Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak ZUS gnębi wdowca, który zbytnio się starał

Redakcja
Stanisław nie walczy o siebie. Chce, by politycy dostrzegli absurdy wyniszczające takich jak on. "Typowych płatników". Fot. Anna Kaczmarz
Stanisław nie walczy o siebie. Chce, by politycy dostrzegli absurdy wyniszczające takich jak on. "Typowych płatników". Fot. Anna Kaczmarz
W ciągu 40 lat pracy oddał ZUS-owi około pół miliona złotych. Tyle samo wpłacił do kasy państwa w formie podatków. Mimo choroby serca skończył po sześćdziesiątce kilka kursów i znalazł pracę. Płaci sumiennie składki i podatki: 1100 złotych miesięcznie; 700 zł dokłada pracodawca. Co Stanisław, typowy polski dawca płatnik - czyli pozbawiony przywilejów pracownik na etacie - z tego ma? Na co może liczyć w przyszłości? To dziś jedno z najważniejszych pytań w Polsce - a jego waga rośnie z każdym dniem.

Stanisław nie walczy o siebie. Chce, by politycy dostrzegli absurdy wyniszczające takich jak on. "Typowych płatników". Fot. Anna Kaczmarz

"Jestem typowym polskim płatnikiem. Zapłaciłem składki, podatki za trzech. Spłodziłem, wykarmiłem kolejnych płatników. Pora umierać" - pisze do Donalda Tuska 63-letni Stanisław P., wdowiec z Krakowa, ojciec czwórki dzieci.

W pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku, w wyniku wejścia na rynek pracy wyżu lat 80., liczba Polaków w wieku produkcyjnym wzrosła o 1,4 mln, powiększając szczęśliwie grono płatników. Utrzymują oni szkoły, uczelnie, drogi, przychodnie, szpitale, urzędy, policję, armię, pomoc społeczną i system emerytalno-rentowy.

Rok temu rzesza płatników zaczęła jednak topnieć. Jeszcze w tej kadencji Sejmu będzie o milion mniej pracujących i o milion więcej świadczeniobiorców. Potem sytuacja się pogorszy.

Współcześni płatnicy dokonują rzeczy w dziejach niebywałej: odkładają na swe przyszłe emerytury, a jednocześnie finansują wypłaty emerytur i rent według starych zasad. Owe stare zasady są przy tym o wiele korzystniejsze niż nowe. Gdyby było inaczej, już dziś większość emerytów i rencistów nie miałaby za co żyć. Ich świadczenia są przynajmniej o jedną trzecią wyższe wyłącznie dzięki temu, że budżet państwa dokłada grube miliardy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Skąd? Z kieszeni płatników. Których liczba, jako się rzekło, maleje.

Przesunięcie wieku emerytalnego ma sprawić, że płatnicy będą płacić dłużej. Ale polskie przepisy i praktyki ZUS wcale temu nie sprzyjają. Obecny system, pełen dziur, niesprawiedliwych wyjątków i przywilejów, często nagradza bierność i cwaniactwo. Uczciwi, pracowici wychodzą na idiotów.

Nie dla wdowca renta

Kiedy jedenaście lat temu zmarła żona Stanisława, 52-letni wdowiec poprosił ZUS o rentę rodzinną. Argumentował, że czworo dzieci wciąż się uczy, a samotnemu mężczyźnie trudniej niż pełnej rodzinie prowadzić i utrzymać dom.

ZUS odmówił, tłumacząc, że "zmarła nie przepracowała odpowiednio długiego okresu (przebywała na urlopach macierzyńskich, a po urodzeniu czwartego dziecka zajmowała się domem)". Słowem: nie spełnia kryteriów. Stanisław odwołał się do prezesa ZUS. Zwrócił uwagę, że wnioskuje o przewidzianą w ustawie rentę w drodze wyjątku, w przypadku której długość pracy nie ma znaczenia. Bez efektu.

Analizując "etyczno-logiczny aspekt tej decyzji", Stanisław zadał istotne pytania: "Czy matka Polka, która urodziła czworo dzieci, wychowując je na uczciwych i wykształconych obywateli, popełniła grzech lenistwa? Czy proces wychowawczy, tradycja, przekazywanie zasad, są czymś nieistotnym, a prowadzenie domu licznej rodziny - lekkoduchostwem?".

