądzono mnie o firmanctwo (prowadzenie działalności pod cudzym szyldem dla uchylania się od opodatkowania - przyp. red.) - mówi Kowalik. Jak tłumaczy, uznano, że to on podejmował strategiczne dla spółki decyzje.
Według Kowalika, z powodu rzekomego firmanctwa ISR została obciążona kwotą 153 mln zł wcześniej odliczonego przez jej kontrahentów VAT. Firma nie ma pieniędzy, więc UKS żąda ich od jej prezesów, części klientów, a także od Janusza Kowalika, który ma zapłacić 12 mln zł.
- W tej chwili nie mam już nic. Walczę jedynie o dobre imię i o pokazanie, jak wydawane są decyzje w Krakowie - mówi Kowalik.
UKS o szczegółach swojej kontroli poinformuje dopiero po jej odtajnieniu przez Głównego Inspektora Kontroli Skarbowej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?