Zdaniem krakowianina przykład ten świetnie pokazuje, jak bardzo (nie) zależy państwu na dzietności obywateli. Żadne becikowe tu nie pomoże.

Żona Stanisława zmarła w kwiecie wieku, a ostatnie dziecko urodziła tuż przed przełomem 1989 roku, gdy wybuchło 20-procentowe bezrobocie. Jeśli świadczenie nie należy się komuś takiemu, jak bezrobotny wdowiec z czwórką dzieci - to komu?

Odpowiedź jest brutalna. Gdyby to on umarł, jego 50-letnia żona dostałaby wysoką rentę rodzinną. Dożywotnią! Renty takie - średnio 1550 zł - pobiera w Polsce blisko 1,3 mln osób. Trzy czwarte to wdowy, które same przeważnie nigdy nie pracowały. 300 tysięcy jest w wieku produkcyjnym. Większość, zwłaszcza tych młodszych, nie ma dzieci lub ma tylko jedno.
Pod koniec zeszłego roku rząd ogłosił, że przesuwając wiek emerytalny zmieni także zasady przyznawania wdowich rent: za 10 lat uprawnione do nich byłyby osoby 55-letnie, a za 20 lat - 60-letnie. Wszystko po to, by 60-latka z 40-letnim stażem nie tyrała na 50-latkę, która nigdy nie pracowała. A tak bywa.

- 50-letnie wdowy powinny pracować. Są zdrowe, sprawne. Czemu mamy je utrzymywać? - pytał Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Przedsiębiorców Prywatnych Lewiatan, podając, że kosztuje to płatników od 1,5 do 2 mld zł rocznie. Zyskał miano bezdusznego zwyrodnialca okradającego wdowy.

Tymczasem w funduszu rentowym powstała wielka dziura. By ją zasypać, potrzeba od 14 do 19 mld zł rocznie. Pieniądze są wyjmowane z kieszeni płatników, w tym Stanisława. Bo skąd?

Siła kilofa

Żeby było jasne: Stanisław nie chce, by cokolwiek komukolwiek zabierać. Wierzy w ludzką solidarność i pragnie być solidarny. Prosi tylko, by traktować wszystkich mniej więcej równo i sprawiedliwie. A jak jest?

Najwyższe renty rodzinne (2700 zł) są na Śląsku. Pobierają je głównie wdowy po górniczych emerytach lub górnikach: w 85-tysięcznej rzeszy biorców rent stanowią one grubo ponad 90 procent. Wbrew pozorom, żony ofiar wypadków śmiertelnych to margines (w zeszłym roku w kopalniach węgla zginęło 20 osób), większość mężów zmarła śmiercią naturalną. A górnicy żyją dzisiaj tylko kilka miesięcy krócej niż reszta mężczyzn w Polsce.

Związkowcy tłumaczą, że "zgodnie ze śląską tradycją żony zajmują się prowadzeniem domu, wychowaniem dzieci, nie mają kwalifikacji, więc po śmierci męża nie ma dla nich pracy".

Poza tym "rząd nie robi łaski, bo górnik płaci składki rentowe, więc zarabia z nawiązką na rentę dla żony". Czy to prawda?

Górnicy przechodzą na emeryturę znacznie wcześniej niż reszta Polaków: dwie trzecie robi to przed pięćdziesiątką (choć na przykład w Czechach, przy identycznych warunkach pracy, wiek emerytalny górników jest taki sam jak w systemie powszechnym: 63 lata). To zasługa przywilejów wywalczonych przez górniczą brać kilofami pod Sejmem.

Nikt nie neguje, że praca w kopalni jest ciężka. Problem w tym, jak wylicza się emeryturę górnika, a więc i rentę po nim. I kto za to płaci.

Każdy rok pracy pod ziemią ZUS mnoży przez 1,8, przez co średnia górnicza emerytura wynosi dziś 3,3 tys. zł. Gdyby nie to, górnicy dostawaliby tyle, ile reszta obywateli tyrających (przeciętnie o 7 lat dłużej) w warunkach szkodliwych: 1,7 tys. zł. Skąd rząd bierze 4 mld zł rocznie, by dać im więcej? Górnicze emerytury i wdowie renty finansuje - w imię sprawiedliwości i solidarności - typowy płatnik.

W lutym rząd wycofał się z pomysłu wydłużenia wieku uprawniającego do wdowiej renty. Okazało się też, że nie ruszy emerytur górniczych ani rent rodzinnych po zmarłych funkcjonariuszach: świadczenie ustalane będzie nadal na podstawie ostatniego uposażenia zmarłego.
Wdowom po innych pracownikach, płatnikach, muszą wystarczyć dużo niższe kwoty. Wdowcom, którzy przeharowali 30 lat i których żony pracowały "zbyt krótko", świadczenie z zasady nie przysługuje.

Nie umorzę, bo się starasz

Niedługo po śmierci żony Stanisław stracił pracę. Żeby rodzina miała co jeść i dzieci mogły się uczyć, skończył w pośredniaku kurs biznesu, wziął 40 tys. zł kredytu, dołożył oszczędności życia i uruchomił bar. Zapowiadało się dobrze, wpadali znani poeci, aktorzy, profesorowie, ale właściciel kamienicy podniósł dwukrotnie czynsz. Wdowiec nie potrafił tego unieść (spłacał kredyt), mimo to nie wyrejestrował firmy. Błąd. Prawne potyczki trwały długo, nie zarabiał. Choć zamienił 98-metrowe mieszkanie na o połowę mniejsze, nie miał z czego opłacić składek na ZUS. Uzbierało się 25 tysięcy zł. ZUS wszczął egzekucję.

Wdowiec poprosił o umorzenie. Spełniał ustawowe kryteria: chory bankrut bez majątku, bezrobotny, z dwójką wciąż uczących się dzieci. ZUS uznał jednak, że "dłużnik nie jest niewypłacalny", bo ma: "książki, obrazy o charakterze pamiątki rodzinnej, samochód Fiat 125 p z 1978 r. o wartości 400 zł, sprzedaż których mogłaby umożliwić podjęcie próby spłaty".

Ponad ROK później Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie ustalił, że sytuacja rodziny jest tragiczna, ale w jego opinii umorzenie składek zależy od woli ZUS. PÓŁTORA ROKU później Naczelny Sąd Administracyjny uznał to za bzdurę: ZUS nie może dowolnie stosować prawa; skoro ktoś spełnia kryteria, należy mu umorzyć dług. Kazał wydać nową decyzję.

Tymczasem Stanisław - po sześćdziesiątce, mimo choroby - zatrudnił się jako pomocnik murarza pod Warszawą, a potem znalazł robotę w księgowości. Okazał się pracowity i wydajny, robił kolejne kursy, dostawał podwyżki... Na swe nieszczęście.

Wydając ponowną decyzję w sprawie umorzenia składek, ZUS uznał, że "sytuacja płatnika się poprawiła" i zajął mu pensję: zagarnia co miesiąc blisko 1400 zł! "W interesie publicznym". Nie miało przy tym znaczenia, że mężczyzna zalega z czynszem za mieszkanie na 10 tys. zł i grozi mu eksmisja.

Z jednej strony trudno się ZUS-owi dziwić: dziura w ZUS osiągnęła kolosalne rozmiary, dramatycznie brakuje płatników, więc trzeba maksymalnie wydoić tych, którzy są.

Z drugiej strony... Gdyby Stanisław nie robił nic albo dorabiał na czarno - ZUS pewnie umorzyłby mu dług.

Gdyby był rolnikiem, to przez ostatnich 40 lat wpłaciłby do KRUS 20 tys. zł, zamiast pół miliona do ZUS, i od trzech lat brałby emeryturę finansowaną w 90 proc. przez płatników.

Gdyby był górnikiem, od dwóch dekad cieszyłby się godną emeryturą opłacaną w połowie przez płatników.

Gdyby był mundurowym, byłym esbekiem, aparatczykiem PZPR, peerelowskim sędzią lub prokuratorem, gdyby był agentem służb - ciągnąłby od lat od płatników parę razy więcej niż przymusowo zwraca ZUS-owi.
- Sądzę, że wcześniej umrę - mówi. - Nie doczekam emerytury. Chyba o to chodzi. Zaplanowana eutanazja. System musi się jakoś bilansować.

PS Światełkiem w tunelu dla Stanisława i wielu innych dłużników ZUS jest ustawa, której projekt powstał w Sejmie pod wpływem tekstów "Dziennika Polskiego": ścigani przez ZUS będą mogli wystąpić o umorzenie zaległych składek i kar.

Zbigniew Bartuś

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